Połączenie zawodów referendarza sądowego i asystenta sędziego

Połączenie zawodów referendarza sądowego i asystenta sędziego mogłoby być korzystne dla wymiaru sprawiedliwości – zauważa sędzia Łukasz Piebiak.

Publikacja: 12.02.2013 07:37

Łukasz Piebiak

Łukasz Piebiak

Foto: archiwum prywatne

Red

Idea ta nie po raz pierwszy pojawia się w debacie publicznej. Sam również prezentowałem jej główne założenia i argumenty za nią przemawiające, choćby podczas debaty Okrągłego Stołu w dniu 20 września 2012 r. oraz debaty związanej z prezentacją raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w dniu 22 stycznia 2013 r. na temat roli referendarzy i asystentów w wymiarze sprawiedliwości.

Wydaje się ona dobrą odpowiedzią na obserwowane w praktyce problemy: trudności w dokonywaniu ocen kandydatów wywodzących się z tych grup zawodowych w razie ubiegania się o urząd sędziego, nieracjonalny podział pracy w sądach – w tym faktyczna niemożność wsparcia kadrą referendarską sędziów orzekających w mniejszych ośrodkach, a nade wszystko postępujący zanik, zamiast wzrost części wiedzy i umiejętności niezbędnych do wykonywania służby sędziowskiej i to w sytuacji, w której bardzo wielu, a może nawet większość przedstawicieli tych grup zawodowych, nie wiąże z nimi swej przyszłości zawodowej traktując pracę w charakterze referendarza sądowego czy asystenta sędziego jako niechciany, ale konieczny przedsionek przed służbą w wymarzonym korpusie sędziowskim. Nota bene, trudno dziwić się temu zjawisku skoro bardzo wielu z nich ukończyło aplikację sędziowską i tylko pamiętny wyrok Trybunału Konstytucyjnego spowodował, że nie mogli zostać mianowani asesorami sądowymi, a potem sędziami.

Prosty zabieg

Od strony legislacyjnej dokonanie takiej zmiany to zadanie banalnie proste: wystarczy dodać do dotychczasowych, dość już rozbudowanych i cały czas rozbudowywanych, kompetencji referendarzy sądowych, kilka kompetencji asystentów sędziów. Kwestią konwencji jest też nazwa tak utworzonego zawodu, przy czym wydaje się, że próba powrotu do staropolskiego podsędka jest skazana na niepowodzenie, albowiem w dzisiejszej polszczyźnie dla przeciętnego obywatela nazwa tego urzędu brzmi mało poważnie. Nie jest również właściwe określenie go asesorem sądowym skoro pojęcie to ma określoną konotację i trafnie kojarzone jest z sędzią na próbę, a nie quasi-sędzią czy „sędzią" o ograniczonych uprawnieniach, jakim jest bez wątpienia dzisiejszy referendarz sądowy.

Wydaje się, że należałoby pozostawić dotychczasową nazwę, zwłaszcza że w istocie reforma sprowadzałaby się do stosunkowo niewielkiego poszerzenia zakresu kompetencji referendarzy sądowych i mianowania dotychczasowych asystentów na stanowiska referendarskie. Pociągałaby ona za sobą likwidację odrębnego zawodu asystenta sędziego co uznać należy za pożądane, zwłaszcza w sytuacji, w której od momentu utworzenia go w 2001 r. trudno dostrzec myśl przewodnią w działaniach ustawodawcy odnośnie asystentów sędziów, a tym samym nieznany jest docelowy model ukształtowania tego zawodu. Ponieważ de facto nastąpiłoby włączenie korpusu asystenckiego w szeregi referendarzy sądowych zakończyłyby się problemy z naborem na stanowiska asystenckie związane z niewystarczającymi wynagrodzeniami oraz wyeliminowano by trudności wynikające z niedookreślonego ustrojowo statusu asystenckiego. Przy okazji odpadałaby potrzeba tworzenia podejrzanych od strony ustrojowej protez stanowisk asystenckich w postaci zatrudnianych przez podmioty wobec sądy zewnętrzne koordynatorów prawnych. To kosztowny zabieg, za to niezwykle korzystny, jeśli rzeczywiście mógłby przyspieszyć pracę sądów i wyeliminować problemy opisane we wstępie.

W jaki sposób doszłoby do usunięcia mankamentów obecnie istniejącego stanu rzeczy? Po pierwsze, w sposób wyraźny i konsekwentny członkowie KRS sygnalizują problemy z dokonywaniem ocen kandydatów na sędziów wywodzących się ze środowiska asystenckiego i referendarskiego.

Potwierdzeniem tego jest alarmujący w swej wymowie, sporządzony na zlecenie KRS, raport o stanie kadry sędziowskiej w Polsce. Nie trzeba jednak być członkiem tego organu, albowiem wystarczy doświadczenie tysięcy sędziów w Polsce, uczestniczących w procesie opiniowania kandydatów – czy to w charakterze wizytatora albo członka kolegium lub zgromadzenia przedstawicieli sędziów któregokolwiek okręgu, a nawet odrobina wyobraźni by zrozumieć, że przeanalizowanie nawet kilku setek projektów uzasadnień sporządzonych przez asystenta sędziego nie pozwoli racjonalnie przewidzieć czy np. ten asystent, już jako sędzia, będzie wydawał mądre wyroki po sprawnym i zgodnym z prawem przeprowadzeniu postępowania.

Możemy ocenić, że jest on dobrym prawnikiem i posiada bardzo ważną w pracy sędziego umiejętność sporządzania uzasadnień, ale nie wiemy jak się zachowa na sali rozpraw i czy jest w stanie w rozsądnym czasie podjąć decyzję czy nie. Połączenie zawodów nie rozwiąże nam oczywiście problemu z salą (tu trzeba wprowadzić instytucję sędziego na próbę – za czym właściwie opowiadają się wszyscy uczestnicy debaty publicznej w tym przedmiocie), ale gdyby taki asystent wykonywał również czynności referendarskie, wiedzielibyśmy nadto czy jest osobą decyzyjną i potrafi pracować pod presją czasu.

Poważniejsze sprawy

Referendarz, który poza innymi czynnościami, w rodzaju rozpoznawania wniosków o zwolnienie od kosztów sądowych, sprawnie prowadził swój referat w wydziale cywilnym czy gospodarczym wydając nakazy zapłaty w postępowaniu upominawczym, uprawomocniając je, a następnie opatrując je klauzulami wykonalności, zapewne po uzyskaniu nominacji sędziowskiej w tego rodzaju wydziale również będzie w stanie sprawnie opanować swój referat – złożony z poważniejszych spraw.

To samo można powiedzieć o referendarzach w postępowaniach rejestrowych czy wieczystoksięgowych, a pewnie w przyszłości również w postępowaniach wykonawczych w sprawach karnych czy wykroczeniowych. Nie wiemy jednak, jak ci referendarze sprawdzą się w innym elemencie służby sędziowskiej, czyli umiejętności pisemnego uzasadniania swych decyzji. Nie wiemy również jak sprawdziliby się w sprawach, którymi z uwagi na ograniczony zakres kompetencji referendarzy, nigdy się nie zajmowali. Tu bezcenna byłaby możliwość pracy charakterystycznej dziś dla asystenta sędziego, sporządzającego we współpracy z sędzią setki projektów uzasadnień wyroków, ale i postanowień czy zarządzeń o charakterze wypadkowym czy porządkowym.

Nie budzi moich wątpliwości to, że osoba która wykonywałaby te wszystkie czynności, dziś rozbite pomiędzy te dwie grupy zawodowe i we wszystkich nich osiągała dobre rezultaty, wykazując się szeroką wiedzą prawniczą, umiejętnościami podejmowania i uzasadniania decyzji procesowych, a jednocześnie była w stanie zapanować nad powierzonym jej odcinkiem pracy, byłaby doskonałym kandydatem na stanowisko sędziego albowiem od tego ostatniego tych wszystkich cech się oczekuje. W istocie z postulowanych dość często w debacie publicznej pracy sądowej w systemach trójkowych czy czwórkowych (sędzia, asystent, urzędnik – ewentualnie jeszcze referendarz) należałoby przejść (przynajmniej w sądach I instancji) na system pracy trójkowy albo czwórkowy, ale w składzie: sędzia, referendarz o poszerzonych kompetencjach i urzędnik, albo i dwu urzędników). W takim układzie sędzia zajmuje się tym co jest istotą jego służby, czyli wymierzaniem sprawiedliwości, referendarz wykonuje w tym faktycznie wspólnym z sędzią referacie wszystkie czynności z zakresu ochrony prawnej samodzielnie, a nadto przygotowuje projekty orzeczeń czy uzasadnień dla sędziego, a urzędnik czy urzędnicy zapewniają obsługę techniczną ich pracy.

Oczywiście gdyby wydajność sędziego tak odciążonego była na tyle duża, że byłby w stanie robić więcej niż jeden referendarz z nim współpracujący (albowiem głównie ograniczałby się do procesu przygotowawczego, decyzyjnego oraz prowadzenia rozpraw) można by było przydzielić mu np. 2 referendarzy i 3 urzędników. System taki w sposób naturalny ewoluowałby w stronę systemu hiszpańskiego: biura sędziego otoczonego dużą ilością personelu pomocniczego. Czysta oszczędność środków budżetowych (sędzia z natury rzeczy kosztuje państwo najwięcej) i rzeczywiście usytuowanie sędziego na szczycie piramidy, a jednocześnie usytuowanie referendarza tam, gdzie pracując u doświadczonego sędziego, może się naprawdę nauczyć tego co w przyszłości, o ile zechce, miałby sam robić.

Dlaczego dziś w mniejszych jednostkach sędzia zajmuje się kwestiami, które mógłby z powodzeniem wykonywać referendarz sądowy? Dlatego, że tego referendarza w wydziale nie ma albo dlatego że nie ma dla niego wystarczającej ilości pracy tamże, albo dlatego że praca w wystarczającej ilości by dlań była, ale tylko przy założeniu, że musiałby obsługiwać kilka różnorodnych wydziałów jednocześnie – z oczywistą szkodą dla jakości świadczonej pracy, nie wspominając o problemach organizacyjnych z tym związanych. Jednocześnie mogłoby się okazać, że gdyby referendarz zajmował się tym wszystkim, co wedle ustawy może robić, a nadto jeszcze miałby uprawnienia asystenta, sędziowie nie mieliby wystarczająco wiele pracy co w dłuższej perspektywie czasowej pozwoliłoby przenieść zbędne etaty sędziowskie tam gdzie są rzeczywiście potrzebne zamiast utrzymywać je tam, gdzie są potrzebne tylko dlatego że (drożsi) sędziowie zastępują (tańszych) referendarzy sądowych. Jednocześnie dodatkowo odciążone zostałyby wydziały odwoławcze w sądach okręgowych oraz sądy apelacyjne od tych wszystkich czynności, w których sąd, w którym orzeka referendarz, rozpoznaje skargi na jego orzeczenia jako sąd II instancji (z wnioskami o zwolnienie od kosztów sądowych na czele). Nie ma również wątpliwości, że nawet w średniej wielkości jednostkach (takie jak się wydaje, docelowo mają pozostać) efekty wyżej opisane muszą nastąpić.

Elastyczny model

Przy przyjęciu przeciwnego założenia, zgodnie z którym niewielkie jednostki pozostałyby, i tak nie byłoby tak małej jednostki, w której referendarz sądowy o poszerzonych kompetencjach nie miałby racji bytu albowiem docelowo postulować by należało, by każdy sędzia współpracował z co najmniej jednym referendarzem albowiem ilość samych tylko czynności asystenckich w referacie jednego sędziego zwykle wystarczająca jest by konieczność zatrudnienia asystenta była ewidentna. Oczywiście w zależności od rodzaju wydziału i pionu orzeczniczego proporcja pomiędzy czynnościami dotychczas referendarskimi a asystenckimi będzie różna, ale w każdym wydziale i pionie taki referendarz o poszerzonych kompetencjach będzie niezbędny: w wydziałach rejestrowych czy wieczystoksięgowych wykonywał on będzie przeważnie lub wyłącznie czynności, jakie i dotychczas referendarze w tych jednostkach wykonywali, a w sądach apelacyjnych będzie przeciwnie: będą to tylko lub przeważnie czynności dotychczas asystenckie. W pozostałych jednostkach i pionach praca „nowych" referendarzy byłaby już dużo bardziej zbilansowana. Sytuacja, z którą mamy do czynienia dziś, jest sytuacją wręcz absurdalną albowiem niedobór tańszej kadry referendarsko-asystenckiej jest wyrównywany droższą kadrą sędziowską albo też nie jest wyrównywany w ogóle, czego efektem są zaległości w rozpoznawaniu spraw i związane z tym niezadowolone opinii publicznej.

Innymi słowy: sędziów w Polsce jest już wystarczająco dużo: są tylko źle rozmieszczeni i bardzo nieefektywnie wykorzystywani. Państwa nie stać na utrzymywanie tego stanu rzeczy w dłuższym okresie, a zatem należałoby pomyśleć o takim wsparciu pracy sędziów, by przy zbliżonych ostatecznie nakładach na sądownictwo znacząco poprawić efektywność polskich sądów, jednocześnie zapewniając dopływ do urzędu sędziego, dopływ dobrych kadr nie tylko z rynku, ale i z wewnątrz systemu.

Autor jest członkiem zarządu głównego i prezesem zarządu oddziału warszawskiego Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.

Idea ta nie po raz pierwszy pojawia się w debacie publicznej. Sam również prezentowałem jej główne założenia i argumenty za nią przemawiające, choćby podczas debaty Okrągłego Stołu w dniu 20 września 2012 r. oraz debaty związanej z prezentacją raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w dniu 22 stycznia 2013 r. na temat roli referendarzy i asystentów w wymiarze sprawiedliwości.

Wydaje się ona dobrą odpowiedzią na obserwowane w praktyce problemy: trudności w dokonywaniu ocen kandydatów wywodzących się z tych grup zawodowych w razie ubiegania się o urząd sędziego, nieracjonalny podział pracy w sądach – w tym faktyczna niemożność wsparcia kadrą referendarską sędziów orzekających w mniejszych ośrodkach, a nade wszystko postępujący zanik, zamiast wzrost części wiedzy i umiejętności niezbędnych do wykonywania służby sędziowskiej i to w sytuacji, w której bardzo wielu, a może nawet większość przedstawicieli tych grup zawodowych, nie wiąże z nimi swej przyszłości zawodowej traktując pracę w charakterze referendarza sądowego czy asystenta sędziego jako niechciany, ale konieczny przedsionek przed służbą w wymarzonym korpusie sędziowskim. Nota bene, trudno dziwić się temu zjawisku skoro bardzo wielu z nich ukończyło aplikację sędziowską i tylko pamiętny wyrok Trybunału Konstytucyjnego spowodował, że nie mogli zostać mianowani asesorami sądowymi, a potem sędziami.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Prawne
Marek Isański: Można przyspieszyć orzekanie NSA w sprawach podatkowych zwykłych obywateli
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"