Gdyby zadać pytanie, z jakich to powodów wzbudzają tak wiele kontrowersji uprawnienia straży gminnej (miejskiej) do występowania w charakterze oskarżyciela publicznego w sprawach o wykroczenia ujawniane za pomocą urządzeń do automatycznego rejestrowania naruszeń przepisów ruchu drogowego zwanych fotoradarami, odpowiedź zależałaby zapewne od tego, kto jest adresatem pytania. Kierowca tira zżymałby się na zbyt gęsto ustawione urządzenia i częste mandaty, a miłośnicy szybkiej jazdy kwestionowaliby limity prędkości obowiązujące w miejscach, w których kontrola taka jest prowadzona. Okazuje się, że wątpliwości w tym względzie mają również instytucje odpowiedzialne – mówiąc w uproszczeniu – za bezpieczeństwo prawne obywateli. W szczególności mam tu na myśli rzecznika praw obywatelskich, który – nie po raz pierwszy zresztą – zakwestionował obowiązujące przepisy.
Nie ma odwrotu ?od fotoradarów
Jest on też autorem kasacji skarżącej wyrok jednego z sądów rejonowych, który uznał właścicielkę samochodu osobowego za winną wykroczenia z art. 96 § 3 kodeksu wykroczeń, gdy z wnioskiem o ukaranie wystąpiła Straż Miejska w S. Rzecznik, powołując się na niektóre orzeczenia Sądu Najwyższego, zakwestionował prawo straży miejskiej do występowania w charakterze oskarżyciela publicznego i domagał się uchylenia wyroku i umorzenia postępowania. Postanowieniem z 2 kwietnia 2014 r. (sygn. akt V KK 378/13) Sąd Najwyższy oddalił jednak kasację, stwierdzając, że ,,Straży gminnej (miejskiej) przysługują uprawnienia oskarżyciela publicznego w sprawach o wykroczenia z art. 96 § 3 k.w., popełnione od dnia 31 grudnia 2010 r., jeżeli w zakresie swego działania, w tym w trakcie prowadzonych czynności wyjaśniających ujawniły to wykroczenie i wystąpiły z wnioskiem o ukaranie za owo wykroczenie".
Oczywiście, orzeczenie to nie jest czymś szczególnym w dorobku Sądu Najwyższego, który – jak wspomniałem – problemem tym zajmował się już wielokrotnie, nie posiada także szczególnej mocy wiążącej. Oprócz tego, że jest wyjątkowo świeże, wyróżnia się bardzo precyzyjnym i jak na tego rodzaju sprawy stosunkowo obszernym uzasadnieniem, dlatego zasługuje na szersze rozpropagowanie. Jest też jeszcze jeden powód. Orzeczenie to wpisuje się w oczywistą – przynajmniej dla mnie – tezę, że nie ma już odwrotu od kontroli ruchu drogowego za pomocą urządzeń automatycznie rejestrujących naruszenia przepisów.
W Wielkiej Brytanii nawet nie próbuje się dociekać, kto rzeczywiście kierował pojazdem w chwili zdarzenia
Ktoś może powiedzieć, że nie o to chodzi, ale o nadużywanie prawa do takiej kontroli przez straże gminne i miejskie. Może rzeczywiście. Za każdym razem, gdy kwestionowane są uprawnienia tych organów do występowania w charakterze oskarżyciela publicznego w sprawach o wykroczenia polegające na odmowie udzielenia informacji, kto kierował pojazdem w chwili naruszenia prawa – nie tylko drogowego – w podtekście pobrzmiewa niechęć do stosowania metod rzekomo rodem z „orwellowskiego koszmaru".