Ocena prawnych konsekwencji zmian wprowadzonych do polskiego systemu prawnego w wyniku nowelizacji ustawy o KRS z 8 grudnia 2017 r. zaczyna przypominać niekończącą się historię.
Po wprowadzeniu kilkunastu modyfikacji we wszystkich ustawach dotyczących sądownictwa, likwidacji Izby Dyscyplinarnej SN oraz utworzeniu Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN, co stanowić miało wedle deklaracji promotorów zmian remedium na systemowe naruszenia praworządności, pojawiła się kolejna koncepcja. Tym razem w postaci tzw. poselskiej inicjatywy ustawodawczej. Jej celem jest wprowadzenie zmian w organizacji SN i NSA, związanych z przypisaniem NSA funkcji sądu dyscyplinarnego dla sędziów SN oraz sędziów sądów powszechnych i wojskowych. Projektodawcy podkreślają, że chodzi o wyeliminowanie potencjalnych wątpliwości związanych z wykonaniem przez Polskę zobowiązań wynikających z decyzji wykonawczej Rady (UE) nr 9728/22 z 14 czerwca 2022 r. w sprawie zatwierdzenia Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO) dla Polski, a także realizację reformy wzmacniającej niezależność i bezstronność sądownictwa.
Czytaj więcej
Opinii publicznej należą się wyjaśnienia, kto jest autorem reformy, która miała otworzyć drzwi do unijnych miliardów. I dlaczego nie była konsultowana z najważniejszymi osobami w państwie.
Teza, jakoby celem lub intencją zmian legislacyjnych mogło być „wzmacnianie niezależności i bezstronności sądownictwa”, brzmi paradoksalnie. Trudno wzmacniać coś, co nie istnieje. Wszak po dotychczasowych zmianach pilną potrzebą jest odbudowa niezależności sądownictwa i przywrócenie minimalnych instytucjonalnych gwarancji niezawisłości i bezstronności sędziów. Tych ostatnich brak w odniesieniu do prawie 2500 sędziów powołanych do pełnienia urzędu w wyniku rekomendacji tzw. neo-KRS. Jak wiadomo, utworzenie IOZ SN nie spełniało warunków określonych w tzw. kamieniach milowych zawartych w KPO, co zostało stwierdzone niezwłocznie po jej powołaniu przez ETPCz. Obowiązujące przepisy w sposób oczywisty nie odpowiadają minimalnym standardom konstytucyjnym i prawa UE, co sprawia, iż dążenie do „wyeliminowania potencjalnych wątpliwości” związanych z wykonaniem przez RP zobowiązań wynikających z decyzji Rady uznać należy za eufemizm.
Pomijając poetykę uzasadnienia projektu, warto spojrzeć na jego „merytoryczną” stronę. Wszystko zdaje się stanowić zaprzeczenie wymogów wynikających z tzw. kamieni milowych. Wystarczy odwołać się do kilku kwestii. W zakresie możliwości badania standardu niezawisłości i bezstronności w aspekcie instytucjonalnym projektowane zmiany nominalnie wskazują na dopuszczalność takiej procedury. Uzależniają jednak jej przeprowadzenie od obowiązku wykazania, że w okolicznościach danej sprawy może to doprowadzić do naruszenia takiego standardu. Jednak powiązanie oceny znaczenia braku instytucjonalnych gwarancji niezawisłości i bezstronności wynikającego z wadliwego powołania z okolicznościami danej sprawy sprowadza badanie spełnienia wymogów bezstronności i niezawisłości do „klasycznej” formuły wyłączenia sędziego z uwagi na wątpliwości co do bezstronności. Brak możliwości wykazania związku między okolicznościami danej sprawy a możliwością naruszenia standardu niezawisłości i bezstronności, plastycznie widoczny w razie wszczynania tzw. prewencyjnej procedury weryfikacyjnej, czyni to rozwiązanie całkowicie pozornym. Fasadowość oceny spełnienia minimalnych wymogów bezstronności i niezawisłości w kontekście instytucjonalnych gwarancji, a dokładnie ich braku w przypadku sędziów powołanych w wyniku rekomendacji tzw. neo-KRS, dobrze obrazują te przypadki, w których odmówiono przeprowadzania testów z uwagi na niewykazanie możliwości naruszenia standardu niezawisłości, bezstronności lub ustanowienia na podstawie ustawy w okolicznościach danej sprawy.