Maciej Strączyński o 25 latach SSP Iustitia

Te 25 lat działalności przekonało mnie, że Iustitia była bardzo potrzebna - mówi Maciej Strączyński.

Aktualizacja: 17.10.2015 15:49 Publikacja: 17.10.2015 12:15

Maciej Strączyński o 25 latach SSP Iustitia

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Rz: SSP Iustitia obchodzi 25-lecie. Warto było je tworzyć?

Nie tworzyłem Iustitii. Gdy powstawała, nie miałem o tym pojęcia. Powołanie na sędziego otrzymałem w 1990 r., w którym powstała również Iustitia. Zanim jednak się dowiedziałem, że istnieje, myślałem sobie, że należy stworzyć w Polsce stowarzyszenie sędziów. Ale gdzie tam ja, młodziutki sędzia z dalekiego Szczecina, mógłbym się porwać na takie dzieło? Na szczęście Iustitia powstała i gdy w 1996 r. się o niej dowiedziałem, przystąpiłem do tworzenia oddziału w swoim mieście. Takie stowarzyszenie jest niezbędne, podobne organizacje istnieją we wszystkich cywilizowanych krajach świata. Sędziowie muszą się znać, łączyć, wymieniać doświadczenia i wiedzę, szkolić wzajemnie i mieć demokratycznie wybraną reprezentację. Te 25 lat działalności przekonało mnie jednoznacznie, że Iustitia była bardzo potrzebna. Niejedno usprawnienie postępowań sądowych obywatele jej zawdzięczają, bo tylko sędziowie wiedzą, co zrobić, żeby sądy sprawnie działały. I tego naprawdę chcemy, bo na nas skupia się niezadowolenie obywateli, gdy przez złe procedury musimy wykonywać zbędne czynności i nie możemy skończyć sprawy. Na polityków, którzy tworzą złe ustawy, obywatel się nie skarży. Za to chętnie napisze skargę na sędziego, i to do tego samego ministra, który napisał złe przepisy. Poza tym niekiedy musimy, niestety, bronić niesłusznie i niesprawiedliwie oskarżanych sędziów. Organizujemy też szkolenia, których resort sędziom w pełni nie zapewnia, choć ma taki obowiązek. Czy ktoś mógłby powiedzieć, że Iustitii nie należało tworzyć?

Często słyszy się, że działacie jak związek zawodowy sędziów, a przecież nie wolno wam go tworzyć...

Takie zarzuty stawiają nam przeciwnicy niezależnej władzy sądowniczej. Ustrój sądów w Polsce został tak skonstruowany, by sędziowie nie mieli demokratycznie wybieranej reprezentacji. Nie jest nią Krajowa Rada Sądownictwa, ponieważ wybory do niej są kurialne: zdecydowana większość sędziów orzeka w sądach rejonowych, a w całej historii Rady sędziowie ci tylko dwukrotnie byli w jej składzie. Fakt, że sędziowie mają organizację na tyle liczną, iż trudno odmówić jej prawa reprezentowania środowiska, przeszkadza każdemu, kto chce głos sędziów ignorować. A dlaczego konstytucja tylko nam zabrania mieć związek zawodowy? Przecież w Polsce mógłby powstać nawet związek posłów lub ministrów, gdyby nie fakt, że rządzą krajem i związku nie potrzebują. Gdyby przestrzegano zasad dotyczących sądownictwa, które są określone w konstytucji, nie musielibyśmy się o nic upominać. Tymczasem te zasady, zapewniające władzy sądowniczej niezależność i należytą pozycję ustrojową, a sędziom gwarancje niezawisłości, są ostatnio regularnie łamane. Gdy protestujemy, słyszymy, że to my łamiemy konstytucję, bo nie jesteśmy związkiem zawodowym. Jednym wolno, innym nie... Nie da się prawnie nakazać milczenia żadnej grupie, a zwłaszcza znającym prawo sędziom. Tak naprawdę nie są Iustitii potrzebne uprawnienia związkowe, bo i tak nie moglibyśmy ogłosić np. strajku: czy ktoś widział strajkującą władzę? Przydałaby się nam natomiast posiadana przez związki zawodowe możliwość zaskarżania ustaw do Trybunału Konstytucyjnego. Mogą to robić w Polsce wszystkie grupy zawodowe oprócz sędziów. Politycy jednak bardzo się boją naszych skarg, bo wiedzą, że umiemy udowodnić ich słuszność. Dlatego nam tego prawa nie przyznają, a gdy nie mają argumentów w sporach, nazywają nas związkiem zawodowym.

Największy sukces i porażka...

Nawet najmniejsza zmiana prawa, która ma pozytywny wpływ na polskie sądownictwo, a od nas wyszła, jest naszym sukcesem. Była nim wielka nowelizacja prawa karnego dokonana w 2002 r., ale wtedy w Sejmie nas słyszano, a nie tylko słuchano pro forma. Ostatnio sukcesem była obrona zniesionych sądów rejonowych, a wcześniej fakt, że za sprawą naszych działań oceny okresowe sędziów, przy których władze polityczne tak się uparły, nie przypominają szkolnych cenzurek. Nie może być przecież sędziów ocenionych negatywnie, którzy nadal orzekają. Za sukcesy uznać też muszę liczne przeprowadzone przez nas szkolenia sędziów. Za największą porażkę uważam fakt, że do stowarzyszenia należy tylko 30 proc. polskich sędziów. We wszystkich innych krajach, w tym postkomunistycznych, odsetek ten przekracza 50 proc. Ale w Polsce, kraju nacechowanym wzajemną nieufnością i niechęcią do współdziałania, obowiązują pewne reguły myślenia. Brzmią one: „ja z zasady nie wstępuję do żadnej organizacji", „co ja się będę zapisywał, to i tak nic nie da",  „ja mam bardzo dużo pracy, muszę załatwiać sprawy i nie mam czasu", „ja mam rodzinę, dzieci i dość innych zajęć". Taka postawa nie prowadzi do niczego poza tym, że głos takiego, który „z zasady nigdzie się nie zapisze", do nikogo nie dociera. Za to jego rzekome milczenie – bo jego indywidualna opinia poszła do kosza – zostanie uznane za poparcie dla każdego projektu władz. Gdy my coś opiniujemy, nasza opinia jest i będzie słyszalna. Ciągle jednak czekam na chwilę, gdy większość polskich sędziów nie będzie chciała stać z boku.

Opinii społecznej kojarzycie się głównie  z krytyką ministra sprawiedliwości i kierowanego przez niego resortu... Chyba nie było sprawy, w której i MS, i stowarzyszenie mówiłyby jednym głosem.

Tak jest od około dziesięciu lat. Z wprowadzonego w 2001 r. prawa o ustroju sądów powszechnych, które przecież przyjęliśmy bez protestów, pozostały strzępy. Ustawę zmieniono kilkadziesiąt razy, a wszystkie zmiany dążą do jak najściślejszego podporządkowania sądownictwa ministrowi, do uzależnienia władzy sądowniczej od wykonawczej. Nasze rozmowy z ministerstwem przypominają osobliwą partię szachów. Gdy zaszachujemy przeciwnika, ten zrzuca szachownicę ze stołu, wyciąga kij bejsbolowy, wali nim w stół i krzyczy: – Ja mam rację, bo Sejm przegłosuje to, co chcę! W polskich realiach władzą ustawodawczą jest minister, a Sejm to władza wykonawcza, której przedstawiciele wykonują decyzje szefów swoich partii, głosując. Sędziów tego meczu szachowego, czyli Trybunał Konstytucyjny, wybierają też politycy, a w dodatku my nie mamy prawa się do tego sądu odwołać, o czym już mówiłem. A gdy jesteśmy z ministerstwem zgodni, co nieraz się zdarza, opinia publiczna o tym nie słyszy. Newsem dla ludu jest przecież tylko protest czy konflikt.

Dlaczego tak bardzo walczycie o wyzwolenie się spod nadzoru Ministerstwa Sprawiedliwości?

Dlatego właśnie, że ministrowie chcą go wykorzystywać do ingerencji w zakres władzy sądowniczej. A my musimy być niezawiśli nie dla siebie, tylko dla obywatela. Moglibyśmy stulić uszy po sobie, a w sprawach kontrowersyjnych orzekać zgodnie z oczekiwaniami władzy. Minister by takich pokornych sędziów lubił. Ale obywatele nie mieliby niezawisłego sądu, który zapewnia im konstytucja.

—rozmawiała Agata Łukaszewicz

Maciej Strączyński jest prezesem Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia

Rz: SSP Iustitia obchodzi 25-lecie. Warto było je tworzyć?

Nie tworzyłem Iustitii. Gdy powstawała, nie miałem o tym pojęcia. Powołanie na sędziego otrzymałem w 1990 r., w którym powstała również Iustitia. Zanim jednak się dowiedziałem, że istnieje, myślałem sobie, że należy stworzyć w Polsce stowarzyszenie sędziów. Ale gdzie tam ja, młodziutki sędzia z dalekiego Szczecina, mógłbym się porwać na takie dzieło? Na szczęście Iustitia powstała i gdy w 1996 r. się o niej dowiedziałem, przystąpiłem do tworzenia oddziału w swoim mieście. Takie stowarzyszenie jest niezbędne, podobne organizacje istnieją we wszystkich cywilizowanych krajach świata. Sędziowie muszą się znać, łączyć, wymieniać doświadczenia i wiedzę, szkolić wzajemnie i mieć demokratycznie wybraną reprezentację. Te 25 lat działalności przekonało mnie jednoznacznie, że Iustitia była bardzo potrzebna. Niejedno usprawnienie postępowań sądowych obywatele jej zawdzięczają, bo tylko sędziowie wiedzą, co zrobić, żeby sądy sprawnie działały. I tego naprawdę chcemy, bo na nas skupia się niezadowolenie obywateli, gdy przez złe procedury musimy wykonywać zbędne czynności i nie możemy skończyć sprawy. Na polityków, którzy tworzą złe ustawy, obywatel się nie skarży. Za to chętnie napisze skargę na sędziego, i to do tego samego ministra, który napisał złe przepisy. Poza tym niekiedy musimy, niestety, bronić niesłusznie i niesprawiedliwie oskarżanych sędziów. Organizujemy też szkolenia, których resort sędziom w pełni nie zapewnia, choć ma taki obowiązek. Czy ktoś mógłby powiedzieć, że Iustitii nie należało tworzyć?

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie Prawne
Stykowski, Tarnowska: Jak wyliczyć odszkodowanie za budynek rolniczy?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Dlaczego sprawca śmiertelnego wypadku mógł znowu doprowadzić do tragedii?
Opinie Prawne
Joanna Pietrzak: Czy Poczta Polska jest gotowa na publiczną usługę hybrydową?
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Skoro większość ma mieć emeryturę minimalną, to ją zlikwidujmy – i po problemie
Opinie Prawne
Bogusław Chrabota: Między cyberbezpieczeństwem i nadgorliwością