Sygnał z Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu płynie mocny: nie ma zgody na ograniczanie sędziom prawa do krytyki zmian w wymiarze sprawiedliwości. A kiedy sędziowie je krytykują, broniąc jednocześnie praworządności, to nie tylko mają prawo, ale wręcz obowiązek to robić. W sumie nie powinno być tu zaskoczenia, bo Strasburg tak samo już orzekł przed laty w sprawie sędziego Andrása Baki z Węgier, którego ekipa Viktora Orbána usunęła z urzędu prezesa sądu konstytucyjnego.
Tylko że w obu tych przypadkach strasburski efekt jest kosztem wliczonym w całą operację. Sędzia Baka sprawę wygrał, ale na urząd nie wrócił. I z sędzią Żurkiem oraz jego członkostwem w Krajowej Radzie Sądownictwa zapewne będzie podobnie.
Bez wątpienia jednak dobrze się stało, że Strasburg napiętnował karygodne praktyki służb państwowych i władz sądowych wobec Waldemara Żurka, który jest rekordzistą pod względem liczby wszczętych dyscyplinarek.
Co z nimi zrobić po wyroku Trybunału? To już problem dla rzeczników dyscyplinarnych, gorliwie ścigających każdego sędziego, który odważy się krytycznie wypowiedzieć o prowadzonej przez rządzących dekonstrukcji wymiaru sprawiedliwości. Jeśli naprawdę chcieliby zademonstrować przywiązanie do zasad praworządności, powinni je umorzyć i zająć się sprawami, które naprawdę tego wymagają.
Chyba że pochłonie ich prezesowanie sądom, bo jak donoszą media, zarówno Piotr Schab, jak i Przemysław Radzik oraz Michał Lasota, docenieni za twarde trzymanie linii władzy, z woli ministra Ziobry objęli lub wkrótce obejmą stanowiska w stołecznym sądzie apelacyjnym oraz Sądzie Okręgowym w Olsztynie.