Równocześnie przy każdej zmianie czasu jest nieopisany bałagan na dworcach i lotniskach, ale też we wszystkich innych firmach, w których pracuje się na nocną zmianę. Jednak najstraszliwsze jest – o czym mówią psychologowie – rozregulowanie przez zmianę czasu zupełnie innego zegara, biologicznego, u milionów ludzi na świecie. Skutkiem jest pogorszenie samopoczucia, migreny trwające u niektórych tygodniami po zmianie czasu.
Dlaczego w takim razie przesuwamy zegary? Bo dla eurokratów gospodarka jest ważniejsza od samopoczucia obywateli, a jej ponoć sprzyja zmiana czasu. Dziś wielu ekspertów odrzuca ten argument, ale pozostaje siła przyzwyczajenia i wspomniana dyrektywa unijna. Jej likwidację proponowali wiosną tego roku czescy eurodeputowani, oczywiście bez powodzenia.
Pomysł zmiany czasu narodził się w niemieckim sztabie generalnym w czasie I wojny światowej. I, jak to bywa z niemieckimi pomysłami, jedną z pierwszych śmiertelnych ofiar był Polak. Podczas powstania wielkopolskiego nieopodal Torunia polscy ułani uzgodnili z Grenzschutzem godzinę kapitulacji niemieckiego oddziału. O wskazanej porze 17 stycznia 1920 roku bez obaw wkroczyli na teren kontrolowany przez Niemców i zostali ostrzelani. Zginął plutonowy Gerard Pająkowski. Bo zegarki Niemców wskazywały godzinę wcześniejszą niż czasomierze Polaków...
II Rzeczpospolita zmiany czasu nigdy nie zaakceptowała. W PRL tę zasadę wprowadzano lub likwidowano w zależności od politycznych trendów. Gdy jeszcze utrwalała się „władza ludowa" (1946–1949), obowiązywała zmiana czasu. W latach stalinizmu czas był, jak Wódz, tylko jeden. Po „odwilży" (1957) powrócił pluralizm czasowy, ale gdy linia polityczna Gomułki zaczęła się utwardzać (1964), znów wiosną i jesienią nie przestawiano zegarów. Na dobre zmianę czasu wprowadzono w pełnym rozkwicie epoki gierkowskiej (1977), a wstąpienie III RP do Unii Europejskiej tylko przypieczętowało ten absurd.
Przywrócenie jednolitego czasu w Polsce kilka lat temu rozważał premier Donald Tusk. Ale w końcu nie zdecydował się na to, bo – jak mówił - nasz czas powinien być „skorelowany z czasem największych państw Europy Zachodniej, w tym najważniejszych naszych partnerów, to jest Niemiec czy Francji". Niemcy jednak nie miały ochoty na zmianę zasady, a Polska pokornie zgodziła się z „najważniejszym partnerem".