Straż miejska przed Sądem Najwyższym

Wątpliwości, czy straż miejska może występować w charakterze oskarżyciela publicznego w sprawach o wykroczenia drogowe, mają nie tylko kierowcy, ale i niektóre instytucje. Wiele może wyjaśnić obszerne uzasadnienie do jednego ?z orzeczeń Sądu Najwyższego – pisze sędzia.

Publikacja: 24.09.2014 08:30

Straż miejska przed Sądem Najwyższym

Foto: Fotorzepa, MW Michał Walczak

Red

Gdyby zadać pytanie, z jakich to powodów wzbudzają tak wiele kontrowersji uprawnienia straży gminnej (miejskiej) do występowania w charakterze oskarżyciela publicznego w sprawach o wykroczenia ujawniane za pomocą urządzeń do automatycznego rejestrowania naruszeń przepisów ruchu drogowego zwanych fotoradarami, odpowiedź zależałaby zapewne od tego, kto jest adresatem pytania. Kierowca tira zżymałby się na zbyt gęsto ustawione urządzenia i częste mandaty, a miłośnicy szybkiej jazdy kwestionowaliby limity prędkości obowiązujące w miejscach, w których kontrola taka jest prowadzona. Okazuje się, że wątpliwości w tym względzie mają również instytucje odpowiedzialne – mówiąc w uproszczeniu – za bezpieczeństwo prawne obywateli. W szczególności mam tu na myśli rzecznika praw obywatelskich, który – nie po raz pierwszy zresztą – zakwestionował obowiązujące przepisy.

Nie ma odwrotu ?od fotoradarów

Jest on też autorem kasacji skarżącej wyrok jednego z sądów rejonowych, który uznał właścicielkę samochodu osobowego za winną wykroczenia z art. 96 § 3 kodeksu wykroczeń, gdy z wnioskiem o ukaranie wystąpiła Straż Miejska w S. Rzecznik, powołując się na niektóre orzeczenia Sądu Najwyższego, zakwestionował prawo straży miejskiej do występowania w charakterze oskarżyciela publicznego i domagał się uchylenia wyroku i umorzenia postępowania. Postanowieniem z 2 kwietnia 2014 r. (sygn. akt V KK 378/13) Sąd Najwyższy oddalił jednak kasację, stwierdzając, że ,,Straży gminnej (miejskiej) przysługują uprawnienia oskarżyciela publicznego w sprawach o wykroczenia z art. 96 § 3 k.w., popełnione od dnia 31 grudnia 2010 r., jeżeli w zakresie swego działania, w tym w trakcie prowadzonych czynności wyjaśniających ujawniły to wykroczenie i wystąpiły z wnioskiem o ukaranie za owo wykroczenie".

Oczywiście, orzeczenie to nie jest czymś szczególnym w dorobku Sądu Najwyższego, który – jak wspomniałem – problemem tym zajmował się już wielokrotnie, nie posiada także szczególnej mocy wiążącej. Oprócz tego, że jest wyjątkowo świeże, wyróżnia się bardzo precyzyjnym i jak na tego rodzaju sprawy stosunkowo obszernym uzasadnieniem, dlatego zasługuje na szersze rozpropagowanie. Jest też jeszcze jeden powód. Orzeczenie to wpisuje się w oczywistą – przynajmniej dla mnie – tezę, że nie ma już odwrotu od kontroli ruchu drogowego za pomocą urządzeń automatycznie rejestrujących naruszenia przepisów.

W Wielkiej Brytanii  nawet nie próbuje się dociekać, kto rzeczywiście kierował pojazdem w chwili zdarzenia

Ktoś może powiedzieć, że nie o to chodzi, ale o nadużywanie prawa do takiej kontroli przez straże gminne i miejskie. Może rzeczywiście. Za każdym razem, gdy kwestionowane są uprawnienia tych organów do występowania w charakterze oskarżyciela publicznego w sprawach o wykroczenia polegające na odmowie udzielenia informacji, kto kierował pojazdem w chwili naruszenia prawa – nie tylko drogowego – w podtekście pobrzmiewa niechęć do stosowania metod rzekomo rodem z „orwellowskiego koszmaru".

Ja również nie chcę się zgodzić, by oczy ,,wielkiego brata" śledziły każdy ruch obywatela, nawet jeżeli w ten sposób można zapobiec temu, by w centrum miasta grupa wyrostków katowała bezbronnego człowieka. Uważam jednak, że rozwój cywilizacyjny, a w tym przypadku komunikacji, nie pozwala już na ręczną kontrolę przestrzegania przepisów ruchu drogowego, który tylko z pozoru odbywa się płynnie, a sprawia wrażenie obłaskawionego aligatora. Każdy, kto brał udział chociażby w stłuczce, wie doskonale, że ów aligator w jednej chwili może zmienić się w żarłoczną bestię, której w żaden sposób nie jest w stanie powstrzymać człowiek, tak kruchy i miękki w konfrontacji z metalem uderzającego auta. W rezultacie każdy, kto – chociażby nieumyślnie – zagraża owemu porządkowi, musi być traktowany jako wróg publiczny numer jeden.

Gdy nikt nie został przyłapany

Nie jest bynajmniej moim celem epatowanie czytelnika wizją katastrofy, której mogą zapobiec tylko fotoradary, i to wyłącznie w rękach straży miejskiej. Chcę jedynie uświadomić, jak duże znaczenie dla porządku na drogach ma kontrola dokonywana w sposób automatyczny, a więc szybko i całkowicie obiektywnie. Wszelkie zastrzeżenia, a jest ich wiele, które można spotkać na tzw. forach internetowych, mają jednak drugorzędne znaczenie i są efektem albo zbytniej gorliwości (patrz pazerności lokalnych polityków), albo złej praktyki – co łatwo naprawić.

Rozwój cywilizacji nie pozwala już na ręczną kontrolę przestrzegania przepisów ruchu drogowego, który tylko z pozoru jest płynny

Przechodząc do problemu, który niewątpliwie także był przedmiotem zainteresowania Sądu Najwyższego przy okazji rozpoznawania wspomnianej sprawy: wszystko rozbija się o pytanie, w jaki sposób doprowadzić do ukarania osoby, która naruszyła przepisy ruchu drogowego, co zostało zarejestrowane przez fotoradar, jednak nie została zatrzymana na tzw. gorącym uczynku. Wykonane fotografie w znacznej części nie pozwalają bowiem stwierdzić, kto zasiadał za kierownicą w chwili wykroczenia.

Nie zagłębiając się w szczegóły, istnieją dwie metody rozwiązania tego problemu: lepszej jakości sprzęt, pozwalający na wykonywanie wyraźnych zdjęć, sprzężony z urządzeniem do automatycznej identyfikacji osoby kierującego, albo – co stosowane jest nie tylko w Polsce – pośredni sposób penalizacji takich zachowań.

Mam tutaj na myśli różnego rodzaju systemy stosowania sankcji wobec tych, którzy z największym prawdopodobieństwem powinni odpowiadać za dane wykroczenie, a mianowicie właścicieli pojazdów. Ponieważ pierwsza z nich jest nie tylko kosztowna, ale nie daje gwarancji pełnej skuteczności (a w istocie odwrotnie), sięga się po alternatywne sposoby, przy czym ten obowiązujący w naszym kraju wydaje się najbardziej odpowiadać podstawowym zasadom prawa, jak domniemanie niewinności czy in dubio pro reo.

Gdzie indziej, np. w Wielkiej Brytanii (Anglia i Walia), nawet nie próbuje się dociekać, kto rzeczywiście kierował pojazdem w chwili zdarzenia.

Wbrew często wygłaszanym opiniom, obowiązujący w Polsce system prawny nie tylko daleki jest więc od stosowania domniemania winy, ale stwarza możliwość całkowitej ekskulpacji, gdy pojazd – którym popełniono wykroczenie – został użyty przez nieznaną właścicielowi osobę bez jego zgody i wiedzy, czemu oczywiście nie mógł również zapobiec (w przeciwnym razie każdy mógłby się bronić, podnosząc, że nic nie wie o osobie sprawcy).

Oczywiście, równie często zarzuca się, że zmusza do denuncjacji osób najbliższych, nie mówiąc o ignorowaniu prawa do obrony w sensie odmowy odpowiedzi na inkryminujące pytania. Być może. W jaki jednak inny sposób ustalić, kto dysponował pojazdem w miejscu i czasie, gdy popełniono wykroczenie? Odstąpienie organów prowadzących czynności wyjaśniające w sprawach o wykroczenia drogowe – oczywiście nie tylko te zarejestrowane fotoradarem – od dotychczasowej praktyki byłoby jednak zaprzeczeniem idei szybkości postępowania w sprawach idących w setki tysięcy, a nawet miliony.

Tezę, iż w ten sposób sankcjonuje się wygodnictwo oraz przerzuca na obywateli obowiązek ścigania sprawców wykroczeń, wygłaszają osoby mało zorientowane w skali i zakresie problemu. Poza tym, nikogo specjalnie nie oburza, że w sprawach o inne wykroczenia (nie fotoradarowe), osoba indagowana przez organ prowadzący czynności wyjaśniające także ma prawo odmówić odpowiedzi na zadawane jej pytania tylko wówczas, gdy taka odpowiedź groziłaby jej lub osobie dla niego najbliższej odpowiedzialnością za przestępstwo lub przestępstwo karnoskarbowe. Alternatywny sposób zapewne wolny byłby od większości takich zarzutów. Choć jednak jestem jego zwolennikiem, mam jednocześnie świadomość, że jest on – przynajmniej na razie – nazbyt nowatorski.

Najważniejsza jest stabilność orzecznictwa

Na koniec, wracając do orzeczenia Sądu Najwyższego, warto zapamiętać, że również zdaniem najwyższej instancji sądownicze celem noweli (ustawa z 29 października 2010 r. o zmianie ustawy – Prawo o ruchu drogowym oraz niektórych innych ustaw, DzU nr 225, poz. 1466), która dodała m.in. pkt 7 do art. 129b ust. 3 ustawy – Prawo o ruchu drogowym, ale przede wszystkim znowelizowała przepis art. 17 § 3 k.p.w., było rozwianie wątpliwości, czy straż gminna (miejska) posiada uprawnienie do występowania w charakterze oskarżyciela publicznego w sprawach o wykroczenia ujawnione w toku prowadzonych przez nie czynności wyjaśniających – bez względu na kwalifikację. I chociaż, w co nie wątpię, w dalszy ciągu problem ten będzie się pojawiał, szczególnie wtedy, gdy jakiś niezadowolony kierowca pieniacz zostanie oskarżony o takie zachowanie, to sądy powinny pamiętać, że jedną z istotniejszych wartości jest stabilność orzecznictwa. Powołane orzeczenie stwarza zaś ku temu doskonałe podstawy.

Autor jest sędzią Sądu Rejonowego w Tarnowie

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi