Kiedy przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, sędzia Sylwester Marciniak pod koniec ubiegłego roku zwrócił uwagę na konsekwencje, jakie mogą wyniknąć z nieuznawania Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN w procesie wyborczym, wybuchła burza. Sygnalizującemu próbowano przypiąć łatkę „funkcjonariusza partyjnego”, dezawuując jego ostrzeżenie.
    Szarża Marciniaka szybko została przykryta jałowym politycznie i zagmatwanym prawnie sporem, w którym nic nie jest oczywiste, a wszystkie interpretacje mają swoje mocne uzasadnienie. Autorytety prawnicze podzieliły się w ocenach, widząc w oświadczeniu sędziego zarówno histerię, jak i rzeczywiste ostrzeżenie.