Decyzja o bliskim związaniu Unii dokumentem o skrócie ACTA zapadła niestety podczas polskiej prezydencji. Podjęli ją ministrowie uczestniczący w kierowanym przez ministra Marka Sawickiego posiedzeniu Rady UE ds. rolnictwa i rybołówstwa w dniach 15 – 16 grudnia 2011. To nieprawdopodobna wpadka! Wpadka Unii, że tak brzemienną w skutki regulację usiłuje wprowadzić tylnymi drzwiami, wpadka polskiej prezydencji, że nie zorientowała się w porę, co w trawie piszczy. Co więcej, Ministerstwo Gospodarki decyzję w sprawie ACTA ogłosiło na swych stronach... sukcesem polskiej prezydencji. Co za amatorszczyzna!
Sekretne negocjacje
ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) to układ między Australią, Kanadą, Japonią, Koreą Południową, Meksykiem, Maroko, Nową Zelandią, Singapurem, Szwajcarią i USA, do którego ma teraz dołączyć UE. W tłumaczeniu jego nazwa brzmi sensownie i zupełnie niewinnie: „Porozumienie przeciw obrotowi towarami podrobionymi", jednak dotyczy także ochrony własności intelektualnej w Internecie. Tekst porozumienia nie pozostawia cienia wątpliwości, że w imię walki z piractwem i podróbkami można będzie cenzurować Internet, blokować pojawiające się tam treści, wszczynać postępowania o naruszenia dóbr intelektualnych z urzędu oraz... ograniczać możliwości szyfrowania danych nawet w komputerach prywatnych.
A przecież Parlament Europejski niemal dwa lata temu wystąpił w obronie Internetu, krytykując sekretne negocjacje nad tekstem porozumienia. Rozmowy w sprawie ACTA zainicjowały Stany Zjednoczone. Prowadziło je wąskie grono zaproszonych przez USA ekspertów, w atmosferze pełnej tajemnicy, i to utrzymywanej nawet przed posłami PE. Uczestniczący w rozmowach z ramienia Komisji Europejskiej komisarz ds. handlu Karel De Gucht stanowczo odmówił ujawnienia szczegółów negocjacji i towarzyszącej dokumentacji.
Dlatego w czerwcu 2010 Parlament przyjął (miażdżącą większością głosów) rezolucję krytykującą brak przejrzystości w procesie tworzenia ACTA. Stwierdził, że nowe przepisy – pod pozorem ochrony własności intelektualnej – doprowadzą do ograniczenia wolności Internetu, osłabią prawa podstawowe, takie jak wolność słowa i prawo do prywatności, ograniczą prawo do rzetelnego procesu sądowego. PE wezwał Komisję Europejską do upublicznienia dokumentacji negocjacyjnej, skrytykował dążenie do ujednolicenia unijnego prawa autorskiego, patentowego i prawa znaków towarowych. Uznał także, że usługodawcy internetowi nie powinni być obligowani do kontrolowania lub filtrowania zamieszczanych danych. Przykro stwierdzić, iż tak merytoryczny apel Parlamentu Europejskiego pozostał także bez echa.
Przeprosiny to za mało