Oktawian Nawrot: Kto osądzi sędziów?

W środowym wyroku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej po raz kolejny bardzo mocno podkreślił znaczenie prawa do sądu ustanowionego ustawą, które pozostaje w ścisłym związku z gwarancjami niezawisłości i bezstronności. Wszystkie one bowiem stanowią gwarancje rzetelnego procesu sądowego, który jest jednym z filarów demokratycznego państwa prawnego.

Publikacja: 08.10.2021 10:14

Oktawian Nawrot: Kto osądzi sędziów?

Foto: Fotorzepa / Danuta Matłoch

Z powyższym naturalnie, jeśli na serio traktuje się wartość, jaką jest państwo prawne, nie sposób się nie zgodzić. Gwarancje rzetelnego procesu konstytuują bowiem państwo prawne. Bez nich to ostatnie staje się fikcją. Nic więc dziwnego, że TSUE przywiązuje do nich tak dużą wagę i nie godzi się w tym zakresie na jakiekolwiek kompromisy.

Czytaj więcej

Bardzo ważny wyrok - TSUE o statusie nowych sędziów SN

Odwołując się do orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w środowym wyroku TSUE przypomniał, że u źródła każdego z wymogów rzetelnego procesu sądowego znajduje się konieczność utrzymania zaufania, jakie władza sądownicza winna wzbudzać wśród jednostek, a także niezależność tej władzy od pozostałych władz. Na wspomniane zaufanie, jak i niezależność władzy sądowniczej może zaś wpływać sposób powoływania sędziów. Jeśli więc sąd krajowy, doszedłby do wniosku, że sposób powoływania sędziów przekłada się negatywnie na zaufanie, jakie sądy w społeczeństwie demokratycznym powinny wzbudzać u jednostki, to powinien uznać, że sąd orzekający w składzie tak powołanego sędziego nie jest niezawisłym i bezstronnym sądem i w konsekwencji, bez względu na jakikolwiek przepis prawa krajowego, uznać postanowienie wydane przez taki sąd za niebyłe. Co więcej, w takiej sytuacji nie istnieje możliwość powoływania się na jakiekolwiek względy wywodzone z zasady pewności prawa lub mające związek z powagą rzeczy osądzonej w celu uniemożliwienia sądowi uznania postanowienia za niebyłe.

Stwierdzenia te nie pozostawiają żadnych wątpliwości, co do znaczenia i roli gwarancji rzetelnego procesu sądowego w europejskiej przestrzeni prawnej.

Biorąc więc powyższe pod uwagę ze spokojem przyjąć można, że sąd, który wystąpił z wnioskiem do TSUE o wydanie orzeczenia w trybie prejudycjalnym, jest sądem, co do którego nie zachodzą jakiekolwiek wątpliwości, że został ukształtowany w niewłaściwej procedurze, zaś orzekający w nim sędziowie dają pełną rękojmię utrzymania zaufania, jakie władza sądownicza winna wzbudzać wśród jednostek. Odmienna sytuacja jest wszak niewyobrażalna.

Przypomnijmy, że pytanie prejudycjalne zadane zostało przez Sąd Najwyższy (Izba Cywilna) orzekający w siedmioosobowym składzie. Spośród tych siedmiu sędziów troje jest już w stanie spoczynku. Kwestię uzupełnienia składu uznajmy w tym miejscy za nieistotną dla ukazania istoty problemu. Pozostaje czworo sędziów, w tym sędzia sprawozdawca i od niego zacznijmy „badanie”. Sędzia sprawozdawca orzeka w Sądzie Najwyższym od 2014 roku, a ponadto jest cenionym naukowcem. W świetle wyroku TSUE zapytać jednak należy nie o jego kwalifikacje merytoryczne, lecz o procedurę konkursową sprzed 7 lat i rozważyć, czy sposób jego powołania może przekładać się negatywnie na zaufanie, jakie sądy w społeczeństwie demokratycznym powinny wzbudzać u jednostki.

Konkurs na stanowisko sędziowskie sędziego SN w Izbie Cywilnej ogłoszony został w 2013 roku. Swoją kandydaturę zgłosiła tylko jedna osoba – obecny sprawozdawca. W styczniu 2014 roku KRS postanowiła nie przedstawiać Prezydentowi PR wniosku o powołanie kandydata na urząd sędziego SN oceniając, że jego kompetencje są niewystarczające. KRS podniosła m.in. młody wiek kandydata, brak doświadczenia życiowego i orzeczniczego, a także zauważyła, że pracował on na stanowisku asystenta w SN, co skutkowało określonymi zależnościami służbowymi. Zależności te występować miały również na uczelni. Ostatecznie Zespół Członków KRS, na posiedzeniu 18 grudnia 2013 r. przy braku głosów „za”, 1 „przeciw” i 4 „wstrzymujących się” negatywnie zaopiniował kandydaturę. Podobnie uczyniła KRS: 2 głosy „za”, 12 głosów „przewiew” i 3 głosy „wstrzymujące się”. Kandydat zaskarżył uchwałę do SN, w którym pracował i który – co warto podkreślić - rekomendował go na urząd sędziego SN.

Czytaj więcej

Kaleta: Wyrok TSUE to droga do anarchizacji polskiego sądownictwa

Cóż uczynił SN? Uchylił uchwałę i przekazał do ponownego rozpoznania KRS. Niezwykle interesująco przedstawia się przy tym uzasadnienie wyroku SN. Najpierw bowiem SN wyraźnie podkreślił, że jego kognicja obejmuje wyłącznie badanie czy uchwała nie pozostaje w sprzeczności z prawem, a tym samym potwierdził, że SN nie może zastępować KRS i samodzielnie dokonywać oceny kandydata, a następnie… dokonał tej oceny, a nawet wszedł w rolę swoistego rzecznika kandydata. Wykraczając poza zgromadzony w sprawie materiał dowodowy przyjął więc, że z uwagi na przebieg kariery naukowej kandydata, posiada on znajomość metodyki pracy sędziego w sprawach z zakresu postępowania cywilnego. Następnie SN zakwestionował zastosowanie przez KRS w konkursie kryteria oceny jak: praktykę orzeczniczą, wiek kandydata i związane z nim doświadczenie życiowe. W ich miejsce SN nakazał KRS wzięcie pod uwagę okoliczności korzystnych dla kandydata, w szczególności wyjaśnień złożonych przez Prezesa Sądu Najwyższego kierującego pracami Izby Cywilnej, rekomendacji udzielonej kandydatowi przez Radę WPiA UW, a także wyników głosowania Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN, podkreślając, że w przeciwieństwie do zgromadzeń sędziów sądów powszechnych, Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN nie dokonuje jedynie oceny kandydatów, lecz „dokonuje wyboru najwyżej dwóch kandydatów na jedno wolne stanowisko”. Dalej SN szeroko opisał czym kandydat zajmował się zawodowo.

Przyjęta przez SN argumentacja zdaje się wskazywać na całkowity brak dystansu i bezstronności wobec wybranego przez siebie kandydata… co po ludzku nie dziwi. Zastąpienie jednak konstytucyjnego organu w jego roli i samodzielne w istocie określenie przez SN warunków konkursu, a nie jedynie ich oceny, jest co najmniej zastanawiające.

Ostatecznie KRS nie pozostało nic innego, jak przedstawić Prezydentowi RP wniosek o powołanie kandydata do pełnienia urzędu.

Oczywiście można w tym miejscu wzruszyć ramionami i stwierdzić… cóż, być może w tym postępowaniu pojawiają się jakieś wątpliwości przekładające się na zaufanie, jakie sądy w społeczeństwie demokratycznym powinny wzbudzać u jednostki, ale to jednostkowy przypadek. Otóż nie, problem jest zdecydowanie szerszy bowiem dotyczy ogólnie postępowań konkursowych do SN prowadzonych przed 2018 rokiem. Jak już zostało wyżej wspomniane istotną rolę w postępowaniach tych pełniło Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN, które nie tylko opiniowało kandydatów, ale dokonywało wyboru w drodze głosowania „nie więcej niż dwóch kandydatów na wolne stanowisko sędziowskie”. Jedynie te kandydatury były rozpatrywane przez KRS. Co więcej, kandydaci, którzy nie zostali wybrani przez Zgromadzenie Ogólne, nie mieli prawa do drogi sądowej. Równie interesujące jest to, że kandydat, który nie uzyskał poparcia KRS, przed 2008 rokiem, również nie miał prawa do drogi sądowej (dotyczyło to także wniosków o powołanie sędziów w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, sądach powszechnych, wojewódzkich sądach administracyjnych i sądach wojskowych). Sytuacja zmieniła się w wyniku wyroku TK z 27 maja 2008 r. (SK 57/06), w którym Trybunał orzekł o niekonstytucyjności tych rozwiązań. Od tego czasu, po podjęciu uchwały przez KRS, kandydatom przysługiwało odwołanie do SN. Ten, jak wynika z przytoczonej sprawy, ochoczo kontrolował uchwały, wchodząc przy tym czasem w buty KRS (obok wyroku w sprawie III KRS 12/14 warto przypomnieć wyrok w sprawie III KRS 13/14). Oczywiście nie trzeba dodawać, że postępowanie przed KRS było niejawne.

Oto więc mamy następującą procedurę konkursową: SN wybiera co najwyżej dwóch kandydatów na jedno wolne miejsce, np. swojego pracownika (zaskakująco częsta była sytuacja, gdy na jedno miejsce zgłaszał się tylko jeden kandydat), jeśli kandydat nie został wybrany przez SN, nie ma drogi sądowej, następnie kandydat ten uzyskuje rekomendację KRS lub nie, do wskazanego wyżej wyroku TK kandydat nie miał prawa do drogi sądowej, od 2008 r. mógł odwołać się do SN, który… go wybrał. SN wkraczając w konstytucyjne kompetencje KRS określał „poprawne” warunki konkursu. Dodatkowo pamiętać należy, że co do różnych elementów tej procedery kilkakrotnie wypowiadał się TK, wskazując na niekonstytucyjność przepisów ustawy o KRS. Czy uzasadniona zatem jest wątpliwość, że tak ukształtowana procedura może przełożyć się negatywnie na zaufanie, jakie sądy w społeczeństwie demokratycznym powinny wzbudzać u jednostki?

Oczywiście głęboko ufam, że zarówno sędzia sprawozdawca (który na marginesie, jest również sędzią sprawozdawcą w sprawie III CO 121/18, w której zadano pytanie składowi siedmiu sędziów, który zadał pytanie prejudycjalne, a zatem za chwilę będzie tym, który odpowie samemu sobie za zgłoszoną wątpliwość), jak i pozostali członkowie składu orzekającego (spośród których jedna sędzia również występuje w roli pytającej i odpowiadającej na postawione pytanie w sprawie III CO 121/18), powołani na urząd sędziego SN przed 2018 roku, wezmą pod uwagę te okoliczności. Przecież wyrok TSUE nakazuje uwzględniać procedurę konkursową i nie uwierzę, aby ograniczyli się wyłącznie do badania procedur obowiązujących po 2018 roku. Sami „starzy” sędziowie SN dali już bowiem dowody, że bezbłędnie potrafią ocenić własną bezstronność. Tytułem przykładu przypomnijmy postanowienia w sprawach II PUO 7/21 z 25 lutego 2021 r. oraz II PUO 4/21 z 11 marca 2021 r., w których SN podkreślił, że: „w rozpoznawanej sprawie sędziowie, których dotyczy wniosek [o wyłączenie – przyp. autora], złożyli jednobrzmiące oświadczenia, że nie zachodzą po ich stronie jakiekolwiek przesłanki, które wywoływałyby wątpliwości co do ich bezstronności w rozpoznawaniu sprawy. Należy w tym miejscu podkreślić, że ranga i pozycja ustrojowa sędziego Sądu Najwyższego, wszystkie walory osobowościowe, którymi powinien się cechować (w tym prawdomówność, integralność, odwaga cywilna, odpowiedzialność za składne oświadczenia), nakazują przyjąć pełną wiarygodność tych oświadczeń. Wypada zatem założyć, że z punktu widzenia osobistego nastawienia sędziów do rozpoznawanej sprawy są oni w pełni bezstronni, obiektywni i nie kierują się jakimikolwiek względami osobistymi”… no jak w to nie wierzyć?

Autor jest sędzią Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego i profesorem UG

Z powyższym naturalnie, jeśli na serio traktuje się wartość, jaką jest państwo prawne, nie sposób się nie zgodzić. Gwarancje rzetelnego procesu konstytuują bowiem państwo prawne. Bez nich to ostatnie staje się fikcją. Nic więc dziwnego, że TSUE przywiązuje do nich tak dużą wagę i nie godzi się w tym zakresie na jakiekolwiek kompromisy.

Odwołując się do orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w środowym wyroku TSUE przypomniał, że u źródła każdego z wymogów rzetelnego procesu sądowego znajduje się konieczność utrzymania zaufania, jakie władza sądownicza winna wzbudzać wśród jednostek, a także niezależność tej władzy od pozostałych władz. Na wspomniane zaufanie, jak i niezależność władzy sądowniczej może zaś wpływać sposób powoływania sędziów. Jeśli więc sąd krajowy, doszedłby do wniosku, że sposób powoływania sędziów przekłada się negatywnie na zaufanie, jakie sądy w społeczeństwie demokratycznym powinny wzbudzać u jednostki, to powinien uznać, że sąd orzekający w składzie tak powołanego sędziego nie jest niezawisłym i bezstronnym sądem i w konsekwencji, bez względu na jakikolwiek przepis prawa krajowego, uznać postanowienie wydane przez taki sąd za niebyłe. Co więcej, w takiej sytuacji nie istnieje możliwość powoływania się na jakiekolwiek względy wywodzone z zasady pewności prawa lub mające związek z powagą rzeczy osądzonej w celu uniemożliwienia sądowi uznania postanowienia za niebyłe.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?