Domagalski: Siłą nie buduje się zgody

Rząd nie ma prawa ograniczać suwerenności Polski zwykłą większością sejmowych głosów. Kiedy oddaje Unii kolejne kompetencje, powinien mieć akceptację zdecydowanej większości parlamentu – pisze publicysta prawny „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 19.09.2012 19:45 Publikacja: 19.09.2012 19:31

Marek Domagalski, publicysta "Rzeczpospolitej"

Marek Domagalski, publicysta "Rzeczpospolitej"

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Spór o to, jaką większością można zrzec się na rzecz Unii kolejnych uprawnień państwa, rozgorzał w ubiegły czwartek przy głosowaniu zgody Polski na akcesję Chorwacji do Unii.

Powiedzmy od razu, nikt nie był przeciwko przyjęciu Chorwacji, poszło o zasady, a te będą ważne przy innych okazjach, gdy pojawią się kolejne decyzje o zmniejszeniu czy ograniczeniu kompetencji (suwerenności) państwa polskiego na rzecz Unii. Zeszłotygodniowe głosowanie było znakomitą okazją, aby główne siły parlamentarne doszły do porozumienia, jak podejmować decyzje w tych dla kraju najważniejszych sprawach. Zmarnowano tę okazję.

Dwie procedury, dwie filozofie

Formalnie chodziło o to, którą z dwóch przewidzianych w konstytucji ścieżek, poprzeczek prawnych dla takich spraw stosować. Niższa (art. 89 konstytucji) dla ratyfikacji umowy międzynarodowej wymaga (tak samo jej wypowiedzenia) ustawy podjętej zwykłą większością - jeżeli umowa dotyczy: sojuszy, układów politycznych lub wojskowych, członkostwa RP w organizacji międzynarodowej, znacznego finansowego obciążenia państwa.

Wyższa poprzeczka (przewidziana w art. 90) dotyczy sytuacji, gdy Polska na podstawie umowy międzynarodowej przekazuje organizacji międzynarodowej - np. Unii Europejskiej - kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach. W tych wypadkach ustawa wyrażająca zgodę na ratyfikację wymaga przyjęcia jej większością 2/3 głosów w obu izbach, w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów (senatorów), ewentualnie zgody w referendum.

Ta podwyższona poprzeczka wymaga oczywiście zwykle szerszego parlamentarnego i politycznego konsensusu, zgody opozycji. PiS chciał, aby ratyfikację traktatu akcesyjnego Chorwacji przyjmować większością 2/3 głosów, stosując tę wyższą poprzeczkę, ale większość rządowa uznała, że wystarczy niższa.

Znamienna była argumentacja premiera Donalda Tuska. „Bardzo często mamy do czynienia z wątpliwościami czy skargami konstytucyjnymi, które są wywoływane głównie dlatego, że polska konstytucja, podobnie jak przygniatająca większość ustaw zasadniczych na świecie, daje pole do interpretacji i ono jest rozciągane w zależności od dobrej czy złej woli tych, którzy chcą kwestionować werdykt większości w parlamencie (...). Po co ryzykować proces ratyfikacji Chorwacji, bo a nuż TK uzna, że zrobiliśmy to niezgodnie z konstytucją. Ale ten argument dokładnie tyle samo waży, jeśli przyjmiemy sugestię opozycji - TK mógłby uznać, że przyjęliśmy zły tryb, przyjmując kwalifikowaną większość. Argument, logicznie rzecz biorąc, jest dokładnie identyczny w jednym i w drugim przypadku" - mówił premier.

Prawniczy standard

Rzecz w tym, że premier w tym wywodzie ewidentnie błądzi. Jeśli np. na szosie stoi znak ograniczenia prędkości, a kierowca nie jest pewien, bo jest przyprószony śniegiem, czy do 80 czy do 60 km, to jak pojedzie 60, będzie OK, ale jak pojedzie 80, to będzie źle i niebezpiecznie. Jeśli więc mamy (przynajmniej) wątpliwości prawne, to powinniśmy zachować wyższy standard.

O tym, że wątpliwości nie są wydumane, świadczą choćby dwie różne opinie, jakie złożyli sejmowi eksperci w trakcie prac nad ratyfikacją. W opinii dr. Artura Kozłowskiego z Uniwersytetu Wrocławskiego dla ratyfikacji traktatu akcesyjnego Chorwacji wystarczy łagodniejszy tryb (opisany w art. 89), gdyż przyjęcie nowego kraju nie prowadzi do naruszenia kompetencji już przekazanych UE. Z kolei zdaniem dr. Ryszarda Piotrowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego zgoda wymagała podwyższonej poprzeczki (określonej w art. 90), gdyż poszerzenie Unii o nowe państwo oznacza zmianę jej tożsamości w wielu wymiarach, m.in. instytucjonalnym, politycznym i ekonomicznym.

Akurat Chorwacja jest niewielkim i bliskim Polakom krajem (żaden z posłów nie był zresztą przeciwko ratyfikacji) i konstrukcji Unii nie zmieni, ale już na skalę unijnych dopłat dla Polski może wpłynąć. Gdyby jednak chodziło o duże i nie tak przyjazne nam państwo, czy utrzymałby się argument, że to nie zmienia polskiego „udziału" w Unii?

Na horyzoncie są zresztą ważniejsze umowy z Unią, zatem kwestia, jaką większością mają być podejmowane decyzje o zrzeczeniu się części kompetencji przez Polskę, czy choćby o ich ograniczeniu, stawać będzie na porządku dziennym. Wszak od dłuższego czasu bombardowani jesteśmy pomysłami (nie do końca jasnymi) w rodzaju paktu fiskalnego czy unii bankowej - do której dziś, według deklaracji ministra Jacka Rostowskiego, wstępować nie zamierzamy, ale już jutro może się okazać, że przystąpienie do niej jest naszą racją stanu.

Sąd jest dobry na rozwód

Premier Tusk mówił w Sejmie, że jeżeli w sprawie trybu ratyfikacji traktatu akcesyjnego Chorwacji jest uzasadniona wątpliwość konstytucyjna, to nie da się tego rozstrzygnąć w sali posiedzeń, od tego jest Trybunał Konstytucyjny.

I tu dotykamy kwestii najważniejszej, ważniejszej niż ta ustawa ratyfikacyjna, wyroki Trybunału, a nawet konstytucja - ta pisana. Każdy polityczny naród (państwo) ma bowiem ważniejszą, realną konstytucję (chyba że toczy się w nim wojna domowa), która polega na zgodzie w najważniejszych dla niego sprawach. Nie ma o tym słowa w konstytucji RP, ale taka zgoda jest także w naszym kraju, obejmuje np. członkostwo Polski w Unii i NATO czy szerzej polityczną przynależność do Zachodu. Nie trzeba nawet o tym zbytnio mówić, gdyż są to fundamenty politycznego ładu w Polsce. Rezygnacja z części suwerenności, czy to wyraźna, czy zakamuflowana, jest zbyt poważną sprawą, aby mogła następować bez takiej fundamentalnej zgody. Jej formalnym wyrazem jest podwyższona poprzeczka ratyfikacyjna, którą w tych sprawach należy stosować.

Nie zastąpi jej zwykła większość aktualnego rządu, która jest tylko wyrazem aktualnej (formalnej) siły rządu. Siłą nie buduje się zgody. Zgody nie zastąpi też wyrok Trybunału, bo sąd jest dobry na rozwód, a małżeństwo wymaga zgody - a mówimy tu o wspólnej przyszłości Polaków. Ona wymaga porozumienia przynajmniej w sprawach najważniejszych. Prawo w ogóle, dobre prawo, wymaga porozumienia.

Spór o to, jaką większością można zrzec się na rzecz Unii kolejnych uprawnień państwa, rozgorzał w ubiegły czwartek przy głosowaniu zgody Polski na akcesję Chorwacji do Unii.

Powiedzmy od razu, nikt nie był przeciwko przyjęciu Chorwacji, poszło o zasady, a te będą ważne przy innych okazjach, gdy pojawią się kolejne decyzje o zmniejszeniu czy ograniczeniu kompetencji (suwerenności) państwa polskiego na rzecz Unii. Zeszłotygodniowe głosowanie było znakomitą okazją, aby główne siły parlamentarne doszły do porozumienia, jak podejmować decyzje w tych dla kraju najważniejszych sprawach. Zmarnowano tę okazję.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Komisja Wenecka broni sędziów Trybunału Konstytucyjnego