Rodzice zawsze powtarzali: koniec języka za przewodnika. Jeśli czegoś nie wiesz, pytaj tych, co wiedzą. A przypomnę tylko, że nie były to czasy wszechobecnych smartfonów i zawartej w internecie wiedzy, którą każdy ma pod palcem. Brak zegarka również nie był wymówką dla spóźnienia. Przecież można było kogoś zapytać o godzinę. Tak samo napotkany przechodzień pomagał znaleźć dom w okolicy, w której mieszka, a ja jestem obca. Ten zwyczaj pomocy ludziom wydawał się naturalny i właściwy, a nieudzielenie pomocy uważane było za objaw braku wychowania.
Czytaj także: Coraz trudniej uzyskać interpretację fiskusa
Po cóż te wspominki? Bo nadal są sytuacje, gdy przepastne przestrzenie internetu nie dają odpowiedzi na wszystkie ważne i istotne pytania, choć dobrych rad jest tam pełno. Sztuką jest dostać konkretną odpowiedź na konkretne pytanie. A to niełatwe. Zwłaszcza dla podatnika, który chciałby wiedzieć, jak ma się zachować, by działać poprawnie i w zgodzie z literą prawa. I tu przypomina mi się rada rodziców – jeśli sama nie znasz odpowiedzi, pytasz mądrzejszego, który wie. A któż ma lepiej znać meandry prawa podatkowego niż skarbówka? To więc żadna ujma pytać tego, kto wie. Posiadana przez niego wiedza nie jest przecież tajemna. Jest zawarta w przepisach. Problem jedynie w tym, jak ich treść zastosować do konkretnej sytuacji w realnym życiu.
Cóż jednak począć, gdy mądry nie chce odpowiedzieć? Można podejrzewać, że być może nie dzieli się wiedzą, by być świadkiem potknięcia podatnika. Gdyby rzecz dotyczyła człowieka, zganilibyśmy brak wychowania i podły charakter osobnika czyhającego na błąd bliźniego. Tu jednak wskazania rozwiązania konkretnego problemu odmawia instytucja, licząc wyraźnie na korzyść materialną z błędu wynikającą.
Zamiast z instytucją rzetelną i pomocną spotykamy się więc z zachowaniem kapryśnego władcy, od którego można się spodziewać kary zawsze i za wszystko. W końcu jest władcą.