Tajna misja Krzysztofa Kolumba

Świat obiegła niedawno wiadomość o znalezieniu u wybrzeży Haiti wraku legendarnego żaglowca Krzysztofa Kolumba. Manuel Rosa, autor książki „Kolumb – historia nieznana", przekonuje jednak, że „Santa María" nigdy nie zatonęła. Odkrywca miał zostawić swój flagowy statek na brzegu, a tam spalili go tubylcy.

Publikacja: 01.08.2014 21:30

Replika „Santa Marii” u brzegów Nowego Jorku podczas regat w 1992 r. A dokąd dopłynął oryginał?

Replika „Santa Marii” u brzegów Nowego Jorku podczas regat w 1992 r. A dokąd dopłynął oryginał?

Foto: AP/East News, Alex Brandon Ale Alex Brandon

Red

Kiedy 13 maja tego roku Barry Clifford, znany amerykański poszukiwacz skarbów, pochwalił się mediom, że u wybrzeży przylądka Cap Haitien, na głębokości kilku metrów, znalazł wrak najsłynniejszego obok Arki Noego statku świata i zapowiedział, że chciałby stworzyć dla swojego znaleziska muzeum, prawie natychmiast swój sceptycyzm wyraziła Monique ?Rocourt, minister kultury Haiti. Szybko dołączyli do niej hiszpańscy badacze, którzy w 1991 roku na Haiti również poszukiwali śladów legendarnego żaglowca. Wiarygodność odkrycia Clifforda podważa też Manuel Rosa, portugalsko-amerykański historyk amator, choć wśród krytyków Amerykanina jest wyjątkiem, bo jego zdaniem żadnego wraku nigdy nie było.

Rosa od ponad 20 lat studiuje życie Kolumba i udało mu się dotąd wyszperać z portugalskich archiwów sporo dokumentów, które przeczą utartym przekonaniom innych badaczy – w swojej głośnej już książce o Kolumbie wywodzi przecież pochodzenie odkrywcy z dynastii Jagiellonów i portugalskiej arystokracji.

Komentując dla „Rzeczpospolitej" rewelacje Clifforda, Rosa nie ma wątpliwości, że Amerykanin nie znalazł wraku „Santa Maríi".

– Za bardzo zaufał słowom Kolumba z zachowanego dziennika podróży z 1492 roku i dał mu się wywieść w pole. Podobnie jak wielu badaczy przed nim, tropi widmo – mówi tajemniczo Rosa.

Operacja Indie

Czyżby wszyscy historycy, którzy uznawali dotąd, że „Santa María" zatonęła, się mylili? Clifford oparł swoje poszukiwania na pracach innego Amerykanina, profesora Uniwersytetu Harvarda Samuela Eliota Morisona. Ten ekscentryczny bostończyk, który jako ostatni cieszył się w USA przywilejem wjeżdżania na teren uczelni konno, był od dzieciństwa zafascynowany Kolumbem. W 1937 roku postanowił pożeglować śladami pierwszej wyprawy odkrywcy. Kilka lat później powstała jego książka „Admiral of the Ocean Sea", która zdobyła w 1943 roku nagrodę Pulitzera. To Morison zawęził miejsce ewentualnych poszukiwań „Santa Maríi". Wykluczał teren wschodniej części zatoki Cap Haitien, ale nie miał wątpliwości, że wrak istnieje.

Skąd wziął się więc pomysł, że wraku najsłynniejszego statku w historii morskich podróży nigdy nie było? Rozwiązanie tej zagadki znajduje się według Rosy w portugalskich dokumentach. Jego zdaniem Kolumb doskonale wiedział, że aby dopłynąć do Indii, trzeba żeglować na wschód, ale zorganizował wyprawę na zachód i przekonał hiszpański dwór, aby odwrócić ich uwagę od planów Portugalii. Krótko mówiąc, wyprawa z 1492 roku była tajną operacją szpiegowską, którą Kolumb przeprowadził na zlecenie Jana II, króla Portugalii. Dzięki Kolumbowi Portugalczycy mogli przemierzać drogę do Indii, opływając afrykański Przylądek Dobrej Nadziei i opanować handel przyprawami, nie będąc niepokojeni przez hiszpańską konkurencję.

Jakie Rosa ma na to dowody? Przypomina, że zanim Kolumb pojawił się na dworze Izabeli Kastylijskiej, mieszkał w Portugalii, gdzie został dopuszczony do wielu tajemnic związanych z odkryciami geograficznymi.

W 1488 roku Kolumb brał m.in. udział w spotkaniu, na którym król Portugalii i jego matematycy krok po kroku analizowali wyprawę wokół Przylądka Dobrej Nadziei Bartolomea Diasa. Od José Vizinho, nadwornego lekarza króla Jana, Kolumb dostał zaś bezcenne tabele astronomiczne, pozwalające ustalić pozycję statku na morzu bez pomocy Gwiazdy Polarnej, które z kolei Vizinho otrzymał od swojego żydowskiego nauczyciela, matematyka Abrão Zacuto. Miał je ze sobą w czasie pierwszej wyprawy.

Dlaczego nieznany wówczas żeglarz mógł poznawać tak cenne sekrety portugalskiego dworu? Rosa przekonuje, że jedynym wytłumaczeniem jest właśnie tajna misja na rzecz Portugalii, której podjął się na długo, zanim zawitał na dwór Izabeli. Na potwierdzenie swojej teorii Rosa przypomina mało znany fakt. W drodze powrotnej z pierwszej wyprawy „do Indii" Kolumb zatrzymał się najpierw w Lizbonie!

Według portugalskiego historyka dr. Carlosa Fontesa 11 marca 1493 roku w Vale do Paraíso na terenie posiadłości zakonu św. Jakuba Kolumb spotkał się z Janem II, królem Portugalii. Tego samego dnia uzyskał również audiencję u królowej Leonor w klasztorze Santo António da Castanheira w Vila Franca de Xira. Kolumbowi towarzyszył m.in. jeden z pilotów wyprawy Sancho Ruiz da Gama. Król Jan II otrzymał najprawdopodobniej wszystkie informacje na temat nowo odkrytych ziem i ich lokalizacji. Kolumb tłumaczył później Izabeli, że przyjął zaproszenie króla Portugalii, aby uniknąć... podejrzeń.

– Niezbyt przekonująca wymówka, prawda? – podsumowuje Rosa.

W rzeczywistości według Rosy Kolumb musiał kłamać, aby ukryć prawdziwe zamiary, także w dzienniku podróży z pierwszej wyprawy. – Nie spisywał go po to, żeby opowiedzieć królom katolickim prawdę, ale po to, aby ją ukryć – przekonuje Rosa. I tłumaczy: – Izabela nigdy nie dostała od niego, choć wielokrotnie o to prosiła, szczegółowych wyliczeń dotyczących trasy, którą przebył, i pozycji lądów, które odkrył.

Wrak, którego nie było

Dziennik Kolumba to według Rosy zbiór kłamstw zmieszanych z prawdziwymi informacjami i potrzebne są żmudne studia, aby nauczyć się je odróżniać. Sęk w tym, że właśnie w tym dzienniku pojawia się pod datą 25 grudnia 1492 roku adnotacja Kolumba o zatonięciu „Santa Maríi" i to na niej oparli swoje poszukiwania wraku Clifford i wielu innych badaczy przed nim.

Jak to tłumaczy Rosa? Jego zdaniem Kolumb w tym fragmencie kłamie, a prawdę znajdziemy dopiero we wpisie z 2 stycznia 1493 roku, w którym mowa jest o statku (Kolumb ma tu z pewnością na myśli „Santa Marię", bo używa słowa „nao", a nie „caravela", jak w przypadku pozostałych dwóch żaglowców, czyli „La Niña" i „La Pinta") znajdującym się na brzegu. Wszyscy badacze, jak mówi Rosa, wolą jednak wierzyć w zatonięcie i być może nawet nie doczytują dziennika do końca. Dlatego zdarzenia z 25 grudnia chcą widzieć tak, jak podpowiedział im Kolumb: morze było wtedy idealnie spokojne, a mimo to żaglowiec zostaje porwany przez prądy i zniesiony na mieliznę, silny odpływ unieruchamia go zaś na dobre, wszystko dzieje się niezwykle szybko i „Santa María" tonie.

Tymczasem wpis w dzienniku z 2 stycznia przeczy teorii o zatonięciu. Wynika z niego, że 2 stycznia Kolumb zszedł na brzeg Hispanioli (dzisiejsze Haiti), żeby pożegnać się z miejscowym wodzem Guacanagarí. Aby pokazać mu siłę ognia swoich dział, żeglarz rozkazał strzelić do „statku znajdującego się na brzegu". Kula miała przeszyć boki żaglowca. To według Rosy kluczowa informacja.

– Po pierwsze, jak to możliwe, że kula dosięgła jakiegoś celu znajdującego się kilka km od brzegu, a tam szukał przecież wraku Clifford, jeśli zasięg dział w XV wieku wynosił 600 metrów? – zastanawia się Rosa – nie mówiąc już o tym, że Kolumb pisze o całym statku na brzegu, a nie o jakichś jego częściach.

Niektórzy badacze mogą też według Rosy błędnie interpretować dziennik z powodu niedokładnego przekładu na angielski. Hiszpańskie zdanie, które pojawia się w oryginale pod datą 2 stycznia, brzmi: „La nao que estava en tierra", co po angielsku tłumaczono jako: „The ship was aground", czyli „statek osiadł na mieliźnie". – A to jest błąd. Zapisane w dzienniku hiszpańskie „en tierra" oznacza, że statek znajduje się na brzegu, a nie na jakiejś mieliźnie – uważa Rosa. Dodaje: – Gdyby Kolumb chciał powiedzieć, że „Santa María" osiadła na mieliźnie, użyłby słowa „encallada". Moim zdaniem Kolumb po prostu wymyślił mieliznę i błyskawiczne zatonięcie.

Skąd to wie? – Bo trudno w taką historię uwierzyć. Jest nielogiczna. Dlaczego żaglowiec miałby zatonąć na spokojnym morzu, osiadając na mieliźnie? – przekonuje Rosa. – Jeśli zarył w sam czubek tej mielizny, to po kilku godzinach nadszedłby przypływ i uwolniłby statek. Jeśli zaś uderzył w brzeg mielizny, to przy flaucie można go było łatwo odciągnąć na głębię.

Rosa wymienia też niewyjaśnione dotąd fakty i okoliczności, które podważają wiarygodność odkrycia Clifforda. W 1781 roku na lądzie w pobliżu dawnej osady wodza Guacanagarí, prawie 2 km od brzegu, odnaleziono w ziemi kotwicę z epoki Kolumba, prawdopodobnie z „Santa Maríi".

– Jeśli więc Clifford znalazł wrak, to jak ta kotwica znalazła się na lądzie? – zastanawia się Rosa. – Przecież w XVIII wieku nie było sprzętu umożliwiającego wydobycie tak ciężkich przedmiotów ani sposobu, aby ją pod wodą zlokalizować.

Z kolei w 1994 roku u wybrzeży Portugalii odnaleziono wrak statku „San Salvador", który zatonął w 1555 roku, a na nim dzwon pochodzący z „Santa Maríi". Skąd się tam wziął? Według Rosy Kolumb znalazł go na plaży w czasie drugiej wyprawy. Tylko tyle zostało z fortu La Navidad (Boże Narodzenie – red.), który rok wcześniej rozkazał wznieść na bazie pozostawionego na brzegu statku.

Głównym dowodem, który według Clifforda świadczy na jego korzyść, są kamienie balastowe, które spoczywają na dnie w miejscu poszukiwań. Kamienie pochodzącą z XVI wieku i, co najważniejsze, z Półwyspu Iberyjskiego. Jednak według Rosy to o niczym nie przesądza. – Kolumb mógł po prostu zrzucić balast z żaglowca, aby łatwiej dobić do brzegu, a jeśli nie, to przecież u wybrzeży Haiti rozbiło się wiele statków, na których podobne kamienie stanowiły balast – tłumaczy Rosa.

Jeśli to Rosa ma rację i Clifford szuka nieistniejącego nigdy wraku, co naprawdę zdarzyło się 500 lat temu na Haiti i gdzie według Rosy podziała się „Santa María", która przecież nie wróciła wtedy do Hiszpanii?

„Santa María" dobiła na rozkaz Kolumba do brzegu Haiti i już tam została. Wokół niej wzniesiono fort La Navidad. Nie z jej resztek, jak chce sądzić Clifford, ale z całości, bo przecież nawet gdyby statek rzeczywiście zatonął, nie udałoby się z niego wiele uratować. Nie jest przecież możliwe, argumentuje Rosa, aby na lekkich pirogach tubylców przewieziono na brzeg wielkie beczki z wodą, działa, zapasy żywności, a dodatkowo oderwano część burt na budowę fortu. Decyzja o pozostawieniu statku na brzegu też nie powinna nikogo dziwić, uważa Rosa. Kolumb podobnie postąpił na Jamajce, w trakcie czwartej wyprawy, gdzie ściągnięte na brzeg statki posłużyły za schronienie dla załogi.

Po co jednak Kolumb miałby unieruchomić flagowy żaglowiec, utrudniając w ten sposób powrót do domu? Po pierwsze, bez problemów wrócił na pokładzie żaglowca „La Niña", który według wpisów z dziennika cały czas krążył blisko „Santa Maríi". Po drugie, statek, w dodatku postrzelony, musiał zostać na Hispanioli, aby uniemożliwić powrót do Hiszpanii pozostawionej na wyspie części załogi, czyli osobom, które na wyprawę wysłała Izabela. Według Rosy Kolumb chciał się pozbyć ewentualnych świadków, którzy po powrocie mogliby na królewskim dworze zaprzeczyć jego sprawozdaniu z podróży. Dzięki fałszywemu zatonięciu mógł w Hiszpanii bezkarnie zmyślać o wielkich pokładach złota i ludnych wyspach, które odkrył. Pozostawienie na Haiti kilku osób było także sprytnym sposobem na zorganizowanie kolejnej wyprawy, tym razem ratunkowej.

Koloryzowanie odkryć

Kolumb wrócił więc do Hiszpanii bez flagowego żaglowca i części załogi, koloryzując swoje odkrycia i wzbudzając wielkie nadzieje na przyszłe łupy. Za to zyski Portugalczyków z jego wyprawy były już wtedy wymierne. Kiedy bowiem Kolumb przybył wreszcie na dwór Izabeli i Ferdynanda, od razu nalegał, aby królowa napisała do papieża z prośbą o zgodę na podział Nowego Świata. Już w maju 1493 roku papież Aleksander VI wydał bullę Inter Caetera, zgodnie z którą Nowy Świat został podzielony południkiem przechodzącym 100 lig (z port. 100 léguas, czyli ponad 555 km – red.) na zachód od Archipelagu Azorskiego i Wysp Zielonego Przylądka. Nowo odkryte przez Kolumba ziemie znajdujące się na zachód od południka miały przypaść koronie hiszpańskiej, ale droga do Indii, którą poznawali Portugalczycy, i dodatkowo część dzisiejszej Brazylii przypadały królowi Portugalii. Rok później traktat z Tordesillas przesunął południk graniczny jeszcze dalej na zachód od Azorów i Wysp Zielonego Przylądka. Korzyści, które odniosła Portugalia, były więc olbrzymie. Według Rosy prawdziwy cel podróży Kolumba ujawnia też sam król Jan II, m.in. w liście z 1488 roku, w którym pisze, że dziękuje żeglarzowi za błyskotliwą służbę, i zapewnia, że będzie nadal bardzo potrzebny, a i otrzymane wynagrodzenie go zadowoli.

Hiszpanie w grze

Barry Clifford na zlecenie History Channel przygotowuje już na temat swojego odkrycia specjalny dokument. Czy w filmie przedstawi jakieś poważne dowody?

– Daję mu 1 proc. szans na to, że ma rację, a i ten procent dotyczy nie całego statku, ale jakiejś części jego ładunku, który mógł wypaść za burtę albo zostać wyrzucony na rozkaz Kolumba – mówi Rosa.

Jego zdaniem nawet miejsce, w którym Clifford szukał wraku, nie pasuje do pozostawionych przez Kolumba tropów. To właściwe, jak mówi Rosa, musiałoby się znajdować ponad 5 km na wschód od Punta Santa, czyli dzisiejszej Rival Beach, a Clifford znalazł swój wrak niecałe 3 km od tego przylądka. Rosa uważa więc, że Amerykanin błądzi. Tym bardziej że kiedy Kolumb odpływał już do Hiszpanii, udał się na północny zachód, aby, jak napisał, dotrzeć do szerszego przesmyku między rafami. Jedyne miejsce, które do tego opisu pasuje w sensie geograficznym, to według Rosy zatoka Caracol, a nie wybrzeże Limonade, czyli miejsce, gdzie szukał Clifford.

Znalezienie legendarnego wraku w miejscu, które wskazuje Amerykanin, wykluczają również historycy z Hiszpanii. Zresztą będzie o nich niedługo głośno, ponieważ – jak wynika z informacji hiszpańskiego dziennika „ABC" – UNESCO chce chronić ewentualne ślady pierwszej wyprawy Kolumba na wyspie i zamierza zarekomendować rządowi Haiti powrót do badań prowadzonych w 1991 roku przez Hiszpanów.

Projektem sprzed dwóch dekad, który miał zwieńczyć huczne obchody 500-lecia odkrycia Ameryki, kierowała prof. María Luisa Cazorla, która w wywiadzie dla „ABC" przekonuje, że naukowcy byli wtedy blisko odnalezienia pozostałości „Santa Maríi". Niestety, przeszkodził im zamach stanu na Haiti. Musieli w pośpiechu opuszczać wyspę. Udało im się jednak wyznaczyć teren o powierzchni 300 mkw., na którym chcieli szukać szczątków statku. Według prof. Cazorli linia brzegowa na tych terenach bardzo szybko się zmienia. Nanoszony przez rzekę materiał w ciągu ostatniego 500-lecia stworzył deltę sięgającą 1 km w głąb morza.

To dlatego słynnego żaglowca trzeba szukać 6–7 m pod ziemią.

Prof. Cazorla chciałaby wznowić zarzucone ponad 20 lat temu badania. „Niby dlaczego naszą historię mają opowiadać inni?" – cytuje panią profesor dziennik „ABC".

Wygląda więc na to, że Clifford, któremu rząd Haiti zabronił wydobycia odnalezionego wraku, musi się przygotować na kolejne przeszkody. Do poszukiwań wraku albo, jak chce Rosa, tropienia widma chcą szybko dołączyć ambitni Hiszpanie.

Manuel Rosa – informatyk, historyk, poeta, poliglota, biograf Krzysztofa Kolumba – pochodzi z Azorów, z wyspy Pico, wykłada na Dukes University w Karolinie Północnej i od ponad 20 lat bada tajemnicę pochodzenia odkrywcy Ameryki. Bierze udział w programie badawczym,  który ma doprowadzić do ustalenia prawdziwej narodowości Kolumba,

Kiedy 13 maja tego roku Barry Clifford, znany amerykański poszukiwacz skarbów, pochwalił się mediom, że u wybrzeży przylądka Cap Haitien, na głębokości kilku metrów, znalazł wrak najsłynniejszego obok Arki Noego statku świata i zapowiedział, że chciałby stworzyć dla swojego znaleziska muzeum, prawie natychmiast swój sceptycyzm wyraziła Monique ?Rocourt, minister kultury Haiti. Szybko dołączyli do niej hiszpańscy badacze, którzy w 1991 roku na Haiti również poszukiwali śladów legendarnego żaglowca. Wiarygodność odkrycia Clifforda podważa też Manuel Rosa, portugalsko-amerykański historyk amator, choć wśród krytyków Amerykanina jest wyjątkiem, bo jego zdaniem żadnego wraku nigdy nie było.

Rosa od ponad 20 lat studiuje życie Kolumba i udało mu się dotąd wyszperać z portugalskich archiwów sporo dokumentów, które przeczą utartym przekonaniom innych badaczy – w swojej głośnej już książce o Kolumbie wywodzi przecież pochodzenie odkrywcy z dynastii Jagiellonów i portugalskiej arystokracji.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska