W takiej sytuacji znalazła się Anna M., która na początku stycznia 2005 r. otrzymała od pracodawcy pismo o rozwiązaniu umowy z dwutygodniowym wypowiedzeniem. Już po upływie tego okresu Anna M. zorientowała się, że jest w ciąży.
Działania zmierzające do przywrócenia do pracy podjęła dopiero pięć miesięcy później. Gdy skonsultowała się z inspektorem pracy, okazało się, że pracodawca bezprawnie skrócił okres wypowiedzenia do dwóch tygodni. Była ona zatrudniona na czas nieokreślony i przysługiwał jej miesięczny okres wypowiedzenia (zgodnie z art. 36 § 1 kodeksu pracy, gdy staż pracy nie przekracza trzech lat). Wtedy o ciąży dowiedziałaby się jeszcze jako pracownica. Byłaby więc chroniona przed zwolnieniem z pracy na podstawie art. 177 k.p.
Anna M. wystąpiła więc z pismem do byłego pracodawcy, informując go o nieprawidłowości jej zwolnienia i przysługującej jej ochronie w okresie ciąży. Zażądała przywrócenia do pracy. Gdy pracodawca odmówił uwzględnienia tych żądań, złożyła odwołanie do sądu. Tam wygrała sprawę o przywrócenie do pracy i wynagrodzenie za cały okres pozostawania bez zatrudnienia.
Pracodawca nie złożył jednak broni i skierował skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Dowodził w niej, że odwołanie pracownicy do sądu nastąpiło po upływie terminu na jego złożenie. Zgodnie bowiem z art. 265 k.p. zatrudniony ma tylko siedem dni na odwołanie się od pisma pracodawcy o rozwiązaniu umowy za wypowiedzeniem.
Jeśli zwalniany spóźni się ze skierowaniem sprawy do sądu, to tylko w wyjątkowych sytuacjach możliwe jest przywrócenie tego terminu na wniosek pracownika. Następuje to wtedy, gdy do spóźnienia doszło bez jego winy. W myśl utrwalonego orzecznictwa pracownik ma prawo do przywrócenia terminu na odwołanie do sądu, w przypadku gdy nie mógł tego wcześniej zrobić z przyczyn np. zdrowotnych lub gdy nie znał wcześniej swoich uprawnień. Po ustaniu przyczyny opóźnienia zwalniany ma kolejne siedem dni na złożenie odwołania.