Krym i ułuda pokoju

Mieszkańcy tradycyjnie sytego i bezpiecznego Zachodu troszczą się przede wszystkim o zachowanie swego spokojnego i zyskownego ładu rynkowego. Pojęcia wojny i pokoju sytuują się w ich wyobraźni przede wszystkim w płaszczyźnie „mieć”, nie sięgając dramatycznych pytań o „być”.

Aktualizacja: 23.03.2014 09:31 Publikacja: 21.03.2014 23:24

Stefano Torelli, „Triumf Katarzyny Wielkiej nad Tatarami” – obraz alegoryczny z 1772 roku. Jakie płó

Stefano Torelli, „Triumf Katarzyny Wielkiej nad Tatarami” – obraz alegoryczny z 1772 roku. Jakie płótna zawisną jutro na Kremlu?

Foto: Getty Images

Red

Mieszkańcy tradycyjnie sytego i bezpiecznego Zachodu troszczą się przede wszystkim o zachowanie swego spokojnego i zyskownego ładu rynkowego. Pojęcia wojny ?i pokoju sytuują się w ich wyobraźni przede wszystkim w płaszczyźnie „mieć", nie sięgając dramatycznych pytań o „być".

Jacek Borkowicz w świetnym, publikowanym przed tygodniem na łamach „Plusa Minusa" szkicu przypomniał dawną i niedawną historię Tatarów Krymskich, a tym samym uświadomił nam lepiej, czym naprawdę jest Krym, kraj po raz kolejny najechany i okupowany przez Rosjan. Warto z tego obrazu wyciągnąć wnioski. Moje wyglądają, jak następuje:

I.

Atak na Krym to nie tylko porachunki rosyjsko-ukraińskie i zapowiedź, że kiedyś, może niedługo, Rosja zechce posunąć się jeszcze dalej. Już ten atak jest wojną z Europą. Wojną wcale nie dyplomatyczną, nie zimną, ale całkiem materialną i gorącą. I skierowaną przeciwko europejskości, pojmowanej – słusznie lub niesłusznie – jako pewna całość cywilizacyjna, kulturowa, a więc i przyjmująca pewne wspólne normy polityczno-prawne.

II.

Wróćmy jeszcze na chwilę do czasów pradawnych. Krym od niemal dwóch tysięcy lat stanowił stację graniczną między Azją a Europą. Tędy ciągnęły kolejne ludy barbarzyńców azjatyckich, które po przejściu przez ten półwysep stawały się... barbarzyńcami europejskimi. Tak było w kolejnych stuleciach z Hunami, Chazarami, Pieczyngami, Połowcami, a towarzyszyli im idący z poduralskich, ale europejskich kresów Ugrofinowie, Madziarzy i Bułgarzy. Przemiana i pasowanie na Europejczyka dokonywały się w krymskim tyglu nadmorskich kolonii handlowych Fenicjan, Greków, Ormian, Żydów, a potem także Genueńczyków.

III.

Minęły wieki. Gdy w XV wieku Krym stał się najdalej na północ wysuniętym krańcem świata islamu, jego sytuacja graniczna przyjęła inny charakter. Konflikt między nie-Europą a Europą rozpościerał się między muzułmańskimi i zależnymi od Stambułu Tatarami z jednej a chrześcijańską Rzecząpospolitą Obojga Narodów z drugiej strony. Hej, poznałeś, co to Tatar, gdy ci dobrze skórę natarł... A najbliższym Krymowi chrześcijańskim ludem Rzeczypospolitej byli oczywiście prawosławni Kozacy, protoplaści dzisiejszych Ukraińców. Rosji tam jeszcze wtedy nie było... A zbudowany przez Tatarów na Krymie chanat był państwem ciekawej kultury prawnej i politycznej. Historyk i polityk sprzed wieku, Dżafar Seidamet, pisał o nim: „Chan miał swego Patriarchę, zwanego Mufti, swego premiera – Wezyra, ministra sprawiedliwości – Kadi-Askera i Wielką Radę – Dywan. Chanowie nie mogli rządzić bez Dywanu, który »konstytucjonizował« monarchię tatarską, wówczas, kiedy Europa chrześcijańska – pominąwszy Anglię, Polskę i Węgry – w swym pochodzie ku centralizmowi absolutystycznemu coraz bardziej oddalała się od konstytucji".

IV.

Rosja wkracza na Krym w drugiej połowie XVIII wieku stopniowo i w sposób nad wyraz charakterystyczny. Etap pierwszy to pomoc w „wyzwoleniu się" Krymu z zależności od osłabłej już w tym czasie muzułmańskiej i bliskiej kulturowo Turcji. Etap drugi to „propozycja" wejścia w autonomiczną podległość wobec przyjaznego mocarstwa carycy Katarzyny II. Etap trzeci – likwidacja chanatu krymskiego i administracyjne wcielenie Krymu w obręb cesarstwa. Tym aktom politycznym towarzyszą akcje skutecznego korumpowania elit świeckich i duchownych, oferty nadania rosyjskiego „dworianstwa" posłusznym nowej władzy, później stopniowe niszczenie ludności miejscowej przez zmianę statusu wolnych chłopów w rosyjskie pańszczyźniane poddaństwo, wreszcie – zaprzeczenie odrębnej narodowej i ograniczenie religijnej tożsamości Tatarów. Szczególnie ważna jest tu też intensywna kolonizacja Krymu przez bogatą i politycznie ustosunkowaną elitę rosyjskich „pomieszczyków". Wspaniale urozmaicona – południowa, nadmorska i górska – przyroda Krymu przyciąga najbogatszych ludzi z całej płaskiej na ogół Rosji. Proporcje narodowe i religijne populacji półwyspu zaczynają się chwiać już w pierwszej połowie XIX wieku i proces ten postępuje z pokolenia na pokolenie i z dekady na dekadę.

V.

Reakcje Tatarów są różne: pierwszą jest motywowana religijnie emigracja z kraju, który przestaje być „ziemią Allaha" i zamienia się w „ziemię niewiernych". Ta oddolna tendencja zostaje szybko wykorzystana przez władze rosyjskie, które chcą pozbyć się ze zdobytych ziem politycznie niepewnych muzułmanów. Pod koniec stulecia Tatarzy postanawiają jednak trwać na miejscu. Wielką rolę odgrywa tu „ojciec narodu tatarskiego" – Ismail Bej Gaspyrały (Gasprinski), myśliciel i autor idei budowania nowego imperium rosyjskiego jako kraju dwóch religii i dwóch kultur – prawosławnej i muzułmańskiej. Był to moment, w którym droga samej Rosji i całego ogromnego pogranicza Azji i Europy mogła poprowadzić w zupełnie nowym kierunku. Propozycji tej nie podjął jednak nikt po stronie rosyjskiej, a sam dojrzewający do swej podmiotowości naród tatarski też do tej idei nie był skłonny. Dokonujące się na początku XX wieku odrodzenie narodowe Tatarów Krymskich jednoznacznie wybrało wierność islamowi, kontynuację własnych tradycji kulturalnych i polityczną przyjaźń z Turcją. Wtedy Rosja przegrała Krym po raz pierwszy.

VI.

Wybuchła równo 100 lat temu pierwsza wojna światowa okazała się wielkim przełomem w dziejach Europy. Dotychczasowa polityczna struktura całego kontynentu rozsypała się, a na jej gruzach pojawiły się najpierw zapowiedzi, a potem pierwsze realizacje czasów nowych, proklamujących – przynajmniej w teorii – niepodległościową zasadę samostanowienia narodów. Tatarzy Krymscy uwierzyli pięknej europejskiej nauce. Jako ofiary imperializmu rosyjskiego i uczuciowi sprzymierzeńcy Turcji nadzieje swe związali z blokiem państw centralnych. Gdy na Krymie pojawili się Niemcy, szanse niepodległości zdawały się rosnąć. Pojawiło się hasło odbudowy dawnej państwowości tatarskiej. Wielka klęska państw centralnych w wojnie światowej udaremniła te plany. W latach 1918–1920 na Krymie walczyły za to ze sobą dwie Rosje: czerwona, bolszewicka, i biała, pod wodzą Denikina, a potem Wrangla, nieudolnie wspomagana przez francuskich „interwentów", pragnących przywrócenia dawnego imperium carskiego. Z Tatarami – po staremu – nie liczył się nikt.

VII.

Zwyciężyli bolszewicy. W pierwszym sowieckim 20-leciu 1921–1941 specyfika dziejów Tatarów Krymskich zaciera się i wtapia w doświadczenia wielu narodów już wtedy ogarniętych przez ZSRR. Jest pierwszy głód – początku lat 20., po dziesięciu latach głód drugi, straszniejszy i bardziej zabójczy, ten, który świat nazwał potem wielkim głodem ukraińskim. Na żyznym i bogatym niegdyś Krymie zmarł wtedy co czwarty Tatar. Do wybuchu drugiej wojny światowej dotrwało ich jeszcze około 170 tysięcy. Byli duchowo wyniszczeni terrorem, prześladowaniami religijnymi, wreszcie – przymusową rusyfikacją. Gdy w latach 30. rodzimy alfabet zastąpiono im rosyjskim, wybuchły masowe protesty. W rezultacie wśród skazańców w łagrach na Syberii pojawiły się w znacznej liczbie imiona tatarskie. Nic szczególnego, „zwykła" sowiecka rzeczywistość. Tatarzy wiedzieli swoje: za bolszewików jeszcze gorzej niż niegdyś za cara.

VIII.

W 1941 roku nastąpiło nowe nieoczekiwane wahnięcie historii. Sowieci znikli, na Krymie znów pojawili się Niemcy. Tatarom, jak i Ukraińcom, Litwinom, Białorusinom, powiało nadzieją: być może jest to szansa zrzucenia sowieckiego – ale przez to samo rosyjskiego – jarzma. Niemcy witani byli jak wyzwoliciele. O zbrodniczości Hitlera przekonała się bardzo szybko cała zajęta przez niemieckie wojska Europa. Jego wielką polityczną głupotę najłatwiej było zobaczyć właśnie w Europie Wschodniej, na ziemiach narodów zniewolonych kiedyś przez carską Rosję, a teraz – w czasie wojny – odbieranych ich najnowszym katom – Sowietom. Powszechne tam pragnienie definitywnego oderwania się od Rosji stanowiło w ręku Hitlera znaczny kapitał polityczny, który należało mnożyć umiejętnym pobudzaniem nadziei niepodległościowych wśród tych, którzy ich łaknęli i skłonni byli uwierzyć w jakiekolwiek obietnice. Pewny siebie i gardzący wschodem Europy Hitler zaniedbał takich posunięć we wszystkich krajach tego regionu. Stracił na tym na pewno wiele. Oczywiście przegrali przy tym wszyscy, którzy swój los związali z mirażem jego sukcesu. Tatarzy Krymscy militarnie dali Hitlerowi bardzo mało – wszystkiego około 20 tysięcy ochotników. W antyniemieckim podziemiu walczyło ich równocześnie 12 tysięcy. Zawiązany jesienią 1941 roku pod niemiecką władzą Tatarski Komitet Narodowy stanowił jednak wyrazistą deklarację polityczną antyrosyjskości: niepodległość Tatarów miała być wolnością od Rosji.

IX.

Sowieckie oddziały wkroczyły z powrotem na Krym w lutym 1944 roku. W maju tegoż roku Stalin zdecydował o rodzaju karnych represji wobec buntowniczego i zdradzieckiego narodu: cała ludność tatarska półwyspu (wedle różnych źródeł od 191 do 238 tysięcy osób) w ciągu trzech tygodni została transportami sowieckiej bezpieki wywieziona z Krymu i osadzona w sowieckiej Azji Środkowej, głównie w Uzbekistanie.

Posunięcie to miało mieć charakter nieodwracalnego faktu historycznego: naród został w całości usunięty ze swego odwiecznego terytorium i przeniesiony na inny kontynent geograficzny. Do pozostawionych na Krymie osiedli, domostw, upraw i wszelkich nieruchomości w ciągu paru miesięcy zostało sprowadzonych 17 tysięcy rodzin, a więc zapewne około 100 tysięcy osób narodowości rdzennie rosyjskiej. W ich władanie przeszedł cały majątek deportowanej ludności tatarskiej. Równocześnie doszło do zniszczenia śladów historycznej obecności tatarskiej na Krymie, pomników ich kultury i religii – pamięć o nich miała zostać bezpowrotnie wymazana.

X.

Deportacja Tatarów Krymskich nie była jedynym wydarzeniem takiej skali – równocześnie przeprowadzono w ZSRR deportacje innych narodów. Podlegli temu także Czeczeni (408 tysięcy osób), Niemcy Wołżańscy (382 tysiące), Kałmucy (134 tysiące), Inguszowie (92 tysiące), Karaczajowie (76 tysięcy), Bałkarowie (43 tysiące osób). Status deportowanych w miejscach osiedlenia określało pojęcie „specosiedleńców", ludzi nieumieszczonych w łagrach, ale pozbawionych swobody opuszczania wyznaczonych im miejscowości. Ich dawniejsze autonomiczne republiki przestały istnieć, pamięć o niektórych spośród tych ludów zaginęła.

XI.

Nie wierzę w zemstę w polityce. Wielkich historycznych łajdactw i zbrodni etnicznych nie dokonuje się dla odwetu, ale w wyniku kalkulacji przyszłościowej: eliminuje się te grupy społeczne i te narodowości, które przeszkadzają dziś lub mogą przeszkodzić w czymś jutro. Tatarów Krymskich nie karano – chodziło o usunięcie niewygodnego obcego podmiotu z brzegów Morza Czarnego, a więc z ważnej strategicznie strefy wiodącego ku Europie pogranicza imperium sowieckiego.

XII.

Intensywna powojenna kolonizacja rosyjska Krymu nie stanowiła przeszkody dla dokonania gestu propagandowego, jakim miało być przekazanie Krymu z rosyjskiej do ukraińskiej republiki sowieckiej. Odbyło się to w 1954 roku, w ramach obchodu 300-lecia ugody perejasławskiej, która zapoczątkowała proces politycznego podporządkowania, a potem zagarnięcia Ukrainy przez Rosję. Teraz bratnia Rosja oddawała bratniej Ukrainie Półwysep Krymski – rzecz miała być swoistą szopką polityczną, pozorną, jak cała odrębność poszczególnych republik w całości Związku Radzieckiego. Krym był przy tym przekazywany jako materialny przedmiot czy bezludne terytorium – bez słowa o narodzie mieszkającym tam przez wieki, niegdyś tworzącym silne państwo, a przed dziesięciu laty w całości zesłanym do Azji i celowo wymazanym z historycznej pamięci.

XIII.

Sprawa Tatarów Krymskich stanowiła temat tabu przez kilkanaście lat. Dopiero od 1955 roku nazwa ich etosu zaczęła się pojawiać w przypadkowych i niepolitycznych tekstach. Nie wspomniał o nich Chruszczow w swym pamiętnym referacie na XX Zjeździe KPZR. Wreszcie w 1967 roku dokonana została symboliczna „rehabilitacja narodu" jako zbyt kategorycznie i generalnie potępionego pod koniec minionej wojny. Na Krym jednak wygnańcom powrócić nie pozwolono – mogli pozostać w Uzbekistanie lub rozproszyć się po całym ZSRR z wyjątkiem ich rodzinnej ziemi. Starający się o powrót do ojczyzny nazywani byli złowrogo krymskimi autonomistami, a pojęcie to kojarzyło się z grożącym wciąż łagrami zarzutem antyradzieckiego nacjonalizmu. W latach 1968–1969 w Taszkencie odbyły się procesy takich politycznych przestępców. Okazało się jednak, że ludzie ci nie są zupełnie sami. List otwarty ich 139 obrońców został przekazany na Zachód i wywołał pewien rozgłos. Pytanie o to, co stało się z Tatarami Krymskimi, zaczęło się tu i ówdzie rozlegać w Europie.

XIV.

Powroty Tatarów na Krym były zakazane niemal do końca istnienia ZSRR, choć zwłaszcza od połowy lat 80. zdarzały się indywidualne obejścia obowiązującej reguły. Powracający Tatarzy znajdowali oczywiście swe dawne domy i całe mienie w rękach nowych rosyjskich właścicieli, a zatem pojawienie się w ojczyźnie oznaczało dla nich nędzę i konieczność budowy od zera swego materialnego bytu. Suma tych indywidualnych dramatów oznaczała narastający problem społeczny.

XV.

