Tymczasem, dzięki mediom i aktywistom organizacji pozarządowych, wciąż słyszymy, jaki los zgotowaliśmy zwierzętom. Przykładów jest wiele, choćby dramat jagniąt idących na rzeź. Przez lata było to tajemnicą, ale dziś wiemy, że choć zgodnie z przepisami podczas ich transportu na metrze kwadratowym nie powinno być więcej niż pięć jagniąt, w jednej ciężarówce bywa ich o 200 za dużo. Choć podróż nie powinna trwać więcej niż 29 godzin, wydłuża się do ponad 31. Woda powinna zostać podana już po dwóch godzinach drogi, w praktyce zwierzęta nie mają jej znacznie dłużej. Niektóre, zwłaszcza najmniejsze i najmłodsze, potrafiące pić tylko mleko matki, nie mogą korzystać z poideł dla zwierząt dorosłych i w ogóle wody nie otrzymują. Co jeszcze? Bicie po głowie młotkiem, rażenie prądem we wrażliwe miejsca czy przepędzanie zwierząt z poważnymi urazami nóg – to tylko niektóre z obrazów znęcania, zarejestrowane przez dziennikarzy i ujawniane światu w reportażach.
Tajemnicą nie są już zaniedbania i nieprawidłowości w sposobie traktowania koni wożących turystów w Tatrzańskim Parku Narodowym. Niemal całe życie ciągną ponadnormatywny ciężar, a u jego kresu wysyła się je do rzeźni. Karpie duszące się w plastikowych reklamówkach to obrazek, który mimo starań zaangażowanych w ochronę zwierząt nadal jako symbol świąt obchodzonych na pamiątkę urodzin Chrystusa konkuruje z wizerunkiem świętego Mikołaja z workiem z prezentami.
Odrębna sprawa to społeczne i ustawowe przyzwolenie na polowania, co jednakże jest tylko częścią większego problemu: nadprodukcji mięsa i spożywania go w ilościach wykraczających poza miarę rozsądną i wynikającą z zapotrzebowania organizmu. Mięso jest dziś znacznie tańsze niż niegdyś, stoi nim polska kuchnia, a my trwamy w przekonaniu, że jednostkowa decyzja o ograniczeniu lub wyeliminowaniu go z diety nie zmieni świata. Jak się jednak okazuje, wzrost świadomości konsumpcji i zmiana sposobu myślenia ma znaczenie. Jak wynika z badań amerykańskiej organizacji walczącej o prawa zwierząt „The Humane Society of the United States", od 2007 r. każdego roku zabijanych jest o 500 mln zwierząt mniej tylko dlatego, że ludzie jadają mniej mięsa.
Wykorzystywanie zwierząt dla własnej uciechy to nic innego jak objaw luksusu, z którego moglibyśmy zrezygnować w imię etycznych zasad. Nie są bowiem niezbędne przejażdżka do Morskiego Oka, smak szaszłyków jagnięcych czy polskiej codziennej porcji schabowego z kapustą i ziemniakami. Myślimy jednak, że nasza wolność, rozumiana jako zaspokajanie własnych potrzeb i zachcianek, jest dobrem cenionym wyżej niż minimalizowanie cudzego cierpienia. Nasz umysł, jak pisała Olga Tokarczuk, za wszelką cenę wspiera to, w co wierzymy. Dlatego tak trudno zmienić świat. Ale jest to możliwe. ?
Autorka jest adwokatem, redaktorem naczelnym „Pokoju Adwokackiego" (www.pokojadwokacki.pl)