Reklama

Krzysztof Kwiatkowski: Jeszcze bywam bunkrowcem

Rozmowa z Krzysztofem Kwiatkowskim, prezesem Najwyższej Izby Kontroli

Publikacja: 29.04.2014 15:33

Rz: Na studiach podobno nieźle pan rozrabiał.

Krzysztof Kwiatkowski: Już w szkole średniej wstąpiłem do Federacji Młodzieży Walczącej, organizacji antykomunistycznej, która brała udział we wszystkich łódzkich manifestacjach. W moim rodzinnym Zgierzu specjalizowaliśmy się w malowaniu napisów na murach. Chcieliśmy wykrzyczeć nasz sprzeciw przeciwko totalitarnemu systemowi. Napisy były więc wyrazem patriotyzmu.

Jakie to były napisy?

Na przykład „Solidarność walczy", „Młodzież Katyń pamięta" albo powstańcze kotwice.

Podobno podczas takiej akcji raz przeskoczył pan przez ogrodzenie...

Reklama
Reklama

Mieliśmy kiedyś poważną wpadkę. Jeden z kolegów trzymał wiadro, ja malowałem, trzeci pilnował. Kiedy obejrzałem się za siebie, milicyjny samochód był na wyciągnięcie ręki. Przeskoczyłem wtedy przez ogrodzenie niemal jak Artur Partyka. Milicjantom się nie udało.

A koledzy?

Po nocy na dołku, gdzie kryminaliści z celi zagrozili im pobiciem, gdy tylko milicja przestanie ich pilnować, powiedzieli śledczym o wszystkim, a nawet więcej. Nie miałem do nich pretensji. Milicja powiadomiła szkołę. Byliśmy też regularnie wzywani na komisariat. Ostatecznie jednak nic strasznego się nie stało.

Nie zaszkodziło to pana edukacji?

Dyrektor szkoły zachował się przyzwoicie, bo wolna Polska była już blisko. Tylko zagroził wyrzuceniem, jeśli się nie uspokoimy. Kiedy zdawałem na prawo na Uniwersytecie Łódzkim, rzeczywistość była już inna.

Czemu właśnie prawo?

Reklama
Reklama

Uznałem, że to najlepszy wybór, bo właśnie zaczęliśmy budowę demokratycznego państwa. Łączyłem naukę z działalnością społeczną, tym razem w NZS. Niestety, musiałem na kilka lat przerwać studia w związku z chorobą nowotworową.

Udało się panu dokończyć studia.

Nawet w najtrudniejszych chwilach miałem przy szpitalnym łóżku kodeksy i gazety, by się zajmować dwiema największymi pasjami: prawem i działalnością publiczną. Mam oczywiście inne, bardziej prywatne. Jedna to książki. Wiedzą o tym zwłaszcza ci, którzy korzystają z mojego kilkunastotysięcznego zbioru. Pasjonuję się czymś jeszcze...

Proszę więc zdradzić.

W latach 80. i 90. sporo chodziłem po podziemnych fortyfikacjach, a zwłaszcza po Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym. To 30 km korytarzy łączących bunkry wybudowane przez Trzecią Rzeszę. Byłem nawet autorem amatorskich map, z których korzystali bunkrowcy odkrywający tajemnice bunkrów.

To było legalne?

Reklama
Reklama

W niektórych miejscach tych fortyfikacji wciąż stacjonowały wojska radzieckie. Wstęp był wzbroniony. Wartownik mógł użyć broni. Ale my byliśmy sprytniejsi, a oni słabo pilnowali.

Nie był pan więc zupełnym legalistą.

Uważałem, że to nie ja łamię prawo, tylko Armii Radzieckiej nie powinno być w Polsce.

Legalizmem wykazywał się pan za to, organizując wiece antylewicowe.

Jesienią 1993 r. do władzy doszła lewica. Nie mogłem się z tym pogodzić. Dlatego 1 maja byłem jednym z organizatorów wiecu NZS w Łodzi. Zorganizowaliśmy go – w odróżnieniu od lewicowego, w którym brali udział oficjele – zgodnie z procedurami. A policja zatrzymała właśnie nas, umożliwiając tym z lewicy nielegalne zgromadzenie. Władza złamała prawo. Potwierdził to sąd, gdy wystąpiłem o złotówkę odszkodowania za bezprawne zatrzymanie.

Reklama
Reklama

Całe życie chyba trochę zdradzał pan prawo dla polityki...

Łącząc te pasje, pracę magisterską napisałem o fundacji jako instytucji życia społeczno-gospodarczego. To było już na Uniwersytecie Warszawskim, kiedy pracowałem jako doradca i sekretarz premiera Jerzego Buzka. Wybierałem w działalności publicznej to, co z prawem najbardziej związane. Byłem radnym wszystkich szczebli samorządu. Jako senator kierowałem pracami Komisji Ustawodawczej, jako poseł – Kodyfikacyjnej. A gdy zostałem ministrem – Sprawiedliwości. Jako prezesowi Najwyższej Izby Kontroli także leży mi na sercu jakość stanowionego w Polsce prawa. Dlatego zwracam uwagę, aby nasze wnioski pokontrolne zawierały m.in. propozycje zmian w prawie. Przede wszystkim zależy mi na realizacji naszych wniosków de lege ferenda i de lege lata.

A chodzi pan jeszcze po bunkrach?

Jeśli tylko jest okazja. Po wizycie w Europejskim Trybunale Obrachunkowym i Trybunale Sprawiedliwości UE w Luksemburgu zmusiłem współpracowników do zwiedzania pozostałości fortyfikacji i wydrążonych w skałach korytarzy. Nie wzbudziło to entuzjazmu. Chcieli zwiedzać Starówkę. Ostatecznie zobaczyliśmy jedno i drugie.

—rozmawiała Katarzyna Borowska

Opinie Prawne
Mariusz Busiło: Sześć grzechów głównych zmian w ustawie o KSC
Opinie Prawne
Marek Kobylański: KSeF, czyli świat nie kończy się na Ministerstwie Finansów
Opinie Prawne
Katarzyna Szymielewicz: Kto obroni wolność słowa w sieci?
Opinie Prawne
Katarzyna Wójcik: Plasterek na ranę czy prawdziwy lek?
Opinie Prawne
Piotr Haiduk, Aleksandra Cyniak: Teoria salda czy „teoria półtorej kondykcji”?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama