Rz: Trybunał Konstytucyjny uznał, że wolność religijna ma pierwszeństwo nad ochroną zwierząt, i zalegalizował ubój rytualny. Sędziowie w uzasadnieniu abstrahowali od skutków orzeczenia dla osób spoza społeczności żydowskiej, choć to ona złożyła wniosek. Czy to przekonująca argumentacja?
prof. Ewa Łętowska: Mam wrażenie, że w Trybunale przede wszystkim nie do końca zrozumiano, że zasadnicze w tej sprawie jest prawo europejskie. Unijne rozporządzenie 1099/2009 dotyczące traktowania zwierząt w celu produkcyjnego pozyskania mięsa działa bezpośrednio i nie trzeba go implementować do prawa polskiego. W ogóle nie służy ono regulacji zwyczajów religijnych ani tematyki religii. Jeden tylko przepis mówi, że obowiązku ogłuszania zwierząt przed ubojem nie stosuje się, jeśli ten ubój następuje według szczególnych metod wymaganych przez obrzędy religijne. To nie jest pozyskanie mięsa do „normalnego" obrotu handlowego. Przewidziano zatem tylko sytuację, w której wspólnota religijna np. wynajmuje sobie rzeźnię, by dokonać tam uboju zwierząt zgodnie ze swoimi rytami. Obawiam się, że tej prostej zasady sędziowie w ogóle nie brali pod uwagę.
O tym rozporządzeniu mówiono podczas rozprawy, ale uzasadnienie wyroku w ogóle się do niego nie odnosi. Jak to się mogło stać, skoro jest to prawo obowiązujące w Polsce i dotyczy spraw rozpatrywanych przez Trybunał?
Ja też tego nie rozumiem, zwłaszcza że w składzie orzekającym byli dwaj wybitni znawcy prawa europejskiego: profesorowie Stanisław Biernat i Andrzej Wróbel. Zresztą nie tylko zignorowanie samego rozporządzenia jest błędem. Otóż końcowe przepisy tego aktu przewidują, że jeśli państwo unijne ma wyższy standard ochrony zwierząt, to przed 1 stycznia 2013 r. należało powiadomić Komisję Europejską o takich przepisach krajowych. Tak się zresztą stało i notyfikacja została złożona. Rząd powiadomił władze UE, że mamy wyższy standard prawa niż w rozporządzeniu. Wyższy, bo nie dopuszcza nawet wyjątku w postaci uboju rytualnego w rzeźni.
Zresztą sam TK się do tego stanu prawnego przyczynił, bo w grudniu 2012 r. wyrzucił do kosza stosowne przepisy wydane przez ministra rolnictwa.
Ten standard obowiązywał o wiele wcześniej, bo na ubój bez uprzedniego ogłuszenia nie pozwalała już kilka lat wcześniej ustawa o ochronie zwierząt. Inna sprawa, że jej nie honorowano. Przepisy, o których pan wspomniał, minister wydał bez podstawy prawnej i TK tylko to potwierdził w wyroku z 2012 r.
A co z tą notyfikacją do Brukseli?
Została złożona i to jest fakt. TK nie ocenił jej jako wadliwej czy nieskutecznej. Przyjął jednak założenie, że jego wyrok – ten z 10 grudnia 2014 r. – po prostu przywraca stan prawny sprzed wejścia w życie rozporządzenia 1099/2009. Innymi słowy – że wiąże nas rozporządzenie UE w wersji bez wykorzystania opcji z art. 26. A przecież wejście w życie tego rozporządzenia w połączeniu z dokonaniem wspomnianej notyfikacji oznacza, że według prawa unijnego obowiązującego w wersji dla Polski ubój bez uprzedniego ogłuszenia jest zakazany.
Czy polski sąd konstytucyjny może taki unijny porządek obalić?
Nie chcę się stawiać w roli wszystkowiedzącej, ale myślę, że nie może. W uzasadnieniu wyroku jest wprawdzie zalecenie dla Sejmu, by odpowiednio zmienił prawo, ale nie wspomniano tam ani słowem o wycofaniu się z notyfikacji.
Czy takie wycofanie się jest w ogóle możliwe?
Doskonałe pytanie. Moim zdaniem – nie. Podobnie twierdzi wiele innych osób zajmujących się fachowo prawem unijnym. Ale nie wykluczam, bo problem nie jest oczywisty. No i nasze władze mogłyby to sprawdzić w praktyce. Obawiam się jednak, że byłoby to rozpoznanie bojem, czyli strategia bardzo ryzykowna. Rodzi się jeszcze pytanie: czy Trybunał z jakichś względów przemilczał aspekt prawa europejskiego, czy mu to po prostu nie przyszło do głowy?
Tacy wybitni eksperci mogliby to przeoczyć?
Nie chcę wyrokować. Ale sprawdziłam, jak doszło do wydania rozporządzenia 1099/2009. W pracach przygotowawczych wskazywano, że przepisy te w ogóle nie będą wkraczały w delikatne sprawy wolności religijnej. Dlatego właśnie zdecydowano się na konstrukcję opcji i jej notyfikacji, o których rozmawiamy. To bardzo mądre rozwiązanie, pozwalające krajom UE na pewną autonomię, z poszanowaniem praw wspólnot religijnych.
Mamy zatem stan prawny sprzeczny z normami unijnymi. Czy Polska trafi przed Trybunał Sprawiedliwości UE?
Komisja Europejska ma środki prawne, by wszcząć przeciwko naszemu krajowi postępowanie o naruszenie prawa wspólnotowego. Takie środki zwykle są stosowane rozważnie, a państwo członkowskie jest zawczasu wzywane do usunięcia niezgodności. Postępowanie przed trybunałem luksemburskim to ostateczność. Jednak obserwując irytację wielu organizacji obrony praw zwierząt, myślę, że prędzej czy później powiadomią Komisję o tym, co się u nas stało.
Może to nie tyle irytacja paru osób, ile znak zdrowego działania mechanizmów społeczeństwa obywatelskiego?
Rzeczywiście, cechą społeczeństwa obywatelskiego jest testowanie od czasu do czasu kompetencji organów państwowych. Być może ktoś mógłby to potraktować jako donos na nasze władze. Moim zdaniem byłoby to jednak w pełni uzasadnione. Chodzi o wytknięcie organowi państwowemu – w tym wypadku TK – jego – nie wiem: kunktatorstwa czy krótkowzroczności.
Można też wytknąć Trybunałowi brak poszanowania dla osiągnięć nauki. Przecież w uzasadnieniu znalazło się kuriozalne stwierdzenie, jakoby dostępne wyniki badań naukowych nie przesądzały, że ubój rytualny jest bardziej dolegliwy dla zwierzęcia niż ten z ogłuszeniem. Jak ocenić taką ignorancję?
Mam poważne wątpliwości, czy w ogóle sędziowie powinni to analizować. Zresztą to niejedyne niepotrzebne dywagacje w wywodzie Trybunału. Nie powinno się też brnąć w ciemno w problem z prawem europejskim, w rozważania o zgodności dobrostanu zwierząt z moralnością ani w wartościowanie obyczajów tej czy innej religii. To było całkiem zbędne. Co więcej – chyba dość aroganckie. Wystarczyło zbadać aspekt prawa unijnego i rozpatrywać sprawę wyłącznie pod tym kątem. Trybunał wdał się w rozważania, których nie powinien był podejmować, i autorytetu sobie tym nie przysporzył.
A gdyby na wokandzie stanął np. problem prawa budowlanego i TK wziął pod uwagę opinię o azbeście wydaną, powiedzmy, w latach 60., kiedy jeszcze nie uważano go za szkodliwy?
Trybunał nie powinien się niepotrzebnie wikłać ani w zagadnienia technologii budowlanej, ani neurobiologii. Przez to, że się uwikłał, utrudnił sobie orzekanie w sprawie, która – moim zdaniem – wydawała się relatywnie prosta. Tak jak mówiłam, wystarczyło się odnieść do unijnego rozporządzenia i notyfikacji. No i orzekać wąsko w zakresie wniosku. A jednak sędziowie rozdrobnili wywód na wiele spraw, tworząc dodatkowo zarzewie niepotrzebnych sporów ideowych. Przecież ten wyrok może spowodować wręcz nienawiść do wspólnot dokonujących uboju rytualnego. Po co nam te waśnie? Mówię tak nie dlatego, że bronię zwierząt (to też, ale to inny problem), ale dlatego, że nastąpił błąd w sztuce orzekania. Nie polega on na zignorowaniu dorobku nauki. Trybunał powinien orzekać w zakresie minimalnym do rozstrzygnięcia sprawy, tak aby przywrócić stan zgodności z konstytucją.
Gadulstwo niewskazane?
To może trywialne określenie, ale takie zjawisko piętnował już Sąd Najwyższy. I miał rację. Sprawę dałoby się rozstrzygnąć sensownie według kryteriów zgodności z prawem europejskim i orzekania w granicach wniosku. Po co robić coś więcej? Wyrok uczynił więcej zamętu niż porządku w prawie. Poza tym w uzasadnieniu razi mnie jeszcze jedno: że wygląda na niezbyt szczere.
Niezbyt szczere?
Napisane, bo trzeba było je jakoś napisać. Zresztą to w ogóle bolączka polskich sądów: piszą uzasadnienia, nawet obszerne, ale w taki sposób, że niewiele uzasadniają.
Co teraz powinien zrobić Sejm, skoro został zobowiązany do takich zmian prawa, by się zgadzało z przepisami unijnymi?
Już przed wyrokiem Sejm mógł uchwalić przepisy regulujące szczegółowo ubój na potrzeby wspólnot religijnych. Byłoby to logiczne uzupełnienie przepisów unijnych, które regulują te sprawy w pozostałym, gospodarczym zakresie. Wtedy panowałaby pełna harmonia i zgodność z unijnym porządkiem prawnym. Jeśli teraz Sejm zacznie znów grzebać przy ustawie o ochronie zwierząt, będzie to niewłaściwe. Powinien raczej odpowiednio zmienić ustawy o stosunku do wyznawców judaizmu i islamu. Trzeba wyraźnie zapisać tam prawo tych wspólnot do dokonywania uboju bez ogłuszenia na własne potrzeby. Myślę, że można to zrobić za jednym zamachem, pod hasłem uregulowania zasad dokonywania uboju rytualnego do celów niekomercyjnych. Oczywiście wiem, że w sytuacji, w której spór o ubój rytualny nabrał cech politycznych, zgoda w tych sprawach będzie trudna.
A jak sprawdzić, czy ubój, którego dokonuje się pod hasłem rytuałów religijnych, nie będzie służył innym celom, raczej biznesowym?
To też wyzwanie dla prawodawcy, i organów administracyjnych. Pamiętam rozmowę z rabinem Schudrichem, w której wspominał, że wszak dbałość o swoich wyznawców nie musi powodować ograniczenia terytorialnego. Czyli ta myśl nie była mu obca. Tylko że z takich aspiracji gmin żydowskich (powiedzmy szczerze: dość wygodnych) nie wynika dla naszego państwa żaden obowiązek. Zresztą ten problem, takiego działania „przy okazji", występuje wszędzie tam, gdzie państwa unijne dopuściły ubój rytualny. Na to też zwracano uwagę w pracach przygotowawczych nad rozporządzeniem.
W Trybunale jest jeszcze wniosek rzecznika praw obywatelskich w sprawie uboju rytualnego. Podobna sprawa, która trafiła jako pytanie prawne sądu z Białegostoku, została umorzona. Czy rozstrzygnięcia w tych sprawach coś zmienią?
W zasadzie Trybunał powinien był je połączyć ze sprawą z wniosku gmin żydowskich. Nie połączył i, moim zdaniem, popełnił kolejny błąd. To umorzenie jest konsekwencją wyroku z 10 grudnia.
Trudno mi odpowiedzieć na pańskie pytanie. Zawsze powtarzam, że sztuka orzekania składa się ze znajomości prawa, aksjologii i odwagi. Odwaga ta może oznaczać postawienie się kolegom ze składu orzekającego. Ale to oczywiście tylko ogólna uwaga. Mam nadzieję, że sędziowie po kolejnym wyroku nie będą mieli powodu do wstydu.
CV
Ewa Łętowska jest profesorem zwyczajnym nauk prawnych. Związana z Instytutem Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. Była pierwszym polskim rzecznikiem praw obywatelskich (1987–1992), sędzią Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002–2011)
Rozmawiał Paweł Rochowicz