Julie Macfarlane: Polski rynek prawny czeka rewolucja

W Ameryce Północnej w ciągu ostatnich 20 lat praca prawników zmieniła się diametralnie. O tej rewolucji, o tym, dlaczego nie ominie ona także Polski i jak się do niej przygotować – opowiada profesor na Wydziale Prawa University of Windsor w Kanadzie, Julie Macfarlane, w rozmowie z Katarzyną Borowską

Aktualizacja: 19.05.2013 09:02 Publikacja: 18.06.2012 09:45

Na czym polega rewolucja, która zmieniła rynek prawny w Ameryce Północnej i którą opisuje pani w swojej książce?

Julie Macfarlane:

W Ameryce Północnej, jak w większości części świata, prawnicy, lekarze i inni specjaliści byli zawsze traktowani z ogromnym szacunkiem. Ludzie się zwracali do nich z prośbą o poradę, o wiedzę, jako do poważnych autorytetów. To się zmienia. W tej chwili ludzie mają dostęp do informacji w Internecie, mogą swój problem prawny wpisać w Google'a i otrzymać wiele artykułów z gotowymi odpowiedziami. Kiedyś mogli taką wiedzę otrzymać tylko od prawnika. Dziś mają ją za darmo, więc właściwie dlaczego mieliby za nią płacić? Taka zmiana oczekiwań klientów spowodowała właśnie ogromne przetasowania na rynku prawnym w Ameryce Północnej.

Polskich prawników też to czeka?

To już zaczyna się dziać w waszym kraju. Podczas wizyty w Polsce rozmawiałam z aplikantami radcowskimi. I oni opowiadali mi o tym, że spotykają się z klientami, którzy przynoszą już gotowe opinie prawne, które znaleźli w Internecie. Przychodzą po coś więcej – po pomoc w rozwiązaniu problemu.

Co zatem prawnik powinien im zaoferować?

Coś więcej niż wiedzę techniczną o przepisach, procedurach. Prawnicy z czasem będą musieli stać się kimś więcej niż ekspertami właśnie stricte technicznymi. Będą musieli dostarczać innego rodzaju wartościowych usług. Te, które dostarczali historycznie, czyli oparte wyłącznie na wiedzy prawnej, będą musiały być uzupełnione.

Chodzi o to, by klient uzyskał pomoc w rozwiązaniu problemu, w podjęciu decyzji, czy lepiej pójść do sądu, czy rozwiązać spór w trybie mediacji, czy skorzystać z jeszcze innej możliwości. Prawnik będzie się musiał razem z klientem zastanowić, czy to konkretne rozwiązanie pomoże mu w uporaniu się np. z problemem rodzinnym, i to nie tylko doraźnie, ale także w dłuższej perspektywie.

Czyli prawnik przyszłości powinien być również psychologiem, ekonomistą i specjalistą od marketingu?

Oczywiście prawnicy nie mogą być terapeutami ani doradcami finansowymi. Ale powinni brać pod uwagę to, że częścią ich pracy jest pomoc klientom w poradzeniu sobie z konfliktami na płaszczyźnie emocjonalnej. Oczywiście nie w sensie terapeutycznym, bo od tego są psycholodzy. Ale tak, jak historycznie pracowali w oderwaniu od innych dziedzin wiedzy, teraz powinni uwzględniać szerszy aspekt problemu. Prawnik nie może być tylko takim „mózgiem na kiju".

Wspomniała pani, że czasy, gdy prawnik był dla klienta niekwestionowanym autorytetem, mijają. Czy mija także prestiż, którym zawsze cieszyli się przedstawiciele tego zawodu?

Prawnicy przyszłości będą mieli dokładnie taki sam prestiż. Ale będą musieli na niego inaczej zapracować. Będą musieli wykazać się umiejętnością prowadzenia negocjacji, rozmowy z drugą stroną, opracowania strategii rozwiązania problemu.

Polscy radcy prawni mają w swoim kodeksie etyki zawodowej zapis, że nie mogą być związani poleceniami co do treści opinii, także przez swojego pracodawcę. Czy takie podejście bardziej usługowe, rynkowe do zawodu nie kłóci się z niezależnością?

Można świadczyć usługi doradcze w sposób niezależny. Tu chodzi o inną zmianę. Prawnicy w Ameryce Północnej są przyzwyczajeni do tego, że dyktują klientowi, co ma robić. To się zmienia – zwłaszcza w biznesie. Prawnicy są proszeni o pilnowanie kosztów, o szybkie rozwiązanie sprawy. Poza tym dziś już do lekarzy pacjenci przychodzą z gotową diagnozą, bo taki jest dostęp do wiedzy. To się nie zdarzało 20 lat temu. Podobnie jest z prawnikami. Klienci będą więcej kwestionować, więcej wiedzieć i więcej wymagać. Jednak prawnicy nadal będą mogli być niezależni.

Mówi pani o dużej roli mediacji i o tym, że większość spraw jest rozpatrywanych w Kanadzie poza tradycyjnym procesem sądowym. Tylko 2 proc. spraw cywilnych jest rozstrzyganych w sądzie. W Polsce brzmi to jak utopia, mediacja nie jest w naszym kraju popularna. Jak to się stało, że jest tak często stosowana w pani kraju?

W Ameryce Północnej, gdy oferujemy klientowi mediację, to jego pierwsza reakcja jest negatywna. Woli iść do sędziego, bo liczy na to, że ten potwierdzi jego rację. To typowo ludzki mechanizm. Jednak rzeczywistość wygląda tak, że na takie rozstrzygnięcie trzeba czekać bardzo długo. I klient, który już da się przekonać i skorzysta z mediacji, jest z tego bardzo zadowolony. Zyskuje czas i pieniądze. I chce z tej formy korzystać w kolejnych swoich sprawach.

Kto jednak ma go przekonać do tego pierwszego razu. Jak to wyglądało w Kanadzie?

Dla zmiany postaw wobec mediacji w Ameryce Północnej miały znaczenie trzy kwestie. Po pierwsze – znowelizowano prawo tak, by obligowało do jej rozpoczęcia. Po drugie – sędziowie, cenieni i będący autorytetami, przekonywali do tej formy rozwiązywania sporów. Miało to wpływ m.in. na prawników, którzy zaczęli zachęcać do mediacji swoich klientów.

Po trzecie – promowała ją administracja rządowa, m.in. wykorzystując ją do rozstrzygania sporów wewnętrznych między agendami czy departamentami.

A więc dużą rolę do odegrania ma tu rząd?

Tak. To rząd może przecież zmienić prawo, zreformować sądownictwo.

Czy sami prawnicy, samorządy zawodowe, mogą też wpłynąć na zwiększenie popularności mediacji?

Samorządy mogłyby promować swoich członków, którzy chcieliby się nią zajmować. Wiem, że w Polsce alternatywne rozwiązywanie sporów ciągle się rozwija. Ale nie mam wątpliwości, że i tu mediacja będzie popularna. Znam wielu prawników w Kanadzie i USA, którzy nie chcieli się nią zajmować. Nie nauczyli się więc,

jak to robić. I dziś tracą klientów, bo ci wolą pójść do takiego prawnika, który przeprowadzi ich przez ten proces. Bo to tańsze i szybsze.

Jak bardzo upowszechnienie się mediacji przyspieszyło rozwiązywanie spraw w Kanadzie?

Zmieniła się cała struktura pracy prawników. W Kanadzie każdy z nich ma 20 – 30 spraw w toku, a nie nawet 150, jak bywało wcześniej. Rozwiązuje je jednak w pół roku.

W Polsce to brzmi jak utopia, nasze sądy rozpatrują sprawy latami.

Nie wiem nic na temat opóźnień w polskich sądach, ale sądzę, że to się niewiele różni od tego, z czym mamy do czynienia w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie. Ta nowa struktura pracy prawników jest związana właśnie z tym, że większości spraw nie rozpatruje się w tradycyjnym procesie. W Ottawie sprawa musi być poddana mediacji w ciągu 60 dni od złożenia odpowiedzi na pozew. Jeśli jest porozumienie, sąd nie musi się już nią zajmować.

To zmienia także zarobki prawników?

Tak, klienci płacą mniej, ale jest większy obrót spraw. Ważne jest, by utrzymać klienta, by był zadowolony i wrócił.

W Polsce jest coraz większa konkurencja. W ciągu ostatnich lat znacznie zwiększyła się liczba adwokatów i radców prawnych.

Pomoc prawną świadczą też tzw. doradcy prawni, czyli magistrowie prawa. Chcieliby móc reprezentować klientów w sądzie. Jak pani ocenia takie postulaty?

W Ameryce Północnej prawników bez licencji praktycznie wyeliminowano. Udzielanie porad przez osobę nieuprawnioną traktowane jest jak przestępstwo. Nie może być tak, że ktoś się naczytał książek prawnych i świadczy usługi. W Polsce jest to bardziej liberalnie uregulowane. I tu prawnicy muszą się z tym pogodzić. Powinni świadczyć profesjonalne usługi i edukować społeczeństwo co do tego, jakie korzyści mogą osiągnąć właśnie zwracając się do osoby odpowiednio przygotowanej. Nie powinni się też obrażać na tzw. rozpakowywanie usług, czyli np. napisanie tylko pisma, jeśli klient oczekuje tylko tego.

Czyli danie większych uprawnień doradcom prawnym to nie jest pani zdaniem dobry pomysł?

Można spróbować podzielić działania na mniej skomplikowane i tańsze, które mogłyby być wykonywane przez większy krąg prawników. I na te trudniejsze. Na pewno osoby z uprawnieniami powinny walczyć o utrzymanie wyłączności do występowania jako pełnomocnicy w sądach, ponieważ są do tego przygotowane. Nie mogą bowiem trzymać się wszystkiego, co było kiedyś domeną prawników. Już tracą treść na rzecz Internetu. Dlatego muszą rozwijać tzw. miękkie umiejętności.

Czy jeszcze w jakiś sposób mogą przygotować się na zapowiadaną przez panią rewolucję?

Powinni przyglądać się temu, co się dzieje w Ameryce Północnej. Nasi prawnicy nie byli przygotowani na zmiany. Poruszali się jak lunatycy. W Polsce – mogą się przygotować, wiedząc, co ich czeka. Ci, którzy to zrobią – mogą na zmianach zyskać.

Dr Julie Macfarlane jest autorką bestsellerowej książki „The New Lawyer: How Settlement is Transforming the Practice of Law" (Wydawnictwo Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej). Została ona oparta na postawie rozmów z prawnikami i ich klientami. Prowadzi na jej podstawie warsztaty dla prawników w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Australii. Na zaproszenie Krajowej Rady Radców Prawnych poprowadziła także w Warszawie konferencję dla radców i warsztaty dla najlepszych aplikantów radcowskich. Były to jedne z głównych wydarzeń trwających właśnie obchodów XXX-lecia samorządu zawodowego radców prawnych.

Na czym polega rewolucja, która zmieniła rynek prawny w Ameryce Północnej i którą opisuje pani w swojej książce?

Julie Macfarlane:

Pozostało 98% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi