Momenty przesilenia pokazują, kim naprawdę jesteśmy. Żar emocji, ale też racjonalne debaty, które poszukują chłodnych argumentów w najpoważniejszych kwestiach, stają się zwierciadłem wszystkiego, co w naszej głębi. Ujawnia ją zwłaszcza język, jakiego używamy. Bywamy w nim porażająco prawdziwi. Prawo rzymskie pozostaje środkiem porozumienia nie tylko dla świata prawniczego. To język całej zachodniej cywilizacji, czego dowiodło grono zacnych polskich teologów.
Oświadczenie Rady Wydziału Teologii KUL zdaje się reagować na wystąpienie, które wielu obrońców życia mogło uznać za nóż w plecy odważnego dyrektora szpitala: „Działania na rzecz dyskredytowania pracowników służby zdrowia, którzy ofiarnie troszczą się o ratowanie życia ludzkiego, oceniamy jako niesprawiedliwe i sprzeczne z duchem powołania służb medycznych, kierujących się zarówno przysięgą Hipokratesa, jak i duchem Ewangelii. Nie odrzucając prawnej zasady dura lex sed lex (twarde prawo, lecz prawo), pragniemy przypomnieć, że summum ius summa iniuria (najwyższe prawo, najwyższa niesprawiedliwość). Zmuszanie do współuczestnictwa w działaniach przeciwnych życiu i zdrowiu, sprzecznych z prawem naturalnym i sumieniem wrażliwym na fundamentalne wartości moralne, nie może znaleźć usprawiedliwienia w powoływaniu się na dyrektywy prawa pozytywnego, które nie może być uznane za najwyższy autorytet moralny".
To samo dałoby się powiedzieć na wiele sposobów. Wybrano najkrótszy, autorytatywny i sprawdzony, najtrafniejszy i dobrze zrozumiały, dobitny także dzięki łacinie. Dwoma starożytnymi wyrażeniami – świetnie skonstruowanymi językowo, bo nawet nie zdaniami – trafiono w istotę sporu wokół klauzuli sumienia. W pierwszej paremii dwukrotnie powtarza się lex, w drugiej ius: za każdym razem w swoistym przeciwstawieniu samym sobie. Prawo stanowione albo w ogóle prawo zestawiono z cieniami ich przeciwieństwa. Obie paremie odrzucają bezprawie i przed nim ostrzegają.
Dura lex sed lex uważnym słuchaczom tłumaczona bywa „durna lex sed lex". Żartobliwe tłumaczenie spotyka się ze zrozumieniem, bo wyraża powszechny zwłaszcza wśród laików negatywny odbiór wezwań do przestrzegania każdego prawa, w tym nieracjonalnego, niegodziwego lub niemądrego. Tłumaczenie odwołuje się do doświadczenia – do sytuacji, w których kurczowo trzymano się litery zamiast ducha. Prawo ma służyć człowiekowi i społeczeństwu, a nie zniewalać. Wszelako wbrew populistycznym utyskiwaniom na sztywność czy bezduszność „twarde prawo, lecz prawo" to nie hasło tępych fanatyków. To memento, aby stanowionych regulacji nie lekceważyć. Prawo służy porządkowaniu, dlatego lepsze jest niedoskonałe ułożenie niż bałagan, do którego prowadzi brak prawa. „Twarde prawo" staje się synonimem porządku, a przynajmniej jego postulatem – choćby było niekompletne czy dalekie od doskonałości lub nie normowało całości zagadnień danego typu, nie przewidywało wyjątków bądź sytuacji szczególnych. Przestrzeganie prawa tylko dla zasady stanowi jednak wartość. Nie trzeba dodawać, że w żadnym razie absolutną.
Gładkie i łatwe do przyswojenia dura lex sed lex zawiera myśl znaną z prawa rzymskiego. Genialne językowo summum ius summa iniuria lud powtarzał jako przysłowie już w czasach Cycerona. Powiedzenie stanowiło nie tyle wynik intelektualnej refleksji, ile zwięzłe podsumowanie doświadczenia społeczeństwa świetnie obeznanego z prawem w działaniu. Jasność treści dała lapidarną formę wiecznej prawdzie: prawo przeradza się w swe przeciwieństwo, gdy rygoryzm w wykonywaniu uprawnienia przestaje się liczyć z kontekstem społecznym. „Najwyższe prawo" to niebezpieczeństwa ius strictum – prawa ścisłego, formalnego i archaicznego: szacownego wiekiem i z zasady godnego przestrzegania, lecz nieodpowiadającego już zmieniającym się warunkom społecznym. Kurczowe trzymanie się litery stwarza niebezpieczne okazje dla przebiegłości i przewrotności w czytaniu słów. Prowadzi do naciągania i instrumentalizacji prawa w służbie partykularnych interesów.