Dobrze, że Andrzej Duda zdecydował się na inicjatywę w sprawie likwidacji Izby Dyscyplinarnej i powołania czegoś w jej miejsce. Można postawić tylko pytanie – dlaczego tak długo to trwało. Problem nabrzmiewał od wielu miesięcy, szły za nim unijne kary, chaos w funkcjonowaniu systemu dyscyplinarnego oraz zamrożenie unijnych miliardów w ramach KPO.
Pomysł prezydenta nie jest nowy. Jest rozwiązaniem, podobnym do tego, które proponowała kiedyś Małgorzata Gersdorf, była I Prezes SN. W sądzie dyscyplinarnym (w ramach nowej Izby Odpowiedzialności Zawodowej) mieliby orzekać sędziowie z innych Izb SN, rotacyjnie przez kilka lat, pracując jednocześnie w swoich macierzystych Izbach. Kandydaci byliby wyłaniani losowo, a ostatecznie o składzie takiego sądu decydowałby prezydent.
Czytaj więcej
Prezydent Andrzej Duda przedstawił swoje pomysły na sędziowski system dyscyplinarny. Jak pisała d...
Każdy pomysł jest lepszy, od utrzymywania obecnej dysfunkcyjnej Izby Dyscyplinarnej, jednak i ten ma swoje słabości. Branie sędziów „z łapanki” na pewno nie jest optymalnym rozwiązaniem i może budzić uzasadnione obawy - o jakość takiego sądu. Można mieć wątpliwości, czy sędzia, który pracuje w swojej macierzystej Izbie (karnej, cywilnej, pracy etc.) podoła dodatkowym obowiązkom. Co więcej – czy wszyscy rotacyjnie nominowani sędziowie dyscyplinarni, mają wystarczające kompetencje i wiedzę, aby orzekać w takich sprawach. Sam status sędziów SN, nie jest tu żadną gwarancją, że newralgicznymi sprawami z punktu widzenia systemu wymiarowi sprawiedliwości, będą zajmować się odpowiedni ludzie.
Doświadczenia złe już mamy. Stary system dyscyplinarny, który był tworzony przez sędziów „z- doskoku” nie sprawdził się. Nie wszyscy pracujący „na dwa etaty” sędziowie przykładali się do swoich obowiązków. W efekcie sprawy dyscyplinarne trwały latami, a werdykty budziły kontrowersje. Obecne instytucjonalne rozwiązanie – powołanie samodzielnej izby dyscyplinarnej, miało zapobiec takiej sytuacji i w teorii stworzyć korpus wyspecjalizowanych sędziów dyscyplinarnych, poświęcających całą swoją aktywność dla tej izby. Andrzej Duda w swoich propozycjach robi pół-kroku wstecz, nie biorąc pod uwagę złych doświadczeń z przeszłości i to jest słabość tego rozwiązania. Jest jeszcze inna rafa. Z propozycji prezydenckich wynika, że obecni sędziowie będą mieli wybór: stan spoczynku lub dalszą prace w SN. Jeżeli skorzystają z tej drugiej opcji i będą orzekać w innych Izbach ich status, jako „nie – sędziów” nadal będzie kwestionowany, a ich decyzje skarżone do Luksemburga. Z drugiej strony przejście sędziów z kilkuletnim stażem w stan spoczynku, z dożywotnią emeryturą zbliżającą się do 20 tys. zł miesięcznie jest niemoralne i dla podatników nie do przyjęcia. Andrzej Duda jest w trudnej sytuacji, gdyż nie może cofnąć swoich decyzji nominacyjnych, idąc za głosem sądów europejskich. Zgodnie z Konstytucją RP prerogatywy prezydenckie są niepodważalne i niech już tak zostanie. Być może warto rozważyć inne rozwiązania: sędziowie mogą być przeniesieni do pracy w innych sądach np. w apelacji lub innych zajęć w samym SN np. w biurze studiów i analiz.