Roszczenia reprywatyzacyjne od lat podgrzewają nastroje społeczne. Podejście do nich było sinusoidalne. Od słusznego oburzenia nieuczciwością komunistycznego państwa pozbawiającego ludzi ich majątków przez sprzeciw wobec handlarzy roszczeniami reprywatyzacyjnymi lub tzw. czyścicieli kamienic. Po transformacji ustrojowej dominowała więc koncepcja możliwie pełnego odwracania komunistycznego bezprawia i zwrotu majątku prawowitym właścicielom.
Po kiepskich doświadczeniach związanych ze zwrotem silnie wybrzmiała krytyka prowłaścicielskiego podejścia, oparta na eksponowaniu interesów państwa oraz osób mieszkających w poszczególnych lokalach, zbyt często pomijanych w toku reprywatyzacyjnych procedur. Opracowany przez tzw. komisję reprywatyzacyjną i przedłożony w 2018 r. przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt ustawy o zrekompensowaniu niektórych krzywd wyrządzonych osobom fizycznym wskutek przejęcia nieruchomości lub zabytków ruchomych przez władze komunistyczne po 1944 r. ukształtowano w kierunku zakazującym zwrotów w naturze i handlu roszczeniami in toto. Projekt, m.in. ze względu na wątpliwości natury konstytucyjnej nie został uchwalony, można było zatem sądzić, że sprawa wyłączenia sukcesji wierzytelności reprywatyzacyjnych upadła. Tak się nie stało. Sprawę wzięło w ręce sądownictwo administracyjne.