Przed świętami Bożego Narodzenia sędzia federalny Richard Leon na krótko zepsuł humor wielkim amerykańskim operatorom telefonicznym i wszechpotężnej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, uznając, że ujawnione przez Edwarda Snowdena podsłuchiwanie wszystkiego, co tylko da się podsłuchać, było „prawie na pewno" pogwałceniem Czwartej Poprawki Konstytucji Stanów Zjednoczonych.
Bezradne sądy
Rozległy się oklaski. „Są jeszcze sądy w Ameryce..." – przeczytałem komentarze amerykańskich internautów. Oto pojawiła się szansa ukrócenia powszechnego szpiegowania wszystkich – od służbowej komórki Angeli Merkel po prywatny telefon mechanika samochodowego z Hartford w stanie Connecticut, który coś plótł o „bombowej zabawie".
Nic z tego. Jeszcze przed sylwestrem działacze Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich (ACLU), organizacji walczącej o prawo do prywatności i wolności słowa, usłyszeli w sądzie okręgowym w Nowym Jorku, że ich pozew nie może być rozpatrywany. Sędzia William Pauley uznał, że podsłuchy NSA nie naruszają prawa, a tym bardziej nie ma mowy o pogwałceniu Czwartej Poprawki. Jak się wyraził, „prawo do wolności od wyszukiwania [danych] jest istotne, ale nie absolutne".
Tak naprawdę żadne instrukcje, sądy i poprawki do wszystkich konstytucji państw nie zmienią już nowego porządku świata, który narodził się wraz z komputerami, teleinformatyką, wielkimi sieciami i wszechobecną telefonią komórkową
Dla sądu najważniejszy okazał się (kwestionowany przez obrońców prywatności) argument, że zbieranie danych jest konieczne dla zwalczania terroryzmu. Tymczasem ACLU twierdzi, że nie istnieje wiarygodny dowód na to, by zbieranie danych udaremniło choćby jeden akt terrorystyczny (musiał to przyznać sam dyrektor NSA, generał Keith B. Alexander, przesłuchiwany w październiku przez członków komisji sprawiedliwości Senatu USA).
Organizacja chce dalej prowadzić walkę, ale będzie to już bardzo trudne, o ile nie niemożliwe. Oczywiście atmosfera wokół NSA się zmieniła i agencja zapewne nie będzie mogła tak bezczelnie (a przynajmniej nie bez zgody prezydenta) podsłuchiwać wszystkich i wszystkiego. Amerykanie nie będą chcieli ryzykować konfliktów z sojusznikami i odpuszczą sobie podsłuchiwanie telefonu kanclerz Niemiec, premiera Wielkiej Brytanii albo prezydent Brazylii Dilmy Rousseff (to akurat okazało się bardzo kosztowne, bo po ujawnieniu afery Brazylia z zemsty zrezygnowała z zakupu myśliwców USA).