Plus Minus: Dlaczego akcję powieści „Salon Wiosenny" postanowił pan osadzić w miesiącach następujących po węgierskiej rewolucji w 1956 roku?
Punktem wyjścia był pewien artykuł w gazecie, który po raz pierwszy przeczytałem, mając 11 lat, wiosną 1957 roku, a po latach pomyślałem, że to dobry temat na powieść. Miesiącami siedziałem w archiwach i bibliotekach w jego poszukiwaniu, koniec końców znalazłem. Bez artykułu nie napisałbym powieści, bo bardzo ważne dla mnie jest prawdziwe wydarzenie, od którego można zacząć, coś wziętego z życia. Napisałem oczywiście książki, które mają niewiele wspólnego z wydarzeniami rzeczywistymi, ale jednocześnie dla prozy ważny jest taki właśnie punkt, który upewnia mnie, że nie podążę w złym kierunku.
Co to był za artykuł? Czego dotyczył?
Antypaństwowego spisku, podano w nim nazwiska. Przywódcą miał być Jenő Sujánszky, jeden z uczestników powstania w 1956 roku, a wcześniej działacz spiskowej antykomunistycznej organizacji Mezartin. W 1955 roku został zdemaskowany przez AVH [węgierski odpowiednik UB – przyp. WCh] i uwięziony, ale po wybuchu rewolucji uwolniono go z więzienia i walczył na ulicach Budapesztu. Emigrował do Francji jeszcze w listopadzie 1956 roku. Ten artykuł był typowy dla epoki, zawarto w nim wiele oskarżeń. Później, kiedy już pracowałem nad powieścią, nawiązałem kontakt z samym Sujánszkym, który żyje i mieszka w Paryżu, a po 1956 roku działał na rzecz upamiętnienia bojowników węgierskiego powstania. Bardzo otwarty, serdeczny człowiek. Okazało się, że niemal wszyscy wymienieni w artykule po nazwiskach byli w tamtym czasie już na emigracji z wyjątkiem mojego ojca, który również był tam wymieniony. I tak jak główny bohater powieści podczas rewolucji leżał w szpitalu, nie brał udziału w walkach ani w innych wydarzeniach. Nie podali jego imienia, samo nazwisko, rzadkie na Węgrzech, więc na pewno było to świadome działanie wymierzone w niego.
Kim był pański ojciec, że dopuszczono się tej prowokacji?