Kryteria dowodowe wątpliwe
Obiektywne kryteria dowodowe stają się zatem wątpliwe przy ściganiu i karaniu „nienawiści", czyniąc z procesu – jak zauważył to Carl R. Truemann – miejsce emocjonalnego licytowania się z oskarżonymi o takie czyny, poddawane publicznym seansom nienawiści, co naraża na olbrzymie koszty. Dowody, a nawet intencje sprawcy stają się mniej ważne, punkt widzenia ofiary przestępstwa nienawiści staje się uprzywilejowany. Oddaje to prawo do ich definiowania najsilniejszym na rynku kultury, polityki czy ekonomii, narzucającym ich własne wyobrażenie celów aksjologicznych i praktycznych, jakie chcą swymi działaniami osiągnąć.
Pojęcie nienawiści jako jedno ze znamion przestępstwa jest powiązane z pojęciem szkody. Tradycyjne liberalne powiązanie krzywdy z obiektywnymi czynnikami – jak bieda czy brak równości wobec prawa – były możliwe do oceny na podstawie obiektywnych kryteriów. Obecnie „szkoda" jest często definiowana w szerokich kategoriach psychologicznych. Powiązanie pojęcia nienawiści z pojęciem przestępstwa – zauważył Truemann –czyni pewne grupy bardziej chronionymi, a ich uznaniowe zdefiniowanie jest używane przez silne lobbingowe grupy tożsamościowe do własnych celów politycznych, np. ruch gejowski w przeciwieństwie np. do abortowanych dzieci z syndromem Downa czy chrześcijan. Pojęcia szkody stają się sprawą psychologicznego odczucia, zakładnikami tych, którzy potrafią nimi manipulować w przestrzeni publicznej, z zadaniem ograniczania wolności słowa jako „nienawistnego", bez obiektywnych kryteriów ich weryfikowania. Kiedy szkoda definiowana jest psychologicznie, np. jako „powodowanie złego samopoczucia", każde stwierdzenie uznane subiektywnie za krzywdzące może służyć do tłumienia poglądów innych. Stąd np. nauczanie moralne chrześcijan wobec homoseksualizmu ruch gejowski, a także prawo np. w Szwecji czy Wielkiej Brytanii uznaje za mowę nienawiści.
Przeciw konkluzji Rady
Polska odmówiła przyjęcia konkluzji RE o wykonywaniu Karty Praw Podstawowych. Spór dotyczył uznania, że mniejszości seksualne padają ofiarą dyskryminacji, przemocy i nienawiści, i rekomendacja służyła równouprawnieniu osób LGBT. Polska proponowała, by do kategorii chronionych dodać chrześcijan i Żydów coraz powszechniej prześladowanych.
Odrzucenie polskiego wniosku nie było wynikiem niedostrzeżenia takich prześladowań. Wynikało ze wstrętu do jakiegokolwiek odniesienia do chrześcijaństwa w kręgu dominujących elit unijnych – ze świadomością, że nie da się pogodzić szerokiej definicji tego, co uznają za „homofobię", z etycznym przekazem chrześcijańskim, którego nauczanie moralne jest według tej definicji homofobią. Elity te histerycznie boją się jakiegokolwiek przyznania racji argumentującym z wnętrza języka religijnego via prawo naturalne, bo kwestie religijne zostały utożsamione z przemocą i nietolerancją. Ma je zastąpić język świeckiego zbawienia i nakaz szukania sensu na własną rękę.
Wrogość do chrześcijan, szczególnie katolików, tradycyjnej rodziny, obrony naturalnych różnic płciowych nie stanowi zatem mowy nienawiści w języku dzisiejszych elit liberalno-lewicowych, bo jest zgodna z logiką postępowego projektu emancypacyjnego. A krytyka ruchu LGBT czy lewicowego feminizmu jest mową nienawiści, bo wstrzymuje postęp. Kiedy Jacques Attali, doradca prezydenta Mitteranda, pisze o usuwaniu z laickiego społeczeństwa ostatnich śladów pojęć pochodzenia religijnego, to nie chodzi o otwarte prześladowania, ale o zepchnięcie religii do sfery absolutnie prywatnej jako przesądu i źródła nietolerancji i dyskryminacji dokonującej rozróżnień moralnych w języku rozumu inspirowanego teologią.
To w istocie program totalitarnego prania mózgu, zadekretowanie absolutnej materialistycznej immanencji losu ludzkiego. Amerykański filozof polityczny Pieter Viereck stwierdził w latach 50., iż „antykatolicyzm to ostatni szanowany przesąd (postępowych) intelektualistów". Viereck się mylił, choć wtedy miał prawo nie dostrzec błędu. To nie przesąd. To program.