Lepsza od niej była w filmie tylko muzyka autorstwa Maurice'a Jarre'a; genialny temat, który prócz tego, że dał sobie radę z ciężarem epickich dziejów Lawrence'a, sprawiał wyobrażenie przyklejonego do monumentalnych krajobrazów Wadi Rum.

Kilka dni temu, szukając w sieci fragmentów ścieżki dźwiękowej do „Lawrence'a", trafiłem na dziwny filmik; oto w rytm muzyki Jarre'a po nieokreślonej pustyni (podpis sugeruje, że rzecz się dzieje w Second Life) kroczy piękna hinduska dziewczyna. Na czole, szyi i w uszach złota biżuteria, na rękach bransolety. Ciemny satynowy stanik zasłania piersi, nogi zaś przykrywa długa, tradycyjna spódnica. Dziewczyna kroczy dziarsko przez piaski. Wokół żadnego punktu odniesienia. Tylko nieskazitelnie błękitne niebo, a u stóp morze piasku. Gdzie idzie? Nie wiadomo. Po jakimś czasie dostrzegamy, że zaczyna czuć się zmęczona. Zrzuca więc spódnicę. Dopiero teraz widać, że jest bardzo wysoka i ma figurę modelki. Na nogach satynowe spodnie. Kroczy dalej, ale coraz mocniej widać zmęczenie. Zaczyna słaniać się na nogach.

Po chwili, gdy orkiestra Maurice'a Jarre'a uderza w bardziej dramatyczne tony, dziewczyna się potyka. Zmęczenie jest ponad jej siły. Potyka się ponownie. Potem zatrzymuje. Znowu słania na nogach. Przyklęka; próbuje podnieść. Ale znów upada. Po chwili widać, ze nie może już iść dalej. Kładzie się na piasku; to nie odpoczynek, nie poszukiwanie wytchnienia, ale łagodna rezygnacja. Wirtualna kamera cofa się, kadr poszerza. Ciało dziewczyny jest coraz mniejsze, a w miarę jak wirtualny operator odchodzi w przestrzeń, coraz wyraźniej widać błękitne jezioro falujące niemal u stóp dziewczyny. Ona go nie widzi; umiera z pragnienia na jego brzegu. To ostatnie takty muzyki i tak film się kończy.

Zamieściła go osoba o nicku Jadeneindia. Wszystko wskazuje, że jest to awatar z Second Life; trudno to sprawdzić, jeśli nie jest się uczestnikiem tej społeczności. Prawdopodobne jest również, że osoba ukrywająca się za awatarem ma jakiś związek z Indiami, tam mieszka bądź stamtąd się wywodzi, bo inne filmiki sygnowane przez Jadeneindia, wyraźnie dowodzą inspiracji etnicznych. Mniejsza; filmik na pozór jak tysiące innych, temat banalny, historyjka prosta. Nie powinna zwrócić niczyjej uwagi. Ale jest w niej coś, co porusza wyobraźnię i powoduje, że filmik niesie dodatkowe znaczenia. To tożsamość dziewczyny. Ona buduje symbolikę. Kreuje pewien niepokój. Trudno w tej prostej przenośni nie dostrzec próby opisu rzeczywistości. Trudno ją oderwać od kraju, który sugeruje strój dziewczyny, podzielonych kastowo Indii. Państwa, które mimo dość nachalnej propagandy postępu nie było w stanie uwolnić się od skrajnych nierówności. Gdzie wielkie fortuny sąsiadują z umierającymi na ulicach uczepionymi piersi matek niemowlętami. Z jednej strony bogactwo Delhi, z drugiej rodzice z zimną krwią mordujący niemowlęta płci żeńskiej, bo te rzekomo skazują rodzinę na ubóstwo. Gwałcone grupowo i bezkarnie dziewczęta, o które wymiar sprawiedliwości dopiero zaczyna się upominać. Bollywood i tłumy trędowatych kobiet, o które nikt nie jest w stanie zadbać.

Czy to tylko Indie? A sąsiadujące z nimi Pakistan czy Afganistan, gdzie twarz kobiety nie może bezpiecznie wyjrzeć zza czadoru, bo ryzykuje obcięcie uszu i nosa? A Bangladesz, gdzie kobieta wychodzi z fabryki tylko na chwilę, by się przespać w przeludnionej norze? A Iran, gdzie policja moralna w najlepszym wypadku aresztuje kobiety, które ośmieliły się pokazać publicznie bez przepisanego nakrycia głowy? A kobiety afrykańskie, na których wciąż praktykuje się obrzezanie? A dziewczęta gwałcone bezkarnie w slumsach Soweto i na przedmieściach miast Ameryki Łacińskiej? Czy ich los nie jest taki sam? Czyż są inne niż Europejki czy Amerykanki z północy? A ile je dzieli; jakie kosmiczne przepaści kultury, zamożności, praw osobistych i obywatelskich. Ileż osiągnęły kobiety w naszym świecie, na jakie ekstrawagancje mogą sobie pozwolić! Kobiety profesorowie, lekarze, adwokaci, politycy, architekci, a zarazem siostry, żony i matki. One po długim marszu przez pustynię doszły do wód jeziora. Ochłodziły się w jego wodach i zamieszkały na jego bezpiecznym brzegu. Żyją pewne swego i zdają się nie pamiętać o przebytej drodze. Ale to tylko iluzja, genius loci, bo przecież gdzie indziej wciąż jest inaczej. Czyż to nie dla nich jest dumna dziewczyna z Second Life? Czyż nie jest komunikatem? Wyrzutem sumienia? Próbą zwrócenia uwagi? Czyż nie symbolizuje tej gorszej części ludzkości, która nigdy nie dojdzie do upragnionego brzegu? Skona, zanim dotknie wargami powierzchni wody? Jakże często mówimy o braku solidarności wśród ludzi. Usta mamy pełne słów i wydaje nam się, że to wystarczy. A może odwrotną tego stroną jest brak umiejętności dostrzegania sensów? I to ona jest najważniejsza?