Federico Varese. Birmańskie państwo mafii

Niektóre mafijne organizacje dochody z narkotyków przeznaczają na finansowanie szkół, dróg i elektrowni. Tworzą też własną administrację i kodeks karny, któremu podlegają nawet przestępcze elity. Wykluczone jest tylko jedno: wybory.

Publikacja: 06.09.2019 18:00

Ruchy rebelianckie, wykorzystując dochody z handlu narkotykami, próbują budować własne struktury pań

Ruchy rebelianckie, wykorzystując dochody z handlu narkotykami, próbują budować własne struktury państwowe. Legalne władze często nie mają sił, by z nimi walczyć. Na zdjęciu: akcja wojska na plantacjach maku w Afganistanie, 2006 r.

Foto: Forum

Większość czytelników zapewne nigdy nie słyszała o niektórych stolicach zorganizowanej przestępczości. Gioia Tauro (główny punkt przerzutu kokainy w Europie położony we włoskiej Kalabrii); Weleszta (europejskie centrum handlu ludźmi w Macedonii) oraz Ciudad del Este w Paragwaju, gdzie czarny rynek jest legalny, a towary nie podlegają opodatkowaniu. Zapewne najmniej znaną z nich jest jednak Ruili.

Wielka hurtownia narkotyków

Liczące 140 tysięcy mieszkańców Ruili jest miastem w chińskiej prowincji Yunnan, przy granicy z Birmą. „W Ruili zobaczysz rzeczy, jakich nie ma nigdzie w Chinach" – powiedział mi taksówkarz, który wydawał się całkowicie zaskoczony widokiem turysty z Włoch. Poleciałem z Hongkongu do Kunmingu, potem zaś na małe lotnisko w Dehong Mangshi, miejscowości położonej mniej więcej godzinę jazdy od Ruili. Na miejsce dotarłem późnym wieczorem i wsiadłem do ostatniej czekającej taksówki. Po drodze minęliśmy cztery wojskowe punkty kontrolne. Chińscy biznesmeni udają się do Birmy, by kupować surowy jadeit i inne minerały, drewno i dzikie zwierzęta oraz uprawiać hazard w licznych kasynach, które wyrosły jak grzyby po deszczu wzdłuż granicy. Birmańscy biznesmeni jeżdżą do Ruili po tanią elektronikę sprzedawaną w mieście na parkingach zmienionych w improwizowane targowiska.

Granica, którą ci ludzie muszą przekroczyć, nie jest zwyczajna i nie dziwi fakt, że rząd chiński skierował tam wojsko. Ruili jest bramą do Chin dla wielu nielegalnych towarów produkowanych w Złotym Trójkącie – obszarze o powierzchni niemal 400 tysięcy kilometrów kwadratowych leżącym na terenie birmańskiego stanu Szan. Jest to drugi na świecie producent opium po Afganistanie, usiany wytwórniami heroiny i amfetaminy. Profesor Ko-lin Chin, pochodzący z Birmy wybitny badacz Złotego Trójkąta, mówił mi, że liczba laboratoriów ukrytych w birmańskiej dżungli przekroczyła setkę. Około 45 procent światowej heroiny wytwarzane jest w tym odległym, górzystym regionie.

Podczas gdy światowe media śledzą demokratyczną transformację Birmy, niewiele mówi się o rosnącej produkcji narkotyków i handlu nimi, co ma decydujący wpływ na przyszłość kraju. Wielu chińskich biznesmenów importuje heroinę i amfetaminę z Birmy przez przejście graniczne pomiędzy Ruili a birmańskim miastem Muse, w którym znajduje się kilka fabryk metamfetaminy. Do Muse docierają narkotyki wyprodukowane w różnych miejscach w Birmie; są tam magazynowane w oczekiwaniu na przerzut do Chin po wynegocjowaniu warunków. Towar jest następnie rozprowadzany dalej po południowych Chinach, w Kantonie i Hongkongu, skąd następnie trafia na cały świat.

Inną wielką gałęzią przemysłu chałupniczego jest handel ludźmi. Młode Birmanki pracują w setkach burdeli w Ruili. Niektóre przybyły tu w poszukiwaniu nowego życia, wiele jednak zostało sprzedanych przez własne rodziny. Często chińskie gangi przekraczają granicę, by porywać birmańskie dziewczyny i sprzedawać je do Chin jako żony. Pierwszy przypadek AIDS w Chinach odnotowano w Ruili; w regionie nadal znajduje się największy odsetek chińskich nosicieli wirusa HIV.

Po odzyskaniu niepodległości przez Birmę w roku 1948 powstało wiele grup partyzanckich noszących nazwy od miejscowości stanowiących ich ośrodki. W końcu lat sześćdziesiątych przywódcy tych grup zgodzili się wstąpić do Komunistycznej Partii Birmy. W roku 1989, gdy upadał mur berliński, a państwa Europy Wschodniej uwalniały się od radzieckich wpływów, przywódcy wielu byłych grup komunistycznych pogranicza podpisali traktat pokojowy z rządem. Zgodnie z jego warunkami trzy główne zbrojne grupy regionu – Kokang, Wa i Mengla – mogły zachować kontrolę nad terytorium, zatrzymać swoje arsenały i nadal handlować opium, podczas gdy rząd birmański skupił się na zwalczaniu ruchu prodemokratycznego w kraju.

W efekcie w latach 1988–1997 produkcja opium niemal się podwoiła. Gdy społeczność międzynarodowa zaczęła zwracać uwagę na Złoty Trójkąt, rząd birmański zaczął wywierać nacisk na milicję, by ograniczyła produkcję. Rzeczywiście, spadła ona w latach 2001–2007. Jednakże przemiany demokratyczne i złagodzenie represyjnej polityki junty wojskowej paradoksalnie umożliwiły ponowny wzrost produkcji, zwłaszcza po roku 2009. W dziesięcioletnim okresie (2006–2016) liczba hektarów upraw maku, z którego produkuje się opium, wzrosła ponaddwukrotnie. Umiarkowane (bardzo) szacunki w raporcie amerykańskiego Kongresu z 2010 r. mówią, że roczna wartość birmańskiego handlu opium wynosi od jednego do dwóch miliardów dolarów, narkotyki zaś stanowią trzeci najcenniejszy produkt eksportowy kraju, po jadeicie i gazie ziemnym.

Podatek od opium

W tej części świata uprawa maku była do niedawna legalna i stanowiła poważne źródło dochodu dla lokalnych milicji. Rolnicy płacili obowiązkowy podatek w opium niezależnie od tego, czy je uprawiali czy nie, co zmuszało ich albo do uprawiania go, albo do zakupu celem opłacenia podatku. Choć obecnie jest to nielegalne, około 200 tysięcy rodzin nadal pracuje przy produkcji opium. Kwitną też fabryki heroiny i metamfetaminy. Do 1994 r. rząd ściągał „podatek od wytwórni heroiny". Podatek ten został przynajmniej formalnie zniesiony, jednak nieformalna ochrona państwowa dla wytwórni przetrwała.

Nieustająca produkcja narkotyków ma niszczący wpływ na miejscową ludność. Od 60 do 80 procent młodych ludzi na tym obszarze jest uzależnionych od metamfetaminy. Tabletka kosztuje od jednego do trzech dolarów, podczas gdy dawka dobrej jakości heroiny mniej niż dolara. Całe nadgraniczne miasta są zamieszkane przez przypominających duchy ćpunów. W Ruili często zaczepiali mnie różni ludzie, pokazując cztery palce, co oznaczało „heroinę" nazywaną tu „czwórką". Wiele osób odwiedza miasto w poszukiwaniu dobrej jakości nielegalnych narkotyków, i ludzie ci zakładali, że ja także po to przybyłem.

Najważniejsza etniczna uzbrojona milicja regionu – Wa – rutynowo określana jest jako organizacja handlująca narkotykami, a jej przywódcy jako „baronowie narkotykowi", „wodzowie narkotykowi" albo „mafiosi narkotykowi". Tak jak tradycyjne mafie, państwa mafijne wypracowują sobie opowieść, która usprawiedliwia ich państwo. Ponadto wykorzystują dochody z narkotyków do finansowania infrastruktury i instytucji państwowych: szkół, dróg i elektrowni istniejących dzięki nielegalnej gospodarce. Państwa mafijne są bardziej wyrafinowanymi i „zaawansowanymi" formami rządów niż mafie. Mimo to należą do tego samego gatunku.

Przywództwo Wa stara się zbudować prawdziwe państwo, mimo że nie pozwala na organizację wolnych wyborów. Stworzyło skomplikowaną administrację, złożoną z piętnastu ministerstw i siedmiu administracji regionalnych. Choć nie ma tam rządów prawa na wzór zachodni, nawet członkowie rodzin i krewni przywódców Wa są aresztowani, jeśli jawnie łamią prawo. Armia Wa jest profesjonalną siłą zbrojną ze sztabem generalnym. Co prawda dwadzieścia tysięcy żołnierzy otrzymuje żołd jedynie przez dziesięć miesięcy w roku, pozostałe dwa zaś spędza przy żniwach, jednak należy pamiętać, że jest to jeden z najmniej rozwiniętych regionów świata.

Taryfikator dla narkobiznesu

Relacje pomiędzy handlarzami narkotyków a urzędnikami często opierają się na osobistych zażyłościach, nie zaś na ustandaryzowanych zasadach. Każdy przedsiębiorca działający na terytorium Wa „darowuje" część zysku na projekty publiczne, część zaś na rzecz wpływowej postaci w armii, która działa jako protektor przedsiębiorcy. Zwykle przedsiębiorca z Chin prosi o pozwolenie na założenie wytwórni narkotyków. Jeśli je otrzyma, bezpieczeństwo zapewnia wojsko. Heroina niebywale rzadko wiąże się z przemocą, właśnie dlatego, że wojsko zapewnia porządek na rynku, podobnie jak w przypadku innych rodzajów handlu i produkcji w rejonie nadgranicznym. Trzeba jednak zauważyć, że państwo Wa bywa miejscem brutalnym, zwłaszcza dla zwykłych mieszkańców: niedawno żołnierze zabili niewinnych ludzi „po prostu dlatego, że nieświadomie weszli na teren wytwórni heroiny ukrytej w odludnym miejscu" – pisze Ko-lin Chin.

Nawet dzisiaj, gdy uprawa maku jest formalnie nielegalna, oficerowie w birmańskim mieście Muse, oddzielonym tylko granicą od Ruili, bardzo uważają, by nie aresztować niewłaściwej osoby. Jak powiedział niedawno jeden z urzędników zwalczających handel narkotykami: „Zanim aresztujemy kogoś za handel narkotykami, musimy wziąć pod uwagę, kto ochrania handlarza. Znamy ludzi z Muse zajmujących się narkotykowym biznesem, ale nie śmiemy ich aresztować. Musimy być niezwykle ostrożni".

Dowódcy armii Wa inwestują swe zyski w legalne interesy w wielu krajach. Wielu z nich wydaje narkotykowe dochody w Ruili, gdzie kupili hotele i restauracje. Jak mi powiedziano, pewien generał zainwestował wiele w zakup pola golfowego kilka kilometrów od miasta. Najwyraźniej jest on też właścicielem hotelu, w którym nocowałem.

Czuły społecznie gangster

Znanym protektorem handlu narkotykami i biznesmenem jest Wei Xuegang, wysoki oficer armii Wa, który jest na liście poszukiwanych przez USA. Znanych jest bardzo niewiele jego fotografii. Jest Chińczykiem, urodził się w roku 1946, początkowo pracował dla tajwańskiego wywiadu, by w roku 1992 wraz z dwoma braćmi przenieść się na wzgórza Wa. Jego wyczucie biznesowe i międzynarodowe kontakty były cenne dla przywódców Wa, poproszono go więc o wstąpienie do Komitetu Centralnego Zjednoczonej Partii Wa, po czym powierzono mu zarząd nad południowym regionem państwa, gdzie założył on szereg wytwórni narkotyków. Ze swej bazy w pobliżu granicy birmańsko-tajskiej pilnuje, by każdego roku na tajski rynek docierały setki milionów tabletek speedu.

Rząd amerykański oskarża Wei o przemycenie do Stanów Zjednoczonych w 1987 r. 600 kilogramów heroiny. Tajlandia obwinia go o wywołanie epidemii zażywania speedu z lat dziewięćdziesiątych; w roku 1994 został skazany na dożywocie. Został jednak zwolniony za kaucją i zdołał uciec do Birmy. W roku 1998 władze amerykańskie ogłosiły nagrodę za jego ujęcie w wysokości dwóch milionów dolarów. W styczniu 2005 r. amerykański sąd federalny w Nowym Jorku oskarżył Wei (wraz z siedmioma innymi przywódcami Wa) o handel narkotykami. W roku 2002 władze tajskie zamroziły jego aktywa w Tajlandii o wartości 7,8 miliona dolarów amerykańskich.

Dzięki zyskom z handlu narkotykami Wei w roku 1998 utworzył grupę przedsiębiorstw zajmujących się budownictwem, rolnictwem, wydobyciem jadeitu i innych minerałów, ropy oraz elektroniką i telekomunikacją, z oddziałami w Chinach i Birmie, w tym dawnej stolicy Mandalaj, którą odwiedziłem. Wei sponsorował wiele przedsięwzięć publicznych w państwie Wa, dając miliony dolarów na budowę szkół i bibliotek. Szef biura ONZ w rejonie Wa Jeremy Milsom powiedział w roku 2005: „Wei zrobił więcej, by wesprzeć zubożałych hodowców maku i pomóc im przełamać uzależnienie od tej rośliny, niż jakakolwiek inna osoba czy instytucja w Birmie, a uczynił to, oddając dochody z narkotyków ludziom, zapewne w próbie przejścia do legalnej gospodarki". Władze birmańskie uważają Wei za czynnego bossa narkotykowego handlującego metamfetaminą, ale wzdragają się przed antagonizowaniem go w obawie przed odwetem ze strony armii Wa.

Biura skarg i zażaleń

Mafie i państwa to podobne twory. I jedne, i drugie narzucają ludziom swoją władzę. Przejmują kontrolę nad obszarem zamieszkanym przez ludzi i pragną wprowadzić swój porządek. Gdy mafie działają w granicach państw, negocjują z władzami układ przyznający im pewien stopień autonomii. Jak pisał Calderone, politycy „dzielą się władzą" z organizacjami przestępczymi. Mafiosi zawierający tego typu układ doszli do wniosku, że takie postępowanie daje im większe szanse na sukces niż otwarta wojna z państwem. Można doprowadzić takie rozumowanie do skrajności i dojść do wniosku, że mafie to formy władzy, które postanowiły działać w ramach istniejących systemów państwowych.

Ruchy rebelianckie posunęły swoją walkę o autonomię o krok dalej i wypracowały bardziej formalne struktury państwowe niż istniejące w mafiach. Przykładem mogą być pseudopaństwa północnej Birmy, ale także inne grupy zbrojne – takie jak indonezyjski Ruch Wolnego Aceh czy Narodowa Armia Wyzwolenia w Kolumbii – zachowują się w ten sam sposób i narzucają własne podatki ludności zamieszkującej kontrolowane przez nich obszary.

Do niedawna FARC (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii) kontrolowały obszar 42 tysięcy kilometrów kwadratowych, na którym organizowały regularnie spisy ludności i nałożyły określone „opodatkowanie" na każdego członka społeczności. Po rozbiciu karteli z Cali i Medellin na początku lat dziewięćdziesiątych FARC zaczęły udzielać ochrony mniejszym grupom handlarzy narkotyków. Istnieją dowody, że protekcja oferowana przez FARC była prawdziwa i że funkcjonował prymitywny system sprawiedliwości, w tym biura zażaleń przyjmujące wszelkiego rodzaju skargi. Rzekomo trybunały te cieszyły się pewnym poparciem społecznym. (W roku 2016 FARC zostały zdemobilizowane i sygnowały umowę pokojową).

To nie są obywatele

Nie należy jednak traktować podobieństw pomiędzy państwami a mafiami zbyt szeroko. Grupy rebelianckie i terrorystyczne oraz potężne meksykańskie kartele mogą być postrzegane jako znajdujące się gdzieś pomiędzy mafią a państwem, jeżeli aspirują do zarządzania terytoriami i rynkami. Odróżniają je mechanizmy, poprzez które osoby sprawujące władze są odpowiedzialne przed ludźmi. Jeśli w praworządnym kraju rząd łamie własne prawa, obywatele mogą odwołać się do niezawisłego sądu. Osoby żyjące w kraju demokratycznym mogą nawet wybierać swoich przedstawicieli.

Mafie jednak nie tolerują wyborów, nawet własnych bossów. Nigdy nie pozwoliłyby, by ludzie żyjący pod ich „jurysdykcją" wyrażali własne zdanie przy wyborze przywódcy. To dlatego ci, którzy zamieszkują terytorium mafijne lub żyją w mafijnym państwie, nie są obywatelami, lecz ofiarami tyranii. Jak powiedział kiedyś św. Augustyn: „Czymże są więc wyzute ze sprawiedliwości państwa, jeśli nie wielkimi bandami rozbójników?".

Fragment książki Federica Varesego „Życie mafii" w przekładzie Jana Szkudlińskiego, która ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis

Większość czytelników zapewne nigdy nie słyszała o niektórych stolicach zorganizowanej przestępczości. Gioia Tauro (główny punkt przerzutu kokainy w Europie położony we włoskiej Kalabrii); Weleszta (europejskie centrum handlu ludźmi w Macedonii) oraz Ciudad del Este w Paragwaju, gdzie czarny rynek jest legalny, a towary nie podlegają opodatkowaniu. Zapewne najmniej znaną z nich jest jednak Ruili.

Wielka hurtownia narkotyków

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO