Grzegorz Sieczkowski: Dramat stylistów

Styliści w dzisiejszych czasach mają ciężko. Ludzie ciągle kreują się na kogoś. Jedni chcą uchodzić za mądrych, inni za przystojnych.

Aktualizacja: 18.03.2016 09:35 Publikacja: 18.03.2016 00:00

Grzegorz Sieczkowski

Grzegorz Sieczkowski

Foto: archiwum prywatne

Wyglądać tak, by na nich zwracano uwagę. Już nawet nie mówimy, że pani ma ładną sukienkę. Twarzową, jak kiedyś się mówiło. „Patrz – gadają teraz – jaką ma ciekawą stylizację". Albo „wykreowała bardzo ciekawy wizerunek swojej osoby". Stylizują się ludzie i instytucje. Nikt nie wygląda, wszyscy są wystylizowani i wykreowani.

Dlatego cenię socjologa prof. Henryka Domańskiego, który zawsze nosi ubrania pamiętające czasy Gierka i Jaruzelskiego. Zadaje tym samym kłam twierdzeniom, że w PRL produkowano rzeczy marnej jakości. Prof. Domański to nie modowa rekonstrukcja, to żywe muzeum polskiego przemysłu odzieżowego.

Zawsze ciepło myślę o Januszu Palikocie. I martwię się o jego stylistę. To, co on robił, było prawdziwym majstersztykiem. Kiedy polityk z Biłgoraja był konserwatywnym katolikiem, wyglądał tak, jak powinien był wyglądać. Trochę prowincjonalnie, trochę kościółkowo, trochę jak nuworysz. Kiedy jednak został politykiem Platformy, przemienił się w angielskiego lorda. Później był ekscentrycznym lewicowcem, a w czasie wyborów miał twarz trybuna ludowego. Teraz Palikot zniknął i siedzi na odludziu, męcząc stylistę. No, bo jak może atrakcyjnie wyglądać polityk przegrany?

Marzyłem zawsze, żeby pisać jak towarzysz Władysław Machejek, w czasach PRL redaktor naczelny „Życia Literackiego", który był grafomanem znanym z kwiecistego stylu w rodzaju „nie będziemy smażyć rewizjonistycznych jajek na proletariackiej patelni". To wielka sztuka tak pisać, mnie się nie udało. A tu proszę, red. Kalukin Rafał w „Newsweeku" pisze spod palca: „»Popiół i diament« był dziełem o pragnieniu życia; o niebo bardziej współczesnym niż dzisiejsze historyczne skorupy sztucznie klejone na redutach dobrego imienia". Piękne, prawda? Czysty machejkizm. Dobrze, że redakcja się poznała i fragment wytłuściła, bo naprawdę jest się czym pochwalić.

Na obrzeżach wielkiej polityki toczy się ważna dyskusja o wieku popierających KOD, że niby tacy starzy, niemrawi i nierychliwi, co oczywiście jest nieprawdą, bo gdyby tacy byli, to nie chodziliby ciągle na te swoje demonstracje. Większość to moi rówieśnicy, ale ja nie mam tyle siły co oni. Poddałem się, nie dam rady. Kiedy oni maszerują, sięgam do nieformalnego organu KOD, czyli do „Gazety Wyborczej", i od razu trafiam na dodatek telewizyjny. „Wreszcie rewolucyjne i w 100% skuteczne rozwiązanie wszystkich problemów z erekcją! Wystarczy rozpylić Activmax, aby mieć natychmiast erekcję! Żadnego opóźnionego efektu i będzie trwała godzinami" – czytam. Niech się Szydło schowa ze swoimi 500 złotymi w 100 dni!

Teraz człowiek stylizuje się w szmateksach. W mojej okolicy, uchodzącej za modną i nawet ekskluzywną część Warszawy, pojawia się coraz więcej sklepów z tanią odzieżą. Początkowo z naiwności i, co tu dużo gadać, ze źle rozumianego pojmowania rzeczywistości tę obfitość szmateksów odbierałem jako mocny dowód, że jednak nie jest w gospodarce dobrze. Handel używanymi ciuchami błędnie traktowałem jako oznakę biednienia społeczeństwa, jeden z poważnych sygnałów, że pojawiają się problemy w sferze socjalnej.

Byłem zbyt krytycznie nastawiony do rządzących, którym przecież zależy na naszym dobru. Kiedy w końcu ochłonąłem, kiedy spojrzałem analitycznie i krytycznie na handel używaną odzieżą, zobaczyłem, że nie jest źle. Przypomnijmy sobie, jak było w epoce słusznie minionej. Używane ubrania dostawaliśmy albo w paczkach od rodziny z zagranicy, albo z darów. Krótko mówiąc, dostawaliśmy te łachy za darmo, jak za przeproszeniem jakieś dziady.

A teraz proszę, używane ubrania może sobie kupić każdy, kogo na to stać. Wystarczy zapłacić 10 euro za kilogram. I to jest najlepszy dowód, że nam jest lepiej.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Wyglądać tak, by na nich zwracano uwagę. Już nawet nie mówimy, że pani ma ładną sukienkę. Twarzową, jak kiedyś się mówiło. „Patrz – gadają teraz – jaką ma ciekawą stylizację". Albo „wykreowała bardzo ciekawy wizerunek swojej osoby". Stylizują się ludzie i instytucje. Nikt nie wygląda, wszyscy są wystylizowani i wykreowani.

Dlatego cenię socjologa prof. Henryka Domańskiego, który zawsze nosi ubrania pamiętające czasy Gierka i Jaruzelskiego. Zadaje tym samym kłam twierdzeniom, że w PRL produkowano rzeczy marnej jakości. Prof. Domański to nie modowa rekonstrukcja, to żywe muzeum polskiego przemysłu odzieżowego.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia