Mam problem ze sprawą sędziego SN Józefa Iwulskiego, który w stanie wojennym m.in. skazał na więzienie opozycjonistę za roznoszenie ulotek. W czwartek jego sprawa stanęła przed sądem. Czy należy oceniać tylko czyn sprzed 40 lat, czy też patrzeć na niego przez pryzmat całości dokonań?
Z jednej strony nad sprawą unosi się polityczny cień, obsesyjna teza o konieczności rozliczania z komunistyczną przeszłością sprzed 30 lat. Z drugiej zaś można mieć moralne wątpliwości, patrząc na szlachetne postawy: Jana Rudnickiego, prezesa Izby Cywilnej SN, założyciela sędziowskiej Solidarności, który został pozbawiony urzędu w stanie wojennym za to, że nie dawał rękojmi bycia sędzią PRL; działacza „S" Stanisława Dąbrowskiego, pierwszego prezesa SN, po którego śmierci w 2014 r. nowe władze SN odmówiły wydania wspomnień o nim; czy wreszcie prof. Adama Strzembosza.