Dura lex, sed lex, głosili starożytni Rzymianie i wiedzieli, co mówią. Jako radcy prawnemu zdarza mi się przegrywać sprawy sądowe, a nawet czytać uzasadnienia wyroków, które – delikatnie mówiąc – przyprawiają mnie o zdumienie. Chwila, gdy trzeba poinformować klienta o tym, że proces został przegrany, bywa trudna. Wtedy też zapewne u niejednego prawnika rodzą się pokusy, by powiedzieć klientowi, że sędzia nie znał się na prawie, faworyzował jedną ze stron albo jeszcze coś gorszego. Choć jest mi ciężko, nie robię tego nigdy, by nie podważać autorytetu sądu. Przecież w końcu dura lex, sed lex. Z tego też powodu z zaskoczeniem odbieram wypowiedzi niektórych polityków na temat władzy sądowniczej i oceniam je jako podcinanie gałęzi, na której sami siedzą.