Idea ta nie po raz pierwszy pojawia się w debacie publicznej. Sam również prezentowałem jej główne założenia i argumenty za nią przemawiające, choćby podczas debaty Okrągłego Stołu w dniu 20 września 2012 r. oraz debaty związanej z prezentacją raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w dniu 22 stycznia 2013 r. na temat roli referendarzy i asystentów w wymiarze sprawiedliwości.
Wydaje się ona dobrą odpowiedzią na obserwowane w praktyce problemy: trudności w dokonywaniu ocen kandydatów wywodzących się z tych grup zawodowych w razie ubiegania się o urząd sędziego, nieracjonalny podział pracy w sądach – w tym faktyczna niemożność wsparcia kadrą referendarską sędziów orzekających w mniejszych ośrodkach, a nade wszystko postępujący zanik, zamiast wzrost części wiedzy i umiejętności niezbędnych do wykonywania służby sędziowskiej i to w sytuacji, w której bardzo wielu, a może nawet większość przedstawicieli tych grup zawodowych, nie wiąże z nimi swej przyszłości zawodowej traktując pracę w charakterze referendarza sądowego czy asystenta sędziego jako niechciany, ale konieczny przedsionek przed służbą w wymarzonym korpusie sędziowskim. Nota bene, trudno dziwić się temu zjawisku skoro bardzo wielu z nich ukończyło aplikację sędziowską i tylko pamiętny wyrok Trybunału Konstytucyjnego spowodował, że nie mogli zostać mianowani asesorami sądowymi, a potem sędziami.
Prosty zabieg
Od strony legislacyjnej dokonanie takiej zmiany to zadanie banalnie proste: wystarczy dodać do dotychczasowych, dość już rozbudowanych i cały czas rozbudowywanych, kompetencji referendarzy sądowych, kilka kompetencji asystentów sędziów. Kwestią konwencji jest też nazwa tak utworzonego zawodu, przy czym wydaje się, że próba powrotu do staropolskiego podsędka jest skazana na niepowodzenie, albowiem w dzisiejszej polszczyźnie dla przeciętnego obywatela nazwa tego urzędu brzmi mało poważnie. Nie jest również właściwe określenie go asesorem sądowym skoro pojęcie to ma określoną konotację i trafnie kojarzone jest z sędzią na próbę, a nie quasi-sędzią czy „sędzią" o ograniczonych uprawnieniach, jakim jest bez wątpienia dzisiejszy referendarz sądowy.
Wydaje się, że należałoby pozostawić dotychczasową nazwę, zwłaszcza że w istocie reforma sprowadzałaby się do stosunkowo niewielkiego poszerzenia zakresu kompetencji referendarzy sądowych i mianowania dotychczasowych asystentów na stanowiska referendarskie. Pociągałaby ona za sobą likwidację odrębnego zawodu asystenta sędziego co uznać należy za pożądane, zwłaszcza w sytuacji, w której od momentu utworzenia go w 2001 r. trudno dostrzec myśl przewodnią w działaniach ustawodawcy odnośnie asystentów sędziów, a tym samym nieznany jest docelowy model ukształtowania tego zawodu. Ponieważ de facto nastąpiłoby włączenie korpusu asystenckiego w szeregi referendarzy sądowych zakończyłyby się problemy z naborem na stanowiska asystenckie związane z niewystarczającymi wynagrodzeniami oraz wyeliminowano by trudności wynikające z niedookreślonego ustrojowo statusu asystenckiego. Przy okazji odpadałaby potrzeba tworzenia podejrzanych od strony ustrojowej protez stanowisk asystenckich w postaci zatrudnianych przez podmioty wobec sądy zewnętrzne koordynatorów prawnych. To kosztowny zabieg, za to niezwykle korzystny, jeśli rzeczywiście mógłby przyspieszyć pracę sądów i wyeliminować problemy opisane we wstępie.
W jaki sposób doszłoby do usunięcia mankamentów obecnie istniejącego stanu rzeczy? Po pierwsze, w sposób wyraźny i konsekwentny członkowie KRS sygnalizują problemy z dokonywaniem ocen kandydatów na sędziów wywodzących się ze środowiska asystenckiego i referendarskiego.