Waldemar J., toruński lekarz, od 1999 r. pobierał rentę wypadkową. Od 2003 r., gdy ukończył 65 lat, pobierał także emeryturę jako drugie świadczenie (w takiej sytuacji ZUS zmniejsza jedno z nich o połowę).
Zarówno z wnioskiem o przyznanie renty, jak i później emerytury Waldemar J. składał do ZUS informację o tym, że nie zamierza rezygnować z działalności zarobkowej.
Mimo że prowadził gabinet prywatny i jednocześnie pracował ciągle w szpitalu, ZUS nadal wypłacał mu oba świadczenia. Dopiero po czterech latach urzędnicy zorientowali się, że powinni byli zawiesić mu jedno ze świadczeń (na podstawie art. 26 ust. 3 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=167515]ustawy z 30 października 2002 r. o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych, DzU nr 199, poz. 1673[/link]).
Zażądali więc zwrotu przeszło 35 tys. zł, jakie ZUS nienależnie wypłacił w ciągu ostatnich trzech lat. Urzędnicy ZUS powołali się na to, że ubezpieczony nie poinformował ich o zamiarze osiąganego dochodu – zgodnie z § 3 obowiązującego wówczas [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=71207]rozporządzenia z 22 lipca 1992 r. w sprawie szczegółowych zasad zawieszania lub zmniejszania emerytury i renty (DzU nr 58, poz. 290)[/link]. ZUS nie wiedział więc o tym, że powinien był zawiesić jedno z jego świadczeń.
Gdy Waldemar J. złożył odwołanie do sądu, przedstawił dowody na to, że już trzy razy złożył informację o zamiarze osiągania przychodu, a ZUS miał wszystkie informacje o jego dochodach, gdyż na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, którym zarządza, napływały przecież składki ubezpieczeniowe obliczone na podstawie jego wynagrodzeń.