Rezygnacja sędziego z urzędu z powodu niemożności wykonywania swoich obowiązków to sytuacja niespotykana. W kontekście Izby Dyscyplinarnej (ID) Sądu Najwyższego (SN) nabiera zaś szczególnego znaczenia. Pokazuje ślepą uliczkę, w której znalazła się ta instytucja. Jan Majchrowski nie odchodzi bynajmniej z powodu niewykonywania przez SN środków tymczasowych Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) zamrażających izbę, kar naliczanych przez Luksemburg czy bezczynności PiS w rozwiązywaniu całej sytuacji. Wskazuje raczej na sytuację wewnętrzną.
Sędzia nie wierzy już, że reformy, które wprowadzono, osiągną zakładany cel. Jest to jego protest przeciwko uległości wobec decyzji TSUE kierownictwa SN, które ograniczyło orzekanie w ID, zaaresztowało akta spraw dyscyplinarnych i ignoruje ostatnie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego.
Izba podzielona
Przez ostatnie lata konflikt w SN przebiegał według podziału na „starych" i „nowych" sędziów. Pierwsi odmawiali legalnego statusu drugim z powodu wadliwych rekomendacji dokonanych przez wadliwą Krajową Radę Sądownictwa. ID w tym starciu tylko przez pewien czas była monolitem, kolejne decyzje TSUE skutecznie obdzierały orzekających tam sędziów z nadziei, że ich byt w tej podmywanej prawnie instytucji uda się uratować w drodze interpretacji czy negocjacji.
W ID zaczął powstawać wyraźny rozłam. Po kolejnych decyzjach TSUE część sędziów postanowiła ograniczyć aktywność. U innych presja unijna wywołała syndrom oblężonej twierdzy, w której stali się ostatnim oddziałem broniącym suwerenności przed chcącymi ją zabrać eurokratami. To im naraziła się I prezes Małgorzata Manowska, która chcąc ograniczyć rozlewający się wokół sądownictwa kryzys, próbowała zatrzymać prace izby zgodnie ze wskazaniami TSUE, zabierając większość akt z ID i zamykając je w pancernej szafie. Przez niektórych członków ID zostało to odebrane jako ingerencja w autonomię izby czy wręcz występowanie przeciwko reformom „dobrej zmiany".