Himalaje cynizmu

Jeśli szamani prawicy, czyli Kania, Sakiewicz lub Targalski, powiedzą, że uważają, iż Jezus z Nazaretu jest „resortowym dzieckiem”, to z taką interpretacją się nie dyskutuje.

Publikacja: 17.01.2014 12:14

Nie miałem zamiaru pisać tekstu na temat książki „Resortowe dzieci. Media" autorstwa Doroty Kani, Jerzego Targalskiego, Macieja Marosza. Po pierwsze dlatego, że ludzi oceniam po ich słowach i czynach, a nie po tym, kim byli ich rodzice. Tymczasem autorzy „Resortowych dzieci" gardzą tą fundamentalną dla mnie zasadą. I powiadają, że to, kim ty lub ja jestem dziś, to owoc tego, kim był twój ojciec czy matka.

Po drugie, prawicowi dziennikarze, w tym przypadku trio Kania-Marosz-Targalski, do perfekcji opanowali zasadę, którą gardził Jezus z Nazaretu, gdy przestrzegał swoich uczniów: „czemu to widzisz drzazgę w oku brata, a belki we własnym nie dostrzegasz". Jezus takich ludzi określił mianem obłudników.

Gwałt w świecie wartości

Niepomni tej świętej zasady autorzy „Resortowych dzieci" z werwą, ba, nawet pasją, lustrują i oceniają nieprawicowych kolegów dziennikarzy. Sęk w tym, że to ci pierwsi i wielu ich dzisiejszych towarzyszy z prawicy doskonale pasują do ukutego przez nich terminu „resortowe dziecko".

Dlaczego zdecydowałem się napisać o tej książce? Ano dlatego, że przez prawicowych czytelników zostałem zakwalifikowany jako „resortowe dziecko"

Ale ich historii w książce czytelnik nie znajdzie. Cynizm i arbitralność doboru bohaterów „prawicowego tria", co wypominają im dziś nawet niektórzy prawicowi koledzy po fachu, osiąga wysokość Himalajów.

Dlaczego więc zdecydowałem się napisać o tej książce? Ano dlatego, że przez prawicowych czytelników zostałem zakwalifikowany jako „resortowe dziecko". Przeczytałem o tym na prawicowych portalach: fronda.pl i wpolityce.pl.

Nie żebym się jakoś tym mocno przejął, ale zdałem sobie sprawę, że książka tria Kania-Marosz-Targalski jest doskonałym narzędziem, dzięki któremu konsekwentnie buduje się w Polsce świat prawicowej wyobraźni. Niestety, wyobraźni schorowanej. Wyobraźni, dla której każdy, kto nie jest dość prawomyślny, kto nie podziela świata „prawicowych wartości", jak choćby piszący te słowa, zostaje zakwalifikowany jako „resortowe dziecko".

Zajrzyjmy więc, by zobaczyć, jak konstruowany jest świat prawicowej wyobraźni. „Resortowe dzieci. Media" to opasłe, liczące ponad 400 stron tomisko, którego lektura – jeśli nie jest się mocno zdeterminowanym – nie należy do, by tak rzec, czystych przyjemności. Rozkoszy, które człowiek odczuwa, gdy zagłębia się choćby, dajmy na to, w „Księgę niepokoju" Fernanda Pessoi.

Mało: książka naszpikowana jest datami, IPN-owskimi dokumentami, cytatami... Po co? By sprawiać wrażenie, że jest chłodnym, pozbawionym ideologicznego zacietrzewienia zapisem tajnej wręcz budowy systemu medialnego III RP. Każdy, kto śledził choćby pobieżnie spory lustracyjne i dekomunizacyjne z książki „Resortowe dzieci", nie dowie się niczego nowego. Dlaczego zatem – słusznie zastanawia się już zniecierpliwiony czytelnik – zostały napisane „Resortowe dzieci"?

George Orwell pisał: „Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość". Prawicowi dziennikarze nie wychodzą z IPN, gdyż wierzą, że opisując na swoją modłę przeszłość, już dziś zdobywają przyszłość. A obecna „polityka historyczna" prawicy to doskonałe narzędzie, by ostatecznie definiować teraźniejszość. W jaki sposób?

Po pierwsze, prawicowi publicyści konsekwentnie budują swój język do opisu świata. Wierzą, skądinąd słusznie, że jeśli chce się rządzić daną wspólnotą, trzeba narzucić jej swój dyskurs, którym powinna ona zacząć mówić. Bo, jak wiemy, „język to więcej niż krew".

I rzeczywiście, prawicowi szermierze ćwiczą swoich czytelników w karnym powielaniu „prawicowego dyskursu". Ten słownik tworzą, przykładowo, następujące zwroty: „salon" – wskazuje na pogardę, „leming" – na politowanie, „przemysł pogardy" – na męczeństwo i, ostatni, „resortowe dzieci" – na styl myślenia...

Te określenia mają charakter piętna, którym prawicowi dziennikarze znaczą swoich ideologicznych przeciwników. Nazwanie kogoś „resortowym dzieckiem" ma de facto wykluczyć przeciwników politycznych „dziennikarzy niepokornych" z publicznej debaty...

Po drugie, książka tria Kania-Marosz-Targalski dokonuje gwałtu nie tylko na języku, ale także przewrotu w świecie wartości. Stawia ten świat na głowie. Dlaczego? Otóż ktoś mógł być w przeszłości opozycjonistą i ma „czystą kartę", jak choćby Jacek Żakowski, ale dziś jest po złej stronie mocy. Bo nie był zaciekłym lustratorem, nie wierzył w błogosławioną moc dekomunizacji, nie popierał IV RP i nie wierzy w zamach w Smoleńsku. Dlatego, choć nie jest „resortowym dzieckiem", to – jak się okazuje – zdradza „resortową mentalność".

Z drugiej strony ktoś w przeszłości był szują, bo doskonale odnajdywał się w PZPR, ale dziś został rozgrzeszony przez np. Jarosława Kaczyńskiego. I jest po właściwej stronie mocy, stąd uchodzi za wzór do naśladowania. Krótko: gwałt w świecie wartości prawica przeprowadza w ten sposób, że święty staje się łajdakiem, a łajdak przywdziewa szaty świętego.

Prawicowa nienawiść

Resortowe dzieci" to również klasyczny przykład działania resentymentu. Istota resentymentu skrywa się w przypowieści o lisie, który miał apetyt na słodkie winogrona. Tyle że winogrona wisiały zbyt wysoko. Lis jednakże tak wysoko nie sięga. Aby się jakoś pocieszyć, wmówił sobie, że winogrona są kwaśne. Tych, którzy mówili inaczej, uznał za kłamców.

Resentyment polega tu znów na odwróceniu – „przewrocie" – porządku wartości. Jak notował wnikliwy badacz świata aksjologicznego, ks. Józef Tischner, wartości wyższe zostają uznane za wartości niższe, a niższe za wyższe.

Skąd się to bierze? – pytał Józef Tischner. Ze słabości. Lis nie uznaje faktu, że jest mały. Przecież każdy wie, że lisy są wielkie. Zamiast pogodzić się z rzeczywistością, mści się na świecie wartości i przewraca go do góry nogami. Tyle że mszcząc się na porządku wartości, mści się w gruncie rzeczy na ludziach, którzy ten porządek reprezentują.

Czy rozpoznajemy w tym opisie zachowanie autorów „Resortowych dzieci"? Nie możemy zrobić tak dobrego tygodnika jak „Polityka", więc powiedzmy, że jest to pismo, które tworzą ludzie godni pogardy. Nie możemy zbudować sprawnej telewizji jak Polsat, więc napiszmy, że jest owocem systemu III RP. Resentyment sprawia, że porządek debaty publicznej, gdzie obowiązują szacunek, tolerancja, spór na argumenty, kompromis, zostaje przez prawicę odesłany do lamusa. Co zostaje? Nienawiść.

Sęk w tym, że nienawiść, jaka między słowami bije niemal z każdej strony „Resortowych dzieci" do ideologicznych wrogów autorów (bo prawica nie ma przeciwników, ale wrogów), nie jest podyktowana racjonalnym osądem sytuacji. Nienawiść nie chce patrzeć i nie potrafi dostrzec racji innych niż swoje. Nie umie sądzić, a debata publiczna bez władzy sądzenia nie istnieje. Prawicowa nienawiść daleka jest od poszukiwania dystansu wobec własnych uczuć. Dlatego w wybuchu nienawiści i zaślepieniu tak łatwo zadaje cios tym, którzy są Bogu ducha winni.

„Nienawiść uderza ślepo – powiedziała mi w jednej z rozmów prof. Barbara Skarga, która spędziła 10 lat w sowieckim obozie pracy. – Ślepnie tym bardziej, kiedy zastyga, gdy utrwala się, gdy – jak jad – się sączy. Wszystko tym jadem zatruwa, wszystko przesłania i tym samym odbiera możność rozumnej oceny".

Rzucanie przez „prawicowe trio" oskarżeń wobec czołowych dziennikarzy, że mają „resortowy rodowód" lub „mentalność resortową", pokazuje, że prawicowi dziennikarze płoną z nienawiści. I zdradza: to już nie dziennikarze, lecz dziennikarscy mściciele. Do działania nakręca ich nie dociekanie prawdy czy opisywanie świata, ale chęć zdyskredytowania i odebrania społecznej legitymizacji tym dziennikarzom, których uznają za swoich wrogów i wrogów swojej jedynej partii, jaką jest dla nich PiS.

Bo to oni, tzw. dziennikarski salon jest winien bólu, jaki dziś muszą znosić prawicowi żurnaliści. I tylko klęska oraz pozbawienie wpływu obecnych autorytetów dziennikarskich pozwoli ten ból ukoić. System medialny padnie dopiero wówczas, gdy Targalski znów będzie rządził Trójką, a Kania zostanie prezeską TVP.

Kto mieczem wojuje

Czy dyskusja z autorami „Resortowych dzieci" i ich politycznymi protektorami ma sens? Nie. Po pierwsze dlatego, że – skoro uznaje się sposób działania prawicowych mścicieli za naganny – to należy zaniechać także ich metody: używania historii jako pałki, a nienawiści jako paliwa do działania. Jeśli przyjąłbym ich metodę działania, którą odrzucam, to czym różniłbym się od Kani czy Targalskiego?

Po drugie, rodzima prawica to nie wspólnota, gdzie jedną z wartości, które się ceni, jest krytycyzm. Dla dziennikarskiej prawicy fakty nie istnieją, gdyż liczą się tylko interpretacje. Dlatego jeśli szamani prawicy, czyli Kania, Sakiewicz lub Targalski, powiedzą, że uważają, iż Jezus z Nazaretu jest „resortowym dzieckiem", to z taką interpretacją się nie dyskutuje. W nią się wierzy. Nie dziwi więc, że w obozie prawicowym panuje zasada: „albo jesteś z nami, albo jesteś przeciw nam". Albo przyjmujesz, że Monika Olejnik to „resortowe dziecko", albo good bye.

Po trzecie, Kania-Marosz-Targalski zapomnieli o innej ewangelicznej przestrodze: „kto mieczem wojuje, od miecza ginie". Jest więc nawet zabawne oglądać, jak „Resortowe dzieci", które miały stać się śmiertelnym młotem na tzw. dziennikarzy salonowych, stają się źródłem wewnątrzprawicowej wojny. Gdzie na dobre rozpętała się licytacja na odwagę i intelektualny dorobek między Dorotą Kanią i Piotrem Zarembą. Cóż, trzeba mieć nadzieję, że ten arcyciekawy spór zostanie rozstrzygnięty raz na zawsze. ?

Autor jest filozofem i publicystą, redaktorem naczelnym kwartalnika „Instytut Idei" i szefem związanego z PO Instytutu Obywatelskiego

Nie miałem zamiaru pisać tekstu na temat książki „Resortowe dzieci. Media" autorstwa Doroty Kani, Jerzego Targalskiego, Macieja Marosza. Po pierwsze dlatego, że ludzi oceniam po ich słowach i czynach, a nie po tym, kim byli ich rodzice. Tymczasem autorzy „Resortowych dzieci" gardzą tą fundamentalną dla mnie zasadą. I powiadają, że to, kim ty lub ja jestem dziś, to owoc tego, kim był twój ojciec czy matka.

Po drugie, prawicowi dziennikarze, w tym przypadku trio Kania-Marosz-Targalski, do perfekcji opanowali zasadę, którą gardził Jezus z Nazaretu, gdy przestrzegał swoich uczniów: „czemu to widzisz drzazgę w oku brata, a belki we własnym nie dostrzegasz". Jezus takich ludzi określił mianem obłudników.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał