Ta ekspansja rosyjskich firm nie byłaby możliwa, gdyby nie przychylność części serbskich polityków. Za doskonały przykład takich związków może posłużyć Dušan Bajatović, dyrektor potężnej firmy gazowej Srbijgas, a jednocześnie zastępca szefa Socjalistycznej Partii Serbii i najgłośniejszy orędownik zacieśniania relacji z Moskwą.
Na wpływy Moskwy najbardziej podatne są kraje z dużą rosyjskojęzyczną mniejszością, ale Kreml działa subtelnie i potrafi się dostosować. – Z tego powodu jego celem są również kraje Zachodu – zauważa dr Polyakova. Nad Sekwaną największym sojusznikiem Rosji jest skrajnie prawicowy Front Narodowy. To członkowie tej partii w 2014 roku obserwowali referendum na Krymie i uznali legalność jego aneksji.
Jak przypomina Fredrik Wesslau, analityk ECFR, krótko po tym zdarzeniu światło dzienne ujrzały SMS, z których wynika, że rosyjscy urzędnicy uznali, iż Francuzom powinno się podziękować za ich wizytę na półwyspie. A osiem miesięcy później na konto Frontu wpłynęła pożyczka w wysokości 9,5 miliona euro z powiązanego z Kremlem Pierwszego Czesko-Rosyjskiego Banku.
Liderka partii Marine Le Pen, która w przyszłym roku może zostać nowym francuskim prezydentem, od początku swojej politycznej kariery nie kryje sympatii do Władimira Putina i Rosji. Wzywa m.in. do przeprowadzenia we Francji referendum, podobnego do tego brytyjskiego, na temat wyjścia kraju z unijnych struktur. Z kolei NATO uważa za narzędzie amerykańskiego imperializmu, które powinno się zastąpić strategicznym sojuszem z Federacją Rosyjską.
Podczas swojej wizyty w Moskwie dwa lata temu francuska polityk została ciepło przyjęta przez wicepremiera Dmitrija Rogozina i przewodniczącego Dumy Siergieja Naryszkina.
O ile łatwo zrozumieć bliskie relacje skrajnej prawicy z Kremlem, o tyle trudniej wytłumaczyć, czemu Rosja cieszy się takim szacunkiem wśród polityków wspomnianej na początku tego tekstu największej we Francji partii konserwatywnej – Republikanów. To deputowani tego ugrupowania odwiedzili Krym i zapewniali, że mieszkańcy dobrowolnie przyłączyli się do Rosji. Lider partii, były prezydent Nicolas Sarkozy, który ponownie chce powalczyć o prezydenturę, od dawna jest zafascynowany Putinem i twierdzi, że dostrzega w nim tę samą rosyjską duszę, jaka była w Tołstoju i Dostojewskim.
W centrum Paryża otwarto niedawno cerkiew, którą wieńczy złota kopuła. Zgodę na jej budowę wydał jeszcze Sarkozy. Z inicjatywy Władimira Putina poza świątynią ma się tutaj mieścić także ośrodek kultury i duchowości rosyjskiej oraz szkoła. Wszystko kilka kroków od wieży Eiffla. Choć na pierwszy rzut oka trudno dostrzec w tym coś złego, to eksperci przypominają, że Kreml od lat bardzo blisko współpracuje z Cerkwią Prawosławną.
Dzięki temu Moskwa przedstawia się jako symbol konserwatywnych wartości i nawiązuje sojusze z przeciwnikami liberalizmu, multikulturalizmu oraz praw osób homoseksualnych. – Ta cerkiew to przyczółek innej, ultrakonserwatywnej Europy, w sercu kraju liberalnego i świeckiego – mówił w rozmowie z „The New York Times" francuski pisarz Michel Eltchaninoff.
W promowaniu rosyjskiej wizji świata ma pomagać Instytut Demokracji i Współpracy. Ta założona przez byłego sowieckiego dyplomatę organizacja przygotowuje w Paryżu konferencje w sprawie „obrony rodziny" i promocji wiary prawosławnej. – To wizerunkowy zamach stanu, który ma podkopać wiarę w UE – podsumowuje Cecile Vaissie, profesor uniwersytetu w Rennes.
Holendrzy myślą po rosyjsku
Ślad działań Moskwy był również widoczny podczas tegorocznego referendum w sprawie umowy stowarzyszeniowej UE–Ukraina w Holandii. Głosowanie zorganizowano z inicjatywy satyrycznego portalu, ale poparły je radykalne ugrupowania prawicowe i lewicowe. Wzięło w nim udział 32 proc. Holendrów, z czego 61 proc. odrzuciło ratyfikację układu handlowego z Kijowem.
Dziennikarze „The Washington Post" zauważają, że wielu przeciwników umowy używało argumentów żywcem wyjętych z materiałów publikowanych przez telewizję RT i Radio Sputnik. Według badań przeprowadzonych przez ukraińskie MSZ 1/5 głosujących swoją decyzję motywowała tym, że to Ukraina zestrzeliła boeinga Malaysia Airlines, a 1/3 myślała, że układ zapewnia Ukraińcom członkostwo w UE.
Na celowniku Kremla znalazła się również Wielka Brytania. „The Telegraph" pisze, że rosyjskie media nadające na Wyspach w pozytywnym świetle przedstawiały radykalnego Jeremy'ego Corbyna, licząc, że jego wybór na nowego szefa Partii Pracy zdestabilizuje brytyjską scenę polityczną.
Co więcej, o Władimirze Putinie ciepło wypowiadają się politycy UKIP (Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa), mniejszego, ale głośnego ugrupowania optującego za Brexitem. Zdaniem byłego lidera tej partii Nigela Farage'a za wojnę na Ukrainę odpowiedzialność ponosi ekspansywna polityka UE.
Wyżej wymienione przykłady to tylko mały fragment sieci rosyjskich wpływów w całej Europie. Z Moskwą mniej lub bardziej współpracują antyunijne ugrupowania m.in. z Austrii, Niemiec, Grecji, Włoch, Cypru, Czech czy Estonii.
A jak na tym tle przedstawia się Polska? – Na naciski Rosji narażone są te państwa, które nie rozumieją logiki jej działań, nie mają z nią złych doświadczeń historycznych albo są od niej uzależnione gospodarczo – wylicza dr Stefan Meister z Niemieckiej Rady ds. Stosunków Międzynarodowych.
Biorąc pod uwagę te kryteria, Polska wydaje się względnie bezpieczna. Rosyjskim koncernom nie udało się zawładnąć polskim rynkiem, a Warszawa podejmuje próby dywersyfikacji dostaw gazu. Z powodu zaszłości historycznych i bliskości geograficznej inne jest też w naszym kraju postrzeganie rosyjskich działań.
Co nie oznacza, że nic nam nie grozi. Portal Defence24.pl opisuje raport ABW z 2014 roku, w którym agencja ostrzega, że Rosja uruchomiła w Polsce swoje grupy wpływu. Poza próbami oddziaływania na opinię społeczną poprzez wspieranie zaprzyjaźnionych ekspertów czy dziennikarzy uruchomiono także polskojęzyczne Radio Sputnik, które nadaje audycje i publikuje artykuły na swoich stronach internetowych.
W najgorętszym okresie wojny na Ukrainie w mediach społecznościowych pojawiło się tysiące antyukraińskich wpisów o podobnej konstrukcji. Jak pisze Defence24.pl, udało się zidentyfikować wiele fikcyjnych kont, które wykorzystywano do propagandowej akcji medialnej. – W Polsce mamy i tradycyjną postpezetpeerowską lewicę, i faszystów, i grupki polityków, którzy na kompromisie z Rosją chcą zrobić karierę. Wciąż są to jednak grupy niewielkie i bez znaczenia. Ciągle brakuje dla nich gruntu. Pytanie, czy się nie rozwiną – zastanawia się dr Jasina.
Podobnego zdania jest Donald N. Jensen, który ostrzega, że Polacy muszę być czujni. Tak samo jak reszta Europy. Pojedynczo „użyteczni idioci" nie wpływają jeszcze na losy Unii, ale wraz z postępującym kryzysem Wspólnoty i rosnącą falą populizmu już niedługo we Francji, Austrii czy we Włoszech, tak jak to się stało w Mołdawii i Bułgarii, do władzy mogą dojść partie i politycy jawnie popierający Moskwę i nawołujący do rozbicia Unii. Jeśli zrealizują swoje postulaty, Władimir Putin dostanie zawału. Ze szczęścia.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95