Obrót danymi to ogromny biznes. A my udostępniamy je za bezcen, więc mamy szansę odzyskać nad nimi kontrolę.
Niby dobrze, ale nie do końca. Niejasności wciąż się mnożą. Nikt nie przesądził, w jaki sposób należy wykonać obowiązek informacyjny. W skrzynce na listy znalazłem właśnie wysłaną zwykłą pocztą broszurę od mojego operatora sieci telefonicznej. Zaznaczył w niej, że nie muszę się z nim kontaktować, wystarczy, bym ją przeczytał. Żadnego potwierdzenia nie potrzeba. A dzień wcześniej zadzwonił do mnie konsultant banku, w którym mam konto. Głosem jak z automatu odczytywał mi formułki o moich uprawnieniach i ich obowiązkach co do przetwarzanych danych. I za każdym razem pytał, czy i na co się zgadzam. Surfując po internecie, na każdym portalu jesteśmy informowani o kwestiach związanych z RODO i – chcąc przejść dalej – musimy zatwierdzić te komunikaty. Każdy brzmi inaczej.
Dziś z nowym obowiązkiem każdy musi sobie radzić najlepiej jak umie. Stawka jest wysoka, bo za nieprzestrzeganie zasad grożą surowe kary. Trudno zaakceptować, że w tej sytuacji – i mimo tak długiego vacatio legis – przedsiębiorcy nie otrzymali od państwa wiążącej informacji o minimalnym standardzie do spełnienia. A RODO, które może części z nas kojarzy się raczej z wakacjami na Rodos, to w rzeczywistości zmiana wielka jak – nie przymierzając – Kolos Rodyjski, jeden z siedmiu cudów świata, który strzegł wejścia do portu na wyspie. W odróżnieniu jednak od tego posągu Heliosa sprzed naszej ery brak respektu dla RODO będzie można odczuć na własnej kieszeni. ©?
Brak informacji może oznaczać odszkodowanie >A18