Adam Dyrda: Rządzący z urojenia

Wirus ma już roczek. Podczas gdy licznik zakażeń bije kolejne rekordy, a władza wprowadza niemal całkowity lockdown, zdezorientowane społeczeństwo popada w depresje.

Publikacja: 26.03.2021 10:30

Adam Dyrda: Rządzący z urojenia

Foto: Fot. Jerzy Dudek/Fotorzepa

Za nami już topienie Marzanny, która do niedawna była symbolem odrodzenia. Obecnie zwiastuje ona izolację, desocjalizację i smutek. W tych okolicznościach „uratowanie" świątyń katolickich przed całkowitym zamknięciem na czas nadchodzących Świąt jest marnym pocieszeniem dla tych, którzy jeszcze w cokolwiek wierzą.

Sam jestem, jak to się mówi, człowiekiem „małej wiary" i twardo stąpam po ziemi. Uważam, że żywienie jakichkolwiek przekonań i podejmowanie decyzji bez dobrego uzasadnienia jest nie tylko nietrafne, ale także po prostu niemoralne. Historia ludzkości obfituje przecież w skutki źle uzasadnionych decyzji: skutki bezpośrednie, polegających na utrwalaniu niskich cnót dianoetycznych (higieny myślenia) i krzewieniu powszechnej łatwowierności; oraz skutki dalekosiężne w postaci rozmaitych, rzeczywistych krzywd doświadczanych przez szerokie rzesze ludzi. Historia uczy więc, że decyzje o charakterze publicznym powinny opierać się na racjach, które znajdują odpowiednie, czyli publiczne uzasadnienie.

Politycy na miarę naszych możliwości

Kiepski polityk kieruje się sercem i intuicją, a nie rozumem. Dlatego pomimo nawet najlepszych intencji, tak naprawdę społeczeństwu szkodzi. Podejmujące decyzje pod wpływem doraźnych potrzeb politycznych, polityk taki zawierza Opatrzności. Zamiast brać pod uwagę wszelkie dostępne dowody, celowo pomija te, które nie odpowiadają potrzebom chwili. Tłumi w sobie głos rozsądku do tego stopnia, że gdy później w konsekwencji jego błędnych decyzji dochodzi do tragedii, sam nie odczuwa żadnych wyrzutów sumienia.

Mieliśmy już wielu kiepskich polityków. Tragedia polega na tym, że się do nich przyzwyczailiśmy. Oni natomiast przyzwyczaili się do nas. Jeśli większość z nas wierzy bezpodstawnie, że „jakoś to będzie", to czy powinniśmy wymagać większej ostrożności i rozwagi od tych, którzy są u sterów? Jednocześnie sądzimy, że dzierżenie władzy rodzi jednak jakąś odpowiedzialność. Mądrych władców poznaje się po tym, że w czasach kryzysu nie są zarozumiali i łatwowierni. I że polegają w pełni na zasobach intelektualnych społeczeństwa, którego życie mają organizować.

Tymczasem rok epidemii to historia zaniedbań rządzących w tej najbardziej podstawowej sferze – sferze „etyki przekonań". Łatwowierność, podporządkowanie decyzji potrzebom politycznym, zarozumiałość i ignorowanie głosu ekspertów – to tylko niektóre z cech definiujących naszą klasę panującą. Z punktu widzenia akademika jest to szczególnie zadziwiające i przykre. Wokół dostrzegam bowiem hiperinflację mądrych i kompetentnych ludzi, którzy od dawna gotowi są pomóc. Nikt ich jednak nie słucha. Ignoruje się notorycznie dobre rady ekspertów, by potem na siłę szukać usprawiedliwienia doraźnych decyzji w opinii kilku wybranych dyżurnych mędrców („konsylium na miarę naszych możliwości!"). Rządzący zachowują się tak, jakbyśmy byli jakąś „bieda-krainą," jeśli chodzi o zasoby intelektualne.

To podejście widoczne było od dawna w sferze prawno-instytucjonalnej (gł. konstytucyjnej). Lecz jego dalekosiężne skutki dostrzegali dotąd jedynie prawnicy oraz wąska grupa obywateli. Szybko jednak ten głos troski i rozsądku zdyskredytowano w opinii publicznej jako głos uprzywilejowanej kasty. Efekt jest taki, że dziś resztki racjonalności w funkcjonowaniu polskiego wymiaru sprawiedliwości bronią głównie odważni sędziowie i zagraniczne instytucje. Racja stanu okazała się towarem eksportowym.

W sferze instytucjonalnej na skutki cynizmu i nieodpowiedzialności trzeba najdłużej poczekać. Temida jest nierychliwa, ale sprawiedliwa, więc jej upadek też musi potrwać. Natomiast w ochronie zdrowia takie zabawy najszybciej przekładają się na bezpośrednie cierpienie ludzi.

Jeden winny, jedna przyczyna

Kiedy politycy partii rządzącej z poważnymi minami ogłaszają kolejne restrykcje, uzasadniają to skokowym średnim wzrostem liczby zakażeń. Wzruszając ramionami mówią: wirus jest, zadomowił się u nas na dobre. Po roku bezskutecznej walki zamyka się więc ponownie różne sektory gospodarki, kultury, sportu. Jednocześnie rządzący zapewniają: „robimy co możemy, to nie nasza wina, przeciwnik jest zbyt mocny!" Nie przesądzam, czy decyzja o lockdownie jest słuszna. Być może jednak stanowi kapitulację. To, że na podstawie rocznych obserwacji zmagań rządu z epidemią nie da się tego ustalić, stanowi istotę problemu.

Zadajmy kilka prostych pytań testowych. Jak wielu z tych prawie trzydziestu pięciu tysięcy zakażonych było w ciągu ostatnich dwóch tygodni na korcie tenisowym, pływalni albo nawet u fryzjera? Czyżby inspekcja sanitarna nie mogła tego ustalić, bo nie ma odpowiednich narzędzi, choć epidemia trwa od ponad roku?

Przebieg codziennych konferencji ministrów sugeruje, że większość pozytywnych wyników testów traktują oni ciągle jak objawienia, a nie jak coś, co można rzetelnie wyjaśnić. A przecież rok temu zaczynało się nawet nieźle. Pamiętacie te doniesienia o pierwszych zakażonych? Przyjechali autokarem z Niemiec, Czech, Wielkiej Brytanii... Cóż za dokładne ustalenia „kto, skąd i dlaczego"!

Dopóki nie będzie prowadzony rzetelny wywiad epidemiologiczny przez epidemicznych detektywów z prawdziwego zdarzenia, to i żadne działania rządu, w tym wprowadzane obostrzenia, nie będą do końca uzasadnione (w sensie praktycznym, odkładając liczne prawne wady wprowadzanych rozwiązań na bok).

Przezorni dodają, że skoro niczego do końca nie badamy i nie wyjaśniamy, to lepiej załóżmy, że jest znacznie gorzej, niż nam się mówi. Pilnujmy się! To bardzo dobra rada praktyczna dla obywateli, ale fatalna dla rządzących, którzy stosując ją w praktyce ("zamknijmy wszystko, bo tak") przyznają się wprost do własnej intelektualnej porażki.

Rządzący dziś nie wiedzą do końca „kto" (testy pozytywne nie oddają skali zarażeń), ani tym bardziej „dlaczego". Przedstawiane przez nich „modele predykcyjne" wirują w powietrzu, bo nie są zakotwiczone w żadnych twardych danych. Wobec tego powtarzają na każdym kroku w mediach, że przyczyną (!) nowej fali zachorowań jest... koronawirus. Przypomina to jednak przedstawiane już przez molierowskiego "doktora" wyjaśnienie, że opium usypia, bo ma "właściwości nasenne" (virtus dormitiva). Przypomnijmy słowa Bacchelierusa z „Chorego z urojenia":

Mihi a docto doctore,

Zapytatur causam et rationem quare

Opium czynit usypiare.

Na co ja odpowiado,

Quia est in eo

Siła usypiativa,

Ciuius est natura

Zmysłos odurzare.

Podsumowując: to, że wirus ma "właściwości chorobotwórcze" albo nawet skłonności "epidemiczne" jest naprawdę wielkim odkryciem. Zasługuje ono na uwagę każdego, kto od roku posądzał naszych rządzących o prowadzenie polityki opartej na zabobonach a nie na dowodach, niedostatki uzasadnień, albo nawet po prostu lekceważenie epidemii.

Adam Dyrda – prawnik, filozof, profesor na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego

Za nami już topienie Marzanny, która do niedawna była symbolem odrodzenia. Obecnie zwiastuje ona izolację, desocjalizację i smutek. W tych okolicznościach „uratowanie" świątyń katolickich przed całkowitym zamknięciem na czas nadchodzących Świąt jest marnym pocieszeniem dla tych, którzy jeszcze w cokolwiek wierzą.

Sam jestem, jak to się mówi, człowiekiem „małej wiary" i twardo stąpam po ziemi. Uważam, że żywienie jakichkolwiek przekonań i podejmowanie decyzji bez dobrego uzasadnienia jest nie tylko nietrafne, ale także po prostu niemoralne. Historia ludzkości obfituje przecież w skutki źle uzasadnionych decyzji: skutki bezpośrednie, polegających na utrwalaniu niskich cnót dianoetycznych (higieny myślenia) i krzewieniu powszechnej łatwowierności; oraz skutki dalekosiężne w postaci rozmaitych, rzeczywistych krzywd doświadczanych przez szerokie rzesze ludzi. Historia uczy więc, że decyzje o charakterze publicznym powinny opierać się na racjach, które znajdują odpowiednie, czyli publiczne uzasadnienie.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego