W lutym 2007 r. Eugeniusz J. przewrócił się na ośnieżonym i oblodzonym chodniku przy drodze krajowej w jednej z podlubelskich miejscowości. Rezultat był taki, że złamał kość udową i doznał ogólnych potłuczeń. Biegli ocenili jego łączny uszczerbek na zdrowiu na 22 proc.
Mężczyzna pozwał do sądu generalnego dyrektora dróg krajowych i autostrad, a także firmę T, która na jego zlecenie zajmowała się odśnieżaniem chodników i posypywaniem ich środkami chemicznymi. Obaj pozwani kwestionowali swoją odpowiedzialność. GDDKiA argumentowała, że powierzyła czynności związane z utrzymaniem chodnika profesjonalnej firmie. Firma z kolei twierdziła, że zgodnie z umową ponosi odpowiedzialność jedynie za szkody wyrządzone osobom trzecim w czasie wykonywania prac objętych umową. Dowodziła, że nie zaniedbała swoich obowiązków, bo natychmiast po otrzymaniu wezwania do zlikwidowania śliskości rozpoczęła realizowanie zlecenia.
Sąd Okręgowy w Lublinie ustalił, że w zawartej umowie strony uzgodniły, iż zlecenie odśnieżania i posypywania chodników przez firmę T będzie realizowane na każde pisemne wezwanie GDDKiA. Z tych względów dyrekcja nie może się uwolnić od odpowiedzialności na zasadzie art. 429 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=80A2F9FD458EB348A8C4CEAC7A4351CB?id=70928]kodeksu cywilnego[/link] (powierzenie czynności profesjonaliście), skoro przedsiębiorstwo T podczas wykonywania swoich obowiązków umownych było obowiązane stosować się do jej poleceń. Do zadań firmy T nie należała zatem kontrola stanu nawierzchni chodników, ale jedynie oczekiwanie na wezwanie GDDKiA i odpowiednia reakcja.
[b] Tak skonstruowana umowa powodowała, że to na generalnej dyrekcji ciążył obowiązek obserwacji stanu nawierzchni chodnika, czyli takiego zorganizowania pracy lub systemu informowania o zaistniałych zagrożeniach, aby we właściwym czasie podjąć stosowne działania.[/b]
W tym wypadku organizacja pracy Rejonu Lublin GDDKiA była nieprawidłowa, tym bardziej że złe warunki pogodowe panowały od kilku dni. Chodnik był oblodzony i zaśnieżony na całej długości, a zarządca drogi feralnego dnia wysłał zlecenie dopiero godzinę przed wypadkiem.