Akcja powrotu na Krym przybrała wymiary masowe, począwszy od roku 1990. Powróciło wtedy do ojczyzny około 90 tysięcy osób, a po dwóch latach łączna liczba repatriantów przekroczyła 170 tysięcy. Upadek ZSRR zmienił zasadniczo polityczny sens powrotu. Powracający na Krym wydostawali się z Rosji, trafiali do odrębnego państwa – Ukrainy. I to miało wagę zasadniczą, oznaczało wyjście z domu niewoli.

XVI.

Nie oznacza to jednak dla Tatarów końca ich narodowych problemów. Od 1990 roku status Krymu w łonie Ukrainy ma postać autonomii, a udział Rosjan wśród jego ludności po wszystkich kolejnych zasiedleniach imperialnych zdecydowanie przekracza 60 proc. Sami Tatarzy są w swym dawnym kraju zaledwie 15-proc. mniejszością, upośledzoną przy tym materialnie. W obecnym konflikcie ukraińsko-rosyjskim są najgoręcej po stronie Ukrainy, przewyższając pod tym względem rodowitych Ukraińców, stanowiących niespełna 25 proc. ogółu ludności krymskiej. Są jednak liczbowo za słabi, by przy urnach wyborczych decydować o dalszym losie Krymu. Sytuacja ta stanowi uderzający przykład politycznej niewydolności procedur formalnie demokratycznych i praworządnych, wybiórczo stosowanych w sytuacji historycznej, ukształtowanej wcześniej popełnioną zbrodnią i utrwalanej aktualną militarną przemocą. Kiedy o losie walczącego o wolność narodu decydować mają liczniejsze głosy najeźdźców, ta „demokracja" staje się synonimem niewoli.

XVII.

Komu rosyjski imperializm odbiera dziś Krym? Czy tylko Ukrainie? Czy nie bardziej jeszcze tylekroć wcześniej krzywdzonym Tatarom, tak uparcie – przez kolejne pokolenia i stulecia – pragnących wyzwolenia od Rosji? A wreszcie – czy nie odbiera Krymu samej Europie, która przez to ma znów stracić pradawny kopiec graniczny swej zachodniej cywilizacji?

XVIII.

Piszę te słowa w kilkanaście godzin po szopce krymskiego „referendum" – 95 procent frekwencji wyborczej, 98 procent za przyłączeniem Krymu do Rosji. Ukraiński premier Jaceniuk stwierdził, że dziwi go tylko, że wynik nie osiągnął 101 procent. W pełni się z nim zgadzam. Dziś odpowiadają na to europejscy dyplomaci i, jak można było sądzić po wcześniejszych deklaracjach i tonie wypowiedzi w różnych krajach, doczekaliśmy się słów gromkich i pustych. Europa jest niezdecydowana i zdezintegrowana. Funkcjonują w niej dwie zupełnie różne orientacje myślowe. Można widzieć je w postaci geograficznej mapy kontynentu, gdzie odróżniać będziemy Europę Zachodnią od Środkowo-Wschodniej. To jednak spore uproszczenie, bo w istocie chodzi o dwie odmienne hierarchie wartości i wynikające z nich postawy polityczne, nie zawsze zależne od geografii. Ludzie tradycyjnie syci i tradycyjnie bezpieczni – a taki na ogół jest Zachód – troszczą się przede wszystkim o zachowanie swego spokojnego i zyskownego ładu rynkowego. Pojęcia wojny i pokoju sytuują się w ich wyobraźni przede wszystkim w płaszczyźnie „mieć", nie sięgając dramatycznych pytań o „być". Rządzi nimi zatem kupiecka, a może raczej sklepikarska, hiperostrożność w podejmowaniu wszelkiego ryzyka. Pamiętam to z mych niezliczonych rozmów w zachodnioeuropejskich krajach w latach 80.: „przecież ta wasza »Solidarność« to wielka prowokacja Breżniewa – to może zniszczyć cały pojałtański ład i zagrozić pokojowi w Europie"...

XIX.

Doświadczenie naszej części Europy jest inne. Uczy, że nieprawdziwa jest dwuwartościowa logika, rozróżniająca tylko wojnę i pokój. Niewola nie zawsze jest otwartą wojną, ale nigdy nie jest pokojem. To nieustające trwanie podziemnego buntu, który na powierzchnię wydobędzie się dopiero jutro. A może już jutro. Dlatego głupotą jest rozstawianie dekoracji pokojowych, które mają zasłonić czyjąś niewolę i zagłuszyć odgłosy buntu. Przetrwają tylko do północy, rozsypią się przed świtem. Człowiek ulicy podejrzewa taki koniec, mówi mu o tym jego nieuczona intuicja. Bogacz łudzi się dłużej, dymiące zaś już wulkany jako ostatni spostrzega dyplomata. Od jutra będzie już deklamować inaczej.

XX.

Nie wiem, co powie mi internet za parę godzin. Na razie jednak mogę obserwować zdumiewające zjawisko ostatnich kilkunastu dni. Kolejne kraje naszej części Europy – Litwa, Polska, Estonia, a także odległa Turcja – wspierają Ukrainę, a w niej Krym, znacznie głośniej i bardziej zdecydowanie niż zachód kontynentu i samo brukselskie centrum. Podnoszą głos samodzielnie. Chciałoby się powiedzieć, że idea duchowej integracji naszych okolic, od pokoleń tęsknie wzywana przez wielu naszych marzycieli, zaczyna się wreszcie ucieleśniać w proteście przeciwko rosyjskiej agresji na Krym. Wbrew wszelkim podziałom stajemy razem. To pierwszy polityczny efekt polityki Putina.

XXI.

I wreszcie myśl ostatnia – może dla wielu czytelników dziwna lub nieważna, dla mnie bardzo istotna. Jak wydarzenia ostatnich dni postrzega na Krymie tatarski muzułmanin? Niewoląca go kolejny raz Rosja to dziś kraj znów odwołujący się do chrześcijaństwa. Ospała w swych reakcjach Europa to także chrześcijanie. Gorszą ich islamskie hasła dżihadu, czy jednak niewola, którą narzuca muzułmanom Putin, nie jest wypowiedzeniem islamowi wojny właśnie religijnej? Czy nie wzywa to do twardego wystąpienia w imię Proroka, bez oglądania się na fałszywe zapewnienia chrześcijan o ich chęci religijnego dialogu i porozumienia? Religijny aspekt dzisiejszej sytuacji Tatarów Krymskich to z pewnością sprawa uboczna w całym rosyjsko-ukraińskim i rosyjsko-europejskim konflikcie, który uwidocznił się właśnie na Krymie. Niemniej także i ona uwiera boleśnie moją chrześcijańską tożsamość. Coś z tym powinienem zrobić. Zastanawiam się co – i z kim...

Urodzony w 1939 roku autor jest historykiem idei, działaczem społecznym, profesorem nauk humanistycznych. Redaktor naczelny miesięcznika „Znak" w latach 1973–1977, był współtwórcą „Uniwersytetu Latającego" i Towarzystwa Kursów Naukowych, członkiem grupy ekspertów podczas strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku, zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność" w latach 1980–1981. Do jego najważniejszych książek należą „Rodowody niepokornych" (pierwsze wydanie w roku 1977), „Zatruta humanistyka" (1978, wydana poza cenzurą), „Ogniem próbowane" (1982–1990), „Baśń niepodległa, czyli w stronę politologii kultury. Wykłady witebskie". Ostatnio opublikował „Szańce kultur" (2013) i „Obok Orła znak Pogoni" (2013)

Mieszkańcy tradycyjnie sytego i bezpiecznego Zachodu troszczą się przede wszystkim o zachowanie swego spokojnego i zyskownego ładu rynkowego. Pojęcia wojny ?i pokoju sytuują się w ich wyobraźni przede wszystkim w płaszczyźnie „mieć", nie sięgając dramatycznych pytań o „być".

Jacek Borkowicz w świetnym, publikowanym przed tygodniem na łamach „Plusa Minusa" szkicu przypomniał dawną i niedawną historię Tatarów Krymskich, a tym samym uświadomił nam lepiej, czym naprawdę jest Krym, kraj po raz kolejny najechany i okupowany przez Rosjan. Warto z tego obrazu wyciągnąć wnioski. Moje wyglądają, jak następuje:

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Plus Minus
„Samotność pól bawełnianych”: Być samotnym jak John Malkovich
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Sztuczna inteligencja zabierze nam pracę
Plus Minus
„Fenicki układ”: Filmowe oszustwo
Plus Minus
„Kaori”: Kryminał w świecie robotów
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Plus Minus
„Project Warlock II”: Palec nie schodzi z cyngla