Andrzej Bryk: Amerykańska kontrrewolucja w sprawie aborcji

Przerywanie ciąży nie jest prawem gwarantowanym w Konstytucji amerykańskiej. Sędziowie SN Stanów Zjednoczonych nie rozstrzygali, czy ma być to legalne czy nielegalne. To stany będą miały prawo decydowania w tej kwestii.

Publikacja: 15.07.2022 07:38

Andrzej Bryk: Amerykańska kontrrewolucja w sprawie aborcji

Foto: Adobe Stock

Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w sprawie Dobbs vs. Jackson stosunkiem głosów 5–3 przy jednym niezajmującym jasnego stanowiska zdecydował, że aborcja nie jest prawem gwarantowanym w Konstytucji amerykańskiej. Sędziowie nie rozstrzygali, czy ma być ona legalna czy nielegalna. Decyzja obaliła orzeczenie Roe vs. Wade z 1973 r., ustanawiające aborcję jako prawo konstytucyjne. To stany będą miały prawo decydowania w tej kwestii. Aborcja może być też uznana za legalną lub nielegalną poprawkę konstytucyjną, choć to procedura niezwykle trudna.

Przewrót i postęp

Decyzja Dobbs vs. Jackson wywołała protesty światowej liberalnej lewicy, dla której prawo do aborcji stało się nienegocjowanym prawem człowieka, filarem tzw. praw reprodukcyjnych kobiet. Dominuje ona w organizacjach międzynarodowych, instytucjach państwowych, w korporacjach, mediach i na uniwersytetach świata zachodniego, narzucając przekaz o niezbywalnym prawie do aborcji kobiet jakoby definiującym jej godność. Orzeczenie Sądu Najwyższego to wg niej „przewrot kopernikański” w amerykańskim prawie o skutkach międzynarodowych. Prezydent Joe Biden reprezentujący amerykańską liberalną lewicę stwierdził, że to wstrzymanie „postępu historii” i „Ameryka się nie cofnie”, bez sprecyzowania, która jej część. W tej sprawie znajduje się ona w stanie wojny domowej od półwiecza, a historia oczywiście nigdzie sama nie kroczy. Parlament Europejski zdominowany przez kulturową liberalną lewicę dał kolejny popis ideologicznego „wzburzenia moralnego”, potępiając orzeczenie jako ograniczenie „praw kobiet, zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego oraz praw w USA i niektórych państwach członkowskich UE”, żądając wpisania aborcji do Karty Praw Podstawowych. Na szczęście nie nałożył sankcji na USA za „łamanie praworządności” i cofnął się jeszcze przed uznaniem prawa do aborcji za uniwersalne prawo kosmosu. W tych protestach nie chodzi jedynie o „prawa reprodukcyjne”, lecz o uznanie liberalno-lewicowej antropologii definiującej, kim jest człowiek jako nienaruszalnego dogmatu określającego, czym są prawa człowieka. Przyjęcie takiej antropologii ma ponure konsekwencje dla wolności słowa i sumienia, wolności religijnej czy praw rodziców do wychowywania swoich dzieci.

Bezpardonowy konflikt o aborcje między obozem „postępu” a „pro-life” nie ustanie po Dobbs vs. Jackson. Przybierze on nową formę jako część globalnej już wojny o kulturę, a jej preludium stało się atakowanie Kościołów katolickich w Ameryce, tak jakby opór przeciw aborcji był ograniczony tylko do katolików czy chrześcijan.

Dobbs vs. Jackson stało się przełomem prawnym, ale przekazanie decyzji w sprawie aborcji stanom może przynieść w niektórych ustawodawstwo nawet drastyczniejsze, niż zakładało to orzeczenie Roe vs. Wade.

Nie sposób zrozumieć konsekwencji decyzji Dobbs vs.Jackson bez świadomości, jak radykalna i brzemienna w skutkach była decyzja Roe vs. Wade, uznawana przez wielu za najbardziej uzurpatorską decyzję Sądu Najwyższego obok osławionej decyzji Dred Scott vs. Sandford z 1857 r. uzasadniającej konstytucyjnie niewolnictwo i przyspieszającej wojnę domową. Decyzja Roe vs. Wade z racji podjęcia jej przez sąd konstytucyjny największej demokracji zachodniej wywołała trwały podział na obozy zwolenników aborcji (pro-choice) i jej przeciwników (pro-life). Konflikt został szybko przeniesiony na forum międzynarodowe z naciskiem na uznanie aborcji przez jej zwolenników w prawie międzynarodowym za prawo człowieka (Amnesty International, Unia Europejska, ONZ). Dała jednocześnie impuls powstaniu światowego ruchu obrońców życia. Wywołała też ostrą dyskusję nad legitymacją władzy sędziowskiej w liberalnej demokracji.

Roe vs. Wade ustanawiało konstytucyjne prawo do aborcji jako nadrzędne nad jakimikolwiek innymi dobrami czy okolicznościami, z możliwością jego wykonywania de facto w każdym stadium ciąży. W podjęte rozstrzygnięciu większością 7–2 głosów uznano, iż „prawo do prywatności” wynikające jakoby z klauzuli „właściwego procesu” (due process clause) XIV poprawki do konstytucji dotyczy też decyzji kobiety w sprawach seksualności i rozrodczości, w tym aborcji. Uzasadnienie kuriozalne przygotowano już w sprawie Griswold vs. Connecticut z 1965 r. Prawo to musiało być jednak „zrównoważone dwoma legitymowanymi interesami [danego] stanu regulującymi aborcję: ochroną zdrowia kobiety i ochroną potencjalnego życia ludzkiego”. Regulacje te dotyczyły trzeciego trymestru ciąży i tzw. momentu żywotności płodu. Rozumowanie arbitralne szybko uznane w medycynie za anachroniczne, a etycznie za idiotyczne.

Decyzją Roe vs. Wade Sąd Najwyższy uznał za niekonstytucyjne antyaborcyjne prawa w Teksasie i Georgii, a tym samym podobne prawa wszystkich stanów. W większościowej opinii sędzia Harry A. Blackmun nakreślił, nie do końca zgodnie z prawdą, historię i poglądy na aborcję w Stanach Zjednoczonych. Uzasadnienie oparł na konstytucyjnym „prawie do prywatności” i dodatkowo wywiódł prawo do aborcji z „wolności” zawartej w klauzuli „właściwego procesu” (due process) rozumianej nie proceduralnie, ale nawiązując do decyzji Sądu Najwyższego Lochner vs. New Jork z 1905 r., też materialnie (substantive due process). Stwierdził, że pewne fundamentalne wartości konstytucyjnie nie mogły być naruszane, mimo dochowania staranności proceduralnej, dając sądowi dyskrecjonalną władzę decydowania poza procesem demokratycznym o treści materialnego prawa konstytucyjnego.

Prawo do prywatności wg Blackmuna dawało kobiecie wyłączne prawo decydowania, czy przerwać swoją ciążę, ograniczone jedynie niepodważalnym interesem stanowym, tj. zdrowiem matki i potencjalnego nowego życia. Przyjmując tę antropologię, Blackmun oderwał problem aborcji od dotychczas uznanego obiektywnego interesu ochrony dziecka poczętego, wyłączywszy sytuacje nadzwyczajnych kontratypów np. zagrożenia życia matki. Pytając, czy „płód” jest „osobą” w rozumieniu XIV poprawki, uznał, że nie był on „osobą”, bowiem kwestia początku życia nie może być zdefiniowana wobec braku zgody wśród lekarzy, filozofów czy teologów, co samo w sobie stanowiło deklarację światopoglądową.

Czytaj więcej

Sąd Najwyższy USA uchylił orzeczenie w sprawie Roe vs. Wade. Koniec z federalnym prawem do aborcji

Podział na trymestry

Sąd jednak dodał, że stany miały obowiązek ochrony „płodów”, które niekoniecznie są „osobami”, np. w przypadku eksperymentów naukowych, w wypadku „odczucia”, iż „uczestniczą one we wspólnym człowieczeństwie”. Argumentacja stanowiła kuriozalny bełkot prawny. W pierwszym trymestrze ciąży decyzja o aborcji należała wyłącznie do kobiety i jej lekarza. W drugim kwestie zdrowotne uzasadniały ograniczoną regulację, w trzecim, kiedy „płód” stawał się „żywotny” – zdolny do życia poza ciałem matki – stan mógł chronić jego życie. Arbitralny podział na trymestry wywołał krytykę konstytucjonalistów świadomych, że sąd de facto określał, wbrew zaprzeczeniom, kiedy zaczyna się życie, choć z medycznego punktu widzenia zaczynało się ono poczęciem, a wyznaczanie jego stadiów w oparciu o „żywotność” oznaczało sądowe zdefiniowanie określonej antropologii i moralności. Z kolei przyjęcie nieprecyzyjnej przesłanki ochrony „zdrowia” matki umożliwiło obejmowanie nią każdej niedogodności życiowej łącznie ze zdrowiem psychicznym, ustanowionej równoległą, podobną decyzją w sprawie Doe vs. Bolton, otwierając drogę do tzw. aborcji w trakcie porodu (partial birth abortion), będącej w istocie morderstwem dziecka. Trzysemestralny schemat wzorowany był na radykalnym prawie stanu Nowy Jork i lobbingu w Stowarzyszeniu Prawników Amerykańskich oraz organizacji medycznych.

W votum separatum sędzia Byron White wskazał, że sąd „dopuścił aborcje, by usatysfakcjonować wygodę, zachciankę czy kaprys domniemanej matki”, a sędzia Hugo Black zwrócił uwagę, że sąd uzurpował sobie prawo unieważniania jakichkolwiek decyzji ciał demokratycznych w kwestii ochrony dzieci w łonie matek, absolutnej zasady wyjściowej konstytucjonalizmu, jak i kultury Zachodu. Wskazał na fundamentalne niekonsekwencje decyzji, gdzie lud (legislatury) mógł chronić np. zagrożone gatunki zwierząt lecz nie dzieci w łonie matek, dodając, iż żadna interpretacja konstytucji nie może zakazać wspólnocie, w tym stanowym czy federalnym reprezentantom, wypowiadania sądów moralnych.

Demokratyczne prawo namysłu nad ochroną dziecka poczętego zostało unieważnione decyzjami Griswold vs. Connecticut z 1965 r. i Eisenstadt vs. Baird z 1972 r., ustanawiających jako normę interpretacji konstytucyjnej nową antropologię. Prawo jednostki nie wynikało z obiektywnego porządku moralnego czy wspólnego dobra, lecz było wynikiem wyłącznie autonomicznego, subiektywnego wyboru wartości definiującej jej życie, w świetle którego należy interpretować prawa formalnie zapisane w konstytucji. Sformułowane w powyższych decyzjach „prawo do prywatności” spowodowało przedefiniowanie życia seksualnego jednostek. Stąd był krok do żądania, by prawa te obejmowały wszystkie decyzje jednostki w kwestii „preferencji seksualnych” w oparciu wyłącznie o relacje umowne oparte na autonomicznym „chceniu”, w oderwaniu od szerszego dobra wspólnego, z małżeństwem, które sprowadzone zostało do bycia instytucją spełnienia indywidualnej satysfakcji emocjonalnej i seksualnej. Powstały logiczne i kulturowe podstawy uznania „małżeństw osób tej samej płci” w oparciu o konstytucyjną zasadę równości. Proces ten zwieńczyło orzeczeniem Obergelell vs. Hodges z 2015 r.

Prawo do prywatności

Sformułowanie „prawa do prywatności” jako źródła konstytucyjnego prawa do aborcji odzwierciedlały fundamentalne zmiany kulturowe lat 60. z rewolucją seksualną i zbrutalizowaniem relacji miedzy kobietami a mężczyznami. Kobiety, po przedefiniowaniu małżeństwa z jego gwarancjami bezpieczeństwa instytucjonalnego i emocjonalnego, z presją na rozwój zawodowy jako najważniejszy wymiar samorealizacji, przy jednoczesnym uczynieniu z nich towaru na wolnym rynku seksualnym, mniej lub bardziej świadomie szukały, wraz z mężczyznami stojącymi w pierwszym szeregu walki o prawo do aborcji, utylitarnych sposobów „posprzątania” konsekwencji nieuporządkowanej seksualności w zliberalizowanej kulturze. Konstytucyjne „prawo do prywatności” dawało oparcie woluntarystycznej argumentacji libertariańskiej przyjętej wprost w sprawie Planned Parenthood vs. Casey z 1992 r. Sąd uściślił w niej warunki aborcji, choć odrzucił arbitralny trymestralny podział z Roe vs. Wade. W orzeczeniu pojawiło się jednak sformułowanie, iż w centrum wolności stoi prawo zdefiniowania własnej koncepcji egzystencji, znaczenia życia, wszechświata, i tajemnicy ludzkiego życia, co czyni z wolności konwencję subiektywistycznego, jednostkowego wyboru, w perspektywie czyniąc zeń byt, paradoksalnie, pozbawiony znaczenia, a prawa ludzkie bezsensownymi, bowiem tylko obiektywna prawda moralna czyni jakiekolwiek prawa prawomocnymi. W przeciwnym wypadku mamy do czynienia z jurysprudencją postmodernistyczną ujętą lapidarnie przez sędzię Sądu Trzeciego Obwodu w orzeczeniu Planned Parenthood vs. Farmer (2000) dotyczącym tzw. aborcji w trakcie porodu. Stwierdziła ona, że w jego trakcie nie miało być rodzone żadne dziecko i żadne dziecko – nawet w tym stadium – nie było „rodzone”, ponieważ kobieta nie chciała go urodzić. Człowieczeństwo dziecka, w każdym momencie, zależało zatem wyłącznie od moralnej jego definicji przez kobietę.

W latach 70. i 80. liberalna lewica uznała konstytucyjne prawo do aborcji jako fundamentalne prawo człowieka w procesie moralnej autokreacji kształtującego swoje życie bez względu na konsekwencje wobec innych i życia wspólnotowego, a ruch proaborcyjny zawładnął sercami i umysłami młodego pokolenia zachłyśniętego poczuciem egzystencjalnej wszechmocy „wyzwalającej ” z wszelkich „represyjnych” relacji. Skutkowało to powstaniem kultury aborcyjnej i przemysłu aborcyjnego, którego filarem jest organizacja Planned Parenthood. Pokolenie później sytuacja się zmieniła, a młodzi Amerykanie w dużej części dostrzegali dramat uczynienia z aborcji „prawa człowieka”. Dobbs vs.Jacson stanowi moment triumfu tego ruchu antyaborcyjnego.

Autor jest profesorem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersyetu Jagiellońskiego

Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w sprawie Dobbs vs. Jackson stosunkiem głosów 5–3 przy jednym niezajmującym jasnego stanowiska zdecydował, że aborcja nie jest prawem gwarantowanym w Konstytucji amerykańskiej. Sędziowie nie rozstrzygali, czy ma być ona legalna czy nielegalna. Decyzja obaliła orzeczenie Roe vs. Wade z 1973 r., ustanawiające aborcję jako prawo konstytucyjne. To stany będą miały prawo decydowania w tej kwestii. Aborcja może być też uznana za legalną lub nielegalną poprawkę konstytucyjną, choć to procedura niezwykle trudna.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Bogusław Chrabota: Między cyberbezpieczeństwem i nadgorliwością
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Dlaczego Andrzej Duda woli konserwować trybunalskie patologie
Opinie Prawne
Dawid Kulpa, Mikołaj Kozak: „Trial” po polsku?
Opinie Prawne
Leszek Kieliszewski: Schemat Ponziego, czyli co łączy przypadek Palikota z kłopotami Cinkciarza
Opinie Prawne
Marek Isański: Bezprawie to nie prawo, III RP to nie PRL. Przynajmniej tak miało być