Śledztwo w sprawie więzień CIA w Polsce, o którym pisze adwokat Ireneusz Kamiński, pokazuje, że nasz rząd zbyt często zapomina o prawnym elementarzu. Sędziowie ze Strasburga, którzy rozpoznają skargę Saudyjczyka al-Nashiriego przeciwko Polsce, zwrócili się do Polski kilka miesięcy temu z prostym pytaniem: czy skarżący przetrzymywany był w tajnych więzieniach CIA na terenie Polski?
Dyplomatycznie nie znaczy wymijająco
Polska odpowiedziała Trybunałowi dyplomatycznie, czyli wymijająco. Uraczyła sędziów takimi samymi okrągłymi zdaniami, takimi samymi truizmami, jakimi cały czas karmiona jest opinia publiczna w kraju. A więc, że sprawa ta jest priorytetowa, że prokuratura w naszym kraju jest niezależna od rządu, że sprawa jest tajna, że przesłuchano już 64 świadków, że akta sprawy liczą 21 tomów, a śledztwo prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Krakowie. W każdym razie sędziowie Trybunału nie dali się oczarować gładkim słówkom i niejako rewanżując się urzędnikom z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, odtajnili dokumenty w sprawie tajnych więzień CIA w Polsce. W końcu doszli też do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie, by również rozprawa była jawna.
Z pewnością nie jest to otwarte wypowiedzenie wojny, ale decyzja Trybunału w Strasburgu pokazuje irytację sędziów stylem komunikacji, który urzędnicy z Warszawy usiłowali narzucić sędziom.
Trybunał wysłał do polityków z Warszawy jasny sygnał: nie damy się zwieść odpowiedziom pisanym językiem baśni Andersena. Kiedy na stole sędziowskim leżą prawa człowieka, kończą się truizmy, a do głosu dochodzą twarde procedury prawne.
Twitterowy język nie dla sędziów
Sprawa z więzieniami CIA w tle pokazuje, że im więcej będziemy rozmawiali z Trybunałem w Strasburgu takim twitterowym językiem, tym więcej punktów karnych będziemy zbierać. A przecież i bez tego nasz wymiar sprawiedliwości uzbierał ich co niemiara. Od kiedy tylko pamiętam, nie nadążamy z wykonywaniem strasburskich wyroków (ponad 800 wyroków czeka, a segregator wciąż pęcznieje).