Na wstępie trzeba zaznaczyć, że relacje międzynarodowe to proces, który posiada swoje reguły. Stanowią one tzw. porządek międzynarodowy, a więc zespół norm, na podstawie których funkcjonują państwa i organizacje międzynarodowe. W skład porządku międzynarodowego wchodzą cztery główne systemy normatywne: normy prawne, normy moralności międzynarodowej, normy kurtuazji międzynarodowej i normy polityczne. I to niezależnie od tego, czy jest to porządek powszechny, czy tylko regionalny, jakim jest prawo Unii Europejskiej.
Normy prawne są oczywiście kluczowe. To one z założenia mają regulować i ułatwiać współpracę w najróżnorodniejszych dziedzinach, wyznaczać sposób zachowania się państw przy konfliktach będących wynikiem sprzeczności interesów, czy wreszcie łagodzić te konflikty i wskazywać drogę do ich uregulowania z wyeliminowaniem środków przemocy.
Jednak prawda jest taka, że dziś normy prawne tracą na znaczeniu. Wynika to nie tylko z faktu, że proces tworzenia prawa międzynarodowego wymknął się spod państwowej kontroli, a państwa nie bardzo chcą wiązać się prawem na którego powstanie nie miały wpływu, albo wręcz nie akceptowały go, bo powstało np. w organizacjach międzynarodowych w procedurach większościowych (niejednomyślnych). Drugim powodem jest np. fakt, że dużą rolę w relacjach międzynarodowych odgrywają czynniki pozaprawne. Stąd w interesie silnych krajów nie leży przyjmowanie na siebie zobowiązań prawnych. Wolą one prowadzić politykę opartą o przysłowiowe słowo honoru. Dlatego próbują regulować swe relacje z mniejszymi państwami w innych obszarach normatywnych szeroko rozumianego porządku międzynarodowego, w szczególności właśnie w sferze zobowiązań politycznych.
Zobowiązania polityczne są też atrakcyjne, ponieważ ułatwiają komunikację międzynarodową. Porozumienie państw może czasem być po prostu znacznie łatwiejsze w drodze norm politycznych niż norm prawnych. To pokazała nam właśnie awantura wokół budżetu UE. Kiedy w procedurze większościowej przyjęto rozporządzenie UE, czyli prawo nieakceptowane przez Polskę, podjęte próby jego zmiany nie powiodły się. Nie było na nie zgody partnerów, niezależnie od tego jaka stała za tym motywacja. I szukanie porozumienia nastąpiło w płaszczyźnie politycznej. I tam się sfinalizowało. Konkluzje szczytu Rady Europejskiej to klasyczne zobowiązania polityczne, co potwierdza jasno podkreśla Traktat o UE (art. 15).
Owszem, gdyby premier Morawiecki załatwił nam zobowiązanie prawne polegające na nowelizacji rozporządzenia, nasza pozycja byłaby teoretycznie mocniejsza. W prawie międzynarodowym, mimo wielu słabości w porównaniu z porządkami krajowymi państw, istnieje jednak specyficzna moc, która nie pozwala na jednoznaczne odrzucenie zobowiązania prawnego. Dzieje się tak ponieważ w prawie międzynarodowym drzemie siła stygmatu. Udowodnienie naruszenia norm międzynarodowych automatycznie deprecjonuje dany kraj w oczach partnerów. Dlatego tak głośno przeciwnicy zarzucają Polsce łamanie prawa, bo chcą poniżyć Polskę, napiętnować, a przez to postawić w gorszej pozycji w relacjach międzynarodowych. Stąd nawet największe państwa, także kiedy faktycznie postępują bezprawnie, nigdy nie pozwalają zarzucić sobie postępowania sprzecznego z prawnymi standardami. Jeśli tylko aktywność ich jest poddawana krytyce w świetle jakiejś normy prawnej, natychmiast poszukują uzasadnienia w innych normach, albo tworzą jakąś skomplikowana interpretację broniącą je zarzutem.