Zwykle uchwalanie nowej konstytucji towarzyszy zmianom społeczno-politycznym o charakterze przełomowym albo wieńczy te zmiany. Powstałe wówczas duże napięcia i emocje społeczne domagają się utrwalenia idei uznanych przez dominujące siły za ważne w specjalnej formie prawnej o szczególnym znaczeniu, jaką jest ustawa zasadnicza.
Jak się wydaje, takiego klimatu dla tworzenia nowej konstytucji: dla jednych – niestety, dla innych – na szczęście, u nas nie ma. Nie ma też pilnej potrzeby, gdyż, wbrew zagorzałym krytykom obowiązującej konstytucji, nie jest ona taka zła, aby odsyłać ją w całości do lamusa historii. Niewątpliwie wymaga pewnych korekt, ale nie całkowitego przemeblowania. Przede wszystkim jednak, jak to u nas bywa, nie jest najlepiej z jej stosowaniem.
Z wielu przyczyn, które wymagałyby odrębnego omówienia, nie zdołaliśmy wykształcić należytego szacunku dla prawa jako koniecznego i pożytecznego instrumentu regulującego stosunki publiczne, społeczne i prywatne. To nie tylko braki legislacyjno- -ustrojowe obowiązującej konstytucji, ale też odpowiedniej kultury prawnej, dobrej woli i chęci do kompromisu dla dobra wspólnego są w dużej mierze przyczynami nieporozumień związanych z jej stosowaniem.
Zmienić prawo jest stosunkowo łatwo, mentalność o wiele trudniej. Nie ulegajmy więc, jak to się często zdarza przy stanowieniu ustaw zwykłych, niebezpiecznemu złudzeniu, że sama zmiana prawa ma moc sprawczą i ozdrowieńczą, stanowiąc panaceum na nasze kłopoty. Można się też obawiać, że podjęcie się realizacji tej śmiałej propozycji konstytucyjnej zamiast zjednoczenia i zmobilizowania społecznego wokół jej idei mogłoby w naszych realiach pogłębić jeszcze istniejące podziały. To zaś źle prognozowałoby przestrzeganiu przyszłej konstytucji, gdyż o ile istnienie określonego stopnia akceptacji społecznej dla każdego stanowionego prawa jest warunkiem koniecznym jego respektowania, o tyle wymóg ten jest ważniejszy przy uchwalaniu ustawy zasadniczej. Wreszcie, obserwując systematyczne obniżanie się poziomu naszej legislacji, trudno się spodziewać, że napiszemy lepszą konstytucję od obecnej.
Uprawnienie prezydenta
To wszystko nie oznacza jednak, że inicjatywę redakcji „Rzeczpospolitej" trzeba uznać za pomysł chybiony. Wręcz przeciwnie, należy wyrazić uznanie za zapoczątkowanie poważnej debaty obywatelsko-społecznej na istotny temat, która, niezależnie od rezultatu, jest wartością samą w sobie, zwłaszcza na tle miałkości problematyki poruszanej najczęściej w naszych mediach.