Pseudoliberalny aparat państwowy, jaki Włochom narzucono przy okazji Il Risorgimento, zawalił się w końcu pod naporem sił, których nie potrafił skanalizować. W jego miejsce nie pojawił się ani klasyczny system demokratyczny, oparty na tradycyjnej lewicy i prawicy, ani nawet typowa junta wojskowa. Powstałą próżnię wypełnił dziwaczny, masowy ruch. Tyle że ani jego kierownictwo, ani poszczególni przywódcy nie byli pewni celów i sensu jego istnienia.
Można było odnieść wrażenie, że tuż po przejęciu władzy przez Mussoliniego ruch faszystowski w swoim ówczesnym kształcie mógł na tle rozpadających się ugrupowań liberalnych sprawiać wrażenie organizacji militarno-ekstremalnej. Ruch miał charakter nacjonalistyczny i nawoływał do wojny, podczas gdy inne ugrupowania działające na prawo i na lewo od centrum miały bardziej pacyfistyczne nastawienie, a idea narodu jako taka w ogóle ich nie interesowała. Faszyzm nadal miał lekko syndykalistyczny profil, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie na niektórych starych i nowych członkach, jak Bottai czy Bianchi. Tymczasem większość świadomych politycznie Włochów była albo socjalistami, albo katolikami. Faszystowska propaganda głosiła hasła pojednania i sprawiedliwości na rynku pracy, choć w tym samym czasie De Vecchi świętował niedawne zwycięstwo: miesiąc wcześniej jego skrajnie prawicowe bojówki narozrabiały w robotniczych dzielnicach Turynu.
Nigdy nie miał przyjaciół
Nie wiemy, jakie myśli nurtowały wtedy Mussoliniego, bo osoby z jego bliskiego otoczenia – Arnaldo i Margherita Sarfatti – ucichły na długo przed upadkiem reżimu. Podobno Duce skłaniał się do ponownego zjednoczenia z socjalistami, choć w praktyce byłoby to niezwykle trudne, głównie ze względu na niedawną falę przemocy i lokalne bojówki, które były posłuszne takim przywódcom jak Balbo. Oficjalną ideą, która nadal spajała kruchy ruch faszystowski, był nacjonalizm, będący wyrazem marzeń o uczynieniu włoskiego narodu „wielkim", najchętniej kosztem narodów niemieckojęzycznych. Być może Mussolini nadal wyznawał marksistowski pogląd, że istnieje pewien kierunek w historii świata, który należy zrozumieć, podążać za nim i rozwijać. Jego zdaniem tak się właśnie stało za sprawą rozpoczętej przez niego „rewolucji". Dokonała się ona w sposób prawie doskonały, bo faszyści dopasowali ją do uwarunkowań włoskich lepiej, niż mogliby to uczynić socjaliści. Od czasu do czasu Mussolini stwierdzał, że tak jak do Rosji pasuje radziecki komunizm, do Włoch pasuje faszyzm. Nie bardzo wiadomo, jakie było przesłanie takich wypowiedzi. Ich interpretacja stale się zmieniała, zwłaszcza w ustach samego Duce.
Powinniśmy za to docenić zręczność, z jaką Mussolini dążył do postawionego celu, którym było przejęcie władzy. Z pewnością uważał – w sposób typowy dla autorytarnego władcy – że będzie to dobre zarówno dla państwa, jak i dla narodu włoskiego. Jak już wspomniałem, Mussolini nigdy się osobiście nie wzbogacił, chociaż pławił się w blasku sławy i korzystał z innych przywilejów, jakie gwarantował mu nimb władzy. Na przykład erotycznych. Korupcja w kręgu zaufanych przyjaciół była mu obca, ponieważ nigdy nie miał przyjaciół. Nie miał też względu na tych, którzy pomagali mu tworzyć i utrzymywać struktury ruchu. Na początku stanowiło to o jego sile.
Lista z nazwiskami kandydatów na ministrów była wielkim rozczarowaniem dla quadrumviri i pozostałych przywódców. Należy jednak zgodzić się z tezą, że została ułożona w mądry sposób, zwłaszcza że nowy rząd mógł powstać i istnieć tylko dzięki łasce króla i przy poparciu zaledwie trzydziestu pięciu deputowanych w Izbie. Mussolini nie tylko został premierem nowego rządu, ale także objął teki ministra spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych. W jego rządzie znalazło się miejsce dla trzech innych faszystów. Tylko jeden z nich był powszechnie znany w kraju, a mianowicie Giovanni Giuriati. Był on pierwszym premierem mianowanym przez d'Annunzia w Fiume, ale po burzliwych przejściach przyłączył się ostatecznie do Mussoliniego. Teraz, po marszu na Rzym, miał objąć tekę ministra do spraw terytoriów wyzwolonych. Ministrem wojny został Armando Diaz – dowódca wojsk, które w 1918 roku odniosły zwycięstwo; tekę ministra marynarki wojennej otrzymał admirał Thaon di Revel. Zarówno generał De Bono, jak i admirał Ciano byli przekonani, że oba te ministerstwa przypadną im. Ministrem szkolnictwa został bezpartyjny filozof, Giovani Gentile. Z kolei Finzi, De Vecchi i admirał Ciano objęli stanowiska podsekretarzy stanu w różnych ministerstwach. Finzi trafił do ministerstwa spraw wewnętrznych. Jako zastępca Duce kierował tam służbą bezpieczeństwa. Resztę stanowisk ministerialnych objęli katolicy z PPI, kilku liberałów i ogólnie szanowany nacjonalista, Luigi Federzoni. Jego partia dość szybko połączyła się z partią faszystowską. Przyszły rząd nie miał żadnego umocowania parlamentarnego, ale i tak otrzymał poparcie zarówno w Izbie Deputowanych, jak i w Senacie. Głosowali na niego nawet starzy przywódcy z Giolittim na czele. Uczynili to, nie bacząc na słowa Mussoliniego, który w swoim pierwszym exposé w Izbie oznajmił, że obecność w tym miejscu gwarantuje mu prawo rewolucjonisty. Równie dobrze mógłby zamienić salę obrad w biwak i rządzić na własną rękę, ale na razie łaskawie z tego zrezygnował. (...)
Białe kamasze do czarnej koszuli
Tymczasem partia rozwijała się w tempie lawinowym, dzięki czemu pod koniec 1923 roku liczyła aż siedemset osiemdziesiąt tysięcy członków. Przez pewien czas panowało w niej zamieszanie wywołane działaniami De Vecchiego w Turynie, ale wkrótce zapanował wewnętrzny spokój. Strajki i okupacje fabryk organizowane przez komunistów udało się zlikwidować, a po utworzeniu milicji nieskoordynowane akcje faszystowskich bojówek w dużym stopniu ucichły. Rządowi sprzyjała też stopniowa poprawa światowej gospodarki.