Co parę dni toczę z Wojtkiem walkę, aby w swoich tekstach używał słów powszechnie zrozumiałych, najlepiej polskich, aby wyjaśniał trudniejsze pojęcia i nie odwoływał się do toposów, które są niezrozumiałe dla większości czytelników.
Żeby nie było wątpliwości – sam tego chciałem. Kiedy namawiałem Wojtka, aby pracował z nami przy redagowaniu Plusa Minusa, wiedziałem, z kim mam do czynienia. Imponowało mi, że kiedyś, gdy na głos zastanawialiśmy się nad źródłem jakiegoś klasycznego cytatu, zza szafy odzywał się jego głos bezbłędnie wskazujący, skąd dana wypowiedź pochodzi.
Wojtek to klasyczny intelektualista rodem z ubiegłego wieku. Człowiek, który nie trzyma swojej wiedzy w ukryciu, ale stara się jej używać. Niestety, czasem w stopniu nieumiarkowanym, co u nieprzygotowanego słuchacza może wywołać zmieszanie, a nawet uczucie wstydu z powodu własnej niewiedzy.
Ci, którzy nie lubią się wstydzić, mogą jednak się uspokoić. Po pierwsze – takich Wojtków już dziś jest bardzo niewielu. Po drugie – ekipa obecnie dzierżąca stery naszej państwowej nawy zrobi wszystko, co w jej mocy, aby za kilkadziesiąt lat już ich w ogóle nie było. Bo takie będą skutki rugowania historii z powszechnego szkolnictwa i powolnego niszczenia uniwersyteckiej humanistyki.
Wiedza, jaką dysponuje Wojtek, przez wielu obecnych zarządców państwa polskiego jest uważana za bezużyteczną. Nie nadaje się ani do obliczenia kubatury kolejnego biurowca stawianego właśnie nieopodal naszej redakcji, ani do oceny efektywności powszechnych funduszy emerytalnych. Po cóż człowiekowi znajomość teorii filozoficznych i swobodne operowanie tropami literackimi, skoro nie czyni to życia wygodniejszym i bardziej komfortowym – a czasem wręcz przeciwnie: nasuwa moralne dylematy, które sprawiają, że codzienność staje się ciężarem?