Na raport NFZ o dostępie rodzących do znieczulenia – a raczej o braku takiego dostępu – trzeba spojrzeć w kontekście łańcuszka przyczynowo-skutkowego. Oczywiście, najważniejsze są tu kobiety. Odmowa uśmierzenia bólu to nie tylko łamanie praw pacjentki, ale i praw człowieka. Ale czy można mieć pretensje do lekarzy?

Brakuje anestezjologów, a ci pracujący muszą trzymać się limitów przeprowadzanych procedur z rozporządzenia, by nie narazić się na ewentualną odpowiedzialność karną. A dlaczego brakuje lekarzy? Ponieważ system ochrony zdrowia jest wciąż niedofinansowany. Nie szukajmy więc winy u lekarzy, tylko w chorym systemie.

Czytaj więcej

Polki wciąż rodzą dzieci w nikomu niepotrzebnym bólu

Raport obnaża jego słabości. Gdzie ten łańcuszek przyczynowo-skutkowy się zaczyna? Oczywiście w rządzie, który dzieli publiczne pieniądze, często przeznaczając je na wątpliwe cele. Ta sama władza, która co jakiś czas robi nagonkę na lekarzy, obarczając ich winą za brak odpowiedniej opieki nad pacjentami, radzi im wyjazd z kraju, jeśli nie pasują im warunki płacowe, albo zastanawia się nad zmuszaniem ich do odpracowywania studiów. Jednocześnie ta sama władza, która na sztandarach nosi rodzinę i dzieci, wymyśliła rejestr ciąż i doprowadziła do prawie całkowitego zakazu aborcji.

Oczywiście dobrze, że mamy przepisy gwarantujące prawo do bezpłatnego znieczulenia przy porodzie. Ale od 2017 r., mimo apelu rzecznika praw obywatelskich, resort zdrowia nie podjął żadnych działań, by to prawo działało w praktyce, a kobiety mogły rodzić godnie i bez bólu. Nie ma szans na zmiany w ochronie zdrowia, jeśli działania władzy będą się kończyły na obietnicach i propagandzie. A brak dostępu do znieczulenia przy porodzie może być tylko kolejnym powodem do tego, by bać się zachodzić w Polsce w ciążę.