Mijający rok to niezła fabryka prawa. Prawo i Sprawiedliwość, przejmując władzę, miało przygotowanych sporo konkretnych zmian. Projekt nowej ustawy o VAT zobaczyliśmy nawet przed wyborami. A zaraz po nich ogłoszono plan „14 projektów w 100 dni" – m.in. program 500+, obniżenie wieku emerytalnego czy obniżka CIT dla przedsiębiorców.
W większości je wprowadzono. Taka przedwyborcza „gotowość legislacyjna" nie zdarzała się za poprzednich rządów – prace nad prawem zaczynały się rozkręcać dopiero po wyborach. PiS wcześniej odrobił lekcje.
Jakość tworzonych przepisów jest różna – widać sporo pereł, ale i bubli – jak za każdej władzy. Prawo było, jest i będzie go jeszcze więcej. Tylko co ze sprawiedliwością? Czy tworzenie prawa odbywa się w sposób prawy? Czy intencje zmian są zawsze uczciwe? Niestety, nie.
Największe wątpliwości wzbudza tryb wprowadzania zmian – i problem wcale nie w nocnych głosowaniach, ale w tym, że istotne ustawy procedowane są na łeb na szyję. Na przykład projekt „Za życiem" (4 tys. zł dla kobiet, które urodzą chore dziecko) był przyjmowany w trybie właściwym dla... klęsk żywiołowych. Nie skierowano go do publicznych konsultacji – pojawił się dopiero na stronie Sejmu jako rządowy.
Niepotrzebny jest też upór PiS w sprawie tak kluczowej ustawy jak budżetowa. Skoro pojawiają się istotne wątpliwości co do wymaganego kworum, lepiej przegłosować ją jeszcze raz, niż pozwalać na mnożenie prawnych zarzutów. Nawet gdyby opozycja nie miała w tej sprawie racji. Bo lepiej uchodzić za nadmiernego legalistę niż za anarchistę.