Trybunał Konstytucyjny, podejmując decyzję w sprawie zmniejszenia emerytur byłym pracownikom SB, naruszył obowiązujący porządek prawny. Doszło do wyłamania rąk prawu – jak mówiono w okresie międzywojennym. To niebezpieczna sytuacja, ponieważ jeśli zdarzyło się to raz, może się powtórzyć w przyszłości.
Złamano zasadę nakazującą niestosowanie odpowiedzialności zbiorowej. Zrównano ze sobą wszystkich pracowników SB, nie robiąc żadnej różnicy pomiędzy tymi, którzy wypisywali przepustki albo dbali o zaopatrzenie, a tymi, którzy faktycznie dokonywali zbrodni. Tymczasem należy każdy przypadek rozpoznać indywidualnie i zbadać, czy ktoś popełniał przestępstwo, za które chcemy go ukarać. Należy podkreślić, że odebranie wyższej emerytury, którą można było pobierać przez ostatnich 20 lat, jest niczym innym jak formą kary. Nie można postrzegać tego inaczej, skoro chociażby grzywna, co też jest odebraniem pieniędzy, występuje w wielu miejscach kodeksu karnego.
Złamano też zasadę ochrony praw nabytych. Jeżeli z czegoś się korzystało przez wiele lat i nagle, z dnia na dzień, zostaje to odebrane, jak inaczej należy to postrzegać? Możemy stosować sztuczki lingwistyczne, mówiąc na przykład o porządkowaniu systemu emerytalnego, ale skutek wprowadzenia takiego prawa jest jeden. Każdy system prawny ma przepisy w rodzaju zasiedzenia albo przedawnienia gwarantujące, że po upływie pewnego czasu sprawę uznaje się za zamkniętą. Z tego trzeba wyciągać wnioski, bo system prawny musi być spójny.
Wskazuje się na odpowiedzialność moralną, ale należy jasno stwierdzić, że dążenie do tego, aby każdy przepis prawa pokrywał się z osądem moralnym, jest absolutnym nonsensem.
Pamiętajmy, że osoby, którym odbieramy wyższe emerytury, zostały zweryfikowane na początku lat 90. przez specjalną komisję, w której skład weszli działacze opozycji i osoby niezwiązane z władzą. Zweryfikowani pracowali przez ostatnich 20 lat na rzecz systemu demokratycznego. Wzburzony wyrokiem trybunału Andrzej Milczanowski, działacz opozycji, a następnie szef MSW, osoba pozostająca poza wszelkimi podejrzeniami, że jest sympatykiem służb bezpieczeństwa, przypomniał publicznie, iż w procesie weryfikacji władza zobowiązała się do poszanowania praw tych ludzi i on oczekuje dotrzymania danych wówczas gwarancji.