Od kilku dni głośno o trzech frankowych wyrokach Sądu Najwyższego wydanych przez trzech sędziów z nowego nadania. Idą one całkowicie w poprzek dotychczasowej, korzystnej dla frankowiczów, linii orzeczniczej SN złożonej z kilkudziesięciu wyroków oraz postanowień i prokonsumenckich orzeczeń TSUE.
Tym razem osoby, które do SN trafiły na wniosek obecnej KRS, uchyliły korzystne dla frankowiczów wyroki i odesłały ich sprawy do ponownego rozpoznania w niższych instancjach. SN uznał, że to TK, a nie TSUE, może oddziaływać na polskie orzecznictwo frankowe. Gdy uchylone przez SN wyroki trafią znów na wokandy, sądy będą związane tym nowym poglądem. Zmienić się też mają – na korzyść banków – przeliczniki walutowe z umów.
Czytaj więcej
Trzyosobowy skład Izby Cywilnej Sądu Najwyższego podtrzymuje niekorzystne dla wielu frankowiczów stanowisko o stosowaniu kursu średniego NBP w kredytach frankowych.
Wyroki zapadły jeszcze we wrześniu. Ich treść i uzasadnienia poznaliśmy w tym tygodniu. Na dłuższą metę na gruncie prawa europejskiego takie werdykty nie mają szans się ostać. Najwidoczniej jednak prawo europejskie nie wszędzie się przyjęło. Ta zmiana frontu w SN zdumiewa do tego stopnia, że niektórzy prawnicy zaczęli publicznie zadawać pytania o drugie dno orzeczeń – sięgając nawet po najcięższe wobec sędziów zarzuty... Takich dowodów nie mam i nie wierzę w ich istnienie.
W sprawach kredytów walutowych wydawało się, że linia orzecznicza wytyczona przez TSUE i SN otwiera przed frankowiczami autostradę do zwycięstwa. Banki zaś znalazły się w głębokiej defensywie, musząc utrzymywać w swych zasobach pokaźne rezerwy na rozliczenie się z kredytobiorcami, którym przez lata oferowały kredyty, nie ujawniając wszystkich konsekwencji zadłużenia się w walucie obcej. Banki więc bardzo by ucieszyła zmiana linii orzeczniczej.