Rewolucja technologiczna w Polsce odbywa się skokowo. Awangardą jest oczywiście biznes, a daleko z tyłu państwo z ociężałą administracją, procedurami i nawykami.
Nie tak dawno przeżyliśmy technologiczny skok, masowo przerzucając się na bankowość internetową. Nastąpiła potężna psychologiczna zmiana. Przekonaliśmy się, że można bezpiecznie dokonywać transakcji bankowych, kupować, sprzedawać, brać pożyczki bez wychodzenia z domu. Równolegle do tego rozwinęły się e-handel i e-usługi, które zaczęły wspierać tradycyjne biura podróży, agencje nieruchomości itp.
Administracja została gdzieś w tyle. Pandemia covidu spowodowała jednak przymusową elektronizację urzędowych usług. Wcześniej Polacy zaakceptowali elektroniczny urząd skarbowy, przekonali się, że bezpieczne jest rozliczenie się z fiskusem przez internet. Choć wielu zrobiło to z drżeniem serca, nie mając pewności, że wysłany po raz pierwszy e-PIT zostanie uznany.
To już za nami. Ale w tym urzędowym skoku cywilizacyjnym ciągle nam czegoś brakuje. Jeżeli prześledzimy historię tzw. jednego okienka, mamy do czynienia z niekończącą się telenowelą pełną rządowych zapowiedzi i reform ciągnących się dekadami. I chociaż regulacji służących temu, aby móc założyć firmę w jednym miejscu, uchwalono wiele, problem owego okienka ciągle powracał.
Tym razem rząd próbuje załatwić sprawę radykalnie. Zamknięcie drogi do tradycyjnego kontaktu z urzędem i zintegrowanie systemów informatycznych różnych instytucji, które pozwolą załatwić sprawy firmy w jednym miejscu, z domu lub pracy, to śmiała decyzja. Ale też próba zerwania z odwieczną papierologią, światem urzędniczych formularzy, kolejek, poczekalni, pieczątek itd.