Liczbę obietnic wyborczych, jaka padła w ostatni weekend, śmiało można zgłosić do Księgi rekordów Guinnessa. Rozwiązanie worka z obietnicami na tym etapie kampanii wydaje się korzystne dla KO. Wcześniej to PiS sączył swoje „konkrety” wyborcze każdego dnia, dominując w debacie politycznej. Przedstawienie setki propozycji przez Donalda Tuska utrudni PiS koncentrowanie uwagi wyborców na własnym programie.
Platforma ze swoimi obietnicami robi ukłon w stronę wyborcy liberalnego i lewicowego. Zwraca uwagę szczególnie wysyp propozycji podatkowych. Dwukrotne podwyższenie kwoty wolnej do 60 tys. zł i zniesienie podatku od zysków kapitałowych to najmocniejsze punkty programu, obok enigmatycznej zapowiedzi, że osoby zarabiające do 6 tys. zł brutto oraz emeryci nie będą płacić podatków. To rozwiązania bardzo atrakcyjne, ale i bardzo kosztowne dla budżetu i nie wiadomo, jakie byłoby ich źródło finansowania.
Zwracają też uwagę propozycje skierowane do kobiet: liberalizacji prawa aborcyjnego, finansowania in vitro, ale też wsparcia w czasie ciąży i w macierzyństwie.
PiS tymczasem konsekwentnie stawia w swoim programie na bezpieczeństwo i propozycje, które mogą podobać się wyborcy nastawionemu na programy socjalne. Próbuje też poszerzyć swój elektorat, m.in. o ponad 600 tys. frankowiczów, przedstawiając pomysł uproszczenia postępowań frankowych przed sądami.
Jarosław Kaczyński przedstawił też plany dalszych zmian w sądownictwie. Chodzi m.in. o zmniejszenie Sądu Najwyższego, co jest pomysłem niezrealizowanym w ostatniej kadencji, podobnie jak koncepcja sędziów pokoju czy zmiany w strukturze sądów powszechnych, które trafiły już na polityczną agendę.