To, co bywa dopuszczalne w ostrym sporze, może nie znaleźć uzasadnienia i zrozumienia sądu po jego wygaszeniu. [b]To wniosek z wyroku warszawskiego Sądu Apelacyjnego (VI ACa 406/09).[/b]
Przekonał się o tym Stanisław Gębalski, szef NSZZ "Solidarność" w znanym ośrodku naukowym w podwarszawskim Świerku, który przed trzema laty napisał ostry w słowach list na temat Zbigniewa B., dyrektora części produkcyjnej jednej ze spółek Świerka, za co dyrektor zrewanżował mu się sprawą o ochronę dóbr osobistych. Adresatem listu był szef sekcji branżowej związku (akurat odbywał się jej zjazd).
Pozwany dziękował w nim swemu związkowemu szefowi, że udało się usunąć dyrektora, który "od wielu lat terroryzował naszych prawników, mając na celu przejęcie na własność, a w dalszej perspektywie odsprzedanie zachodnim firmom jedynego w Polsce zakładu produkującego leki radioizotowe dla szpitali".
Wcześniej przez kilka lat w placówce tej i wokół niej trwał ostry spór, jaką ścieżkę prywatyzacji i czy w ogóle wybrać dla zakładu. Dyrektor lansował koncepcję, której związkowcy byli przeciwni. Wśród wielu krytycznych wypowiedzi padła i ta, że list został odczytany na zjeździe, a następnie wydrukowany w związkowym piśmie.
Sąd okręgowy nakazał pozwanemu przeprosiny i zapłatę 500 zł (powód żądał 12 tys. zł). Związkowiec przekonywał sąd apelacyjny,że działał jak najbardziej w interesie swego zakładu, więcej: w interesie społecznym. Nawet zawiadamiający o podejrzeniu przestępstwa nie ma 100 proc. dowodów, lecz jedynie podejrzenia.