O historii chłopaka z Dolnego Śląska, którego posądzono o gwałt i morderstwo 15-latki w Miłoszycach pod Wrocławiem w 1996 r., uwięziono i skazano, słyszała cała Polska. Okrutna zbrodnia, więc centrala żądała szybkich wyników. Gdy ogłoszono schwytanie sprawcy, wszyscy byli zadowoleni. Dziś już wiemy, że na skróty poszli policjanci, prokuratorzy, którzy potwierdzili ich ustalenia i sędziowie, którzy nakazali aresztowanie Tomasza Komendy, potem je przedłużali, a na koniec skazali na 25 lat więzienia.
Lista tych nazwisk jest znana. W sprawie ich domniemanych zaniedbań trwa odrębne śledztwo. Nie oni jednak, lecz my wszyscy płacimy za bezprawnie odebraną wolność młodego, niewinnego człowieka. Rachunek reguluje bowiem skarb państwa. Niby w Konstytucji jest przepis o odpowiedzialności funkcjonariuszy publicznych za niezgodne z prawem decyzje, a nawet rozwijająca go ustawa, ale ze świecą szukać przypadku, by któryś urzędnik, policjant, sędzia czy prokurator musiał zapłacić za swoje błędy. Gdyby łatwiej dało się to wyegzekwować może byliby bardziej odpowiedzialni za to, co robią w imieniu państwa.
Czytaj też